Las deszczowy i techno hostel w Santa Elena

in #polish6 years ago

IMG_20180313_142745244.jpg

Po tym co zostało nam zaserwowane w Orosi, nabraliśmy apetytu na jeszcze więcej. Zdecydowaliśmy się na podróż w górę, w rejon Monteverde (w dosłownym tłumaczeniu: Zielona Góra :D), a dokładniej, do małego miasteczka Santa Elena, które w ostatnich latach zamieniło się w turystyczną mekkę. Baza hotelowa jest niezwykle imponująca, a hiszpański można usłyszeć jedynie od sklepikarzy. Na ulicach króluje angielski z amerykańskim akcentem, a w tym czasie było słychać także nas, wielkich polskich podróżników 😊

Przejazd z San Jose do Santa Elena trwał ok. 6h, może nawet i więcej. Autobus wspinał się powolutku po szutrowej drodze i dojechał na miejsce tuż po zmroku. Na 1400 m n.p.m, na których znajduje się owe miasteczko, przywitał nas zimny, porywisty wiatr, czyli coś nowego, czego zupełnie się nie spodziewaliśmy w Kostaryce. Jako, że byliśmy przygotowani na wszystko, zarzuciliśmy polary i ruszyliśmy w stronę (jak się później okazało) NAJGORSZEGO pokoju hostelowego w jakim nocowaliśmy. Monteverde Hostel Downtown – nie polecamy.

Zabawa zaczęła się tuż po przywitaniu z niemiecko wyglądającym panem recepcjonistą, który twierdził, że przez Booking.com zrobiliśmy 2 rezerwacje, łącznie na 6 osób. Dodatkowo stwierdził, że cena jaką mamy podaną na rezerwacji jest o połowę niższa od ich cennika i oczekiwał wyższej zapłaty. Oczywiście, nie zgodziliśmy się i otrzymał tyle banknotów z leniwcami na ile opiewała nasza rezerwacja. Gdyby tego było mało, to jeszcze zaczął fukać i mamrotać coś pod nosem widząc nasze polskie paszporty. Po tym wszystkim otrzymaliśmy najgorszy z możliwych pokoi. Nie skłamiemy mówiąc, że było to 2x3 m mieszczące 3 osoby. Nieprzyjazny recepcjonista uwielbiał tanie i baaaardzo głośne techno, które katował od 6 do 23, a nasz fantastyczny pokój znajdował się przy recepcji, tuż obok głośnika. Fanami tego typu muzyki nie jesteśmy, więc ciężko było się wyspać i wypocząć, ale nie przyjechaliśmy tam spędzać czasu w budynku, dlatego ruszyliśmy czym prędzej na „miasto”.

Poza sklepami z pamiątkami, drogimi restauracjami, supermarketem i dworcem autobusowym za wiele tam nie ma. Naszym celem był trekking po jednym z lasów deszczowych, które są niezwykle popularne w tym rejonie. Wybraliśmy mniej uczęszczany i położony nieco dalej Santa Elena Cloud Reserve, nasz kumpel zaś udał się do bardziej popularnego Monteverde Cloud Forest Reserve.

IMG_20180313_094129021.jpg

Jak to zwykle z nami bywa, nie mogło pójść gładko. Zaczęło się od tego, że nie odnaleźliśmy przystanku, skąd odjeżdżał autobus do parku, zatem postanowiliśmy iść pieszo i w międzyczasie łapać okazję. Jak się później okazało, złapaliśmy autobus, który chwilę wcześniej mieliśmy problem odnaleźć, a kierowca za uśmiech i cukierka podwiózł nas pod bramy parku 😊 Szybki zakup wejściówek, kubek kawki (w cenie biletu to jakże nie skorzystać, a kawa tutaj jest pyszna), no i w drogę!

W Santa Elena Cloud Reserve ścieżki podzielone są na pętle, które zawsze kończą się w punkcie rozpoczęcia i w międzyczasie przecinają się z innymi w taki sposób, że niemożliwym jest się tam zgubić. Pierwszym przystankiem była wieża widokowa, która wznosiła się ponad koronami drzew. Podziwialiśmy jednak tylko obłoki skondensowanej pary, która powlekała szczelnie wierzchołki drzew, a wiatr był tak silny, że po 10 minutach mieliśmy serdecznie dość, tym bardziej, że chwilę wcześniej dotarła do nas rozwrzeszczana wycieczka szkolna.

WP_20180313_027.jpg

WP_20180313_069.jpg

IMG_20180313_101150464.jpg

Pomaszerowaliśmy szybciutko do wejścia na czarny szlak, który okazał się być najdłuższą i najmniej uczęszczaną trasą. Spacerowaliśmy w spokoju i ciszy, którą co jakiś czas przeszywały ptasie śpiewy. Śmiało, możecie dołączyć do nas, poniżej, krótka foto relacja:

IMG_20180313_101204670.jpg

IMG_20180313_114350125.jpg

IMG_20180313_123808067.jpg

IMG_20180313_132105812.jpg

WP_20180313_007.jpg

WP_20180313_016.jpg

WP_20180313_010.jpg

IMG_20180313_103451949.jpg

Niestety, nie spotkaliśmy żadnego leniwca, ale udało się nam pozdrowić mniejszych i tych trochę większych mieszkańców lasu. Jak mówi stare przysłowie: wszystko co dobre szybko się kończy tak i tym razem wszystkie ścieżki w końcu się skończyły i nadszedł czas by wracać.

IMG_20180313_105137061.jpg

WP_20180313_030.jpg

WP_20180313_045.jpg

WP_20180313_054.jpg

IMG_20180313_100542192.jpg

Wróciliśmy tym samym sposobem jakim dojechaliśmy, tym razem z pracownicą parku, która podwiozła nas pod sam „techno hostel”. Zmęczeni i bez możliwości odpoczynku, poszliśmy zjeść i planować dalsze zwiedzanie.

Wybór padł na wioskę La Fortuna, skąd kursują zorganizowane wycieczki na wulkan Arenal, ale przecież to nie dla nas. Co odkryliśmy i gdzie poszliśmy, o tym już niedługo 😊

Pura Vida!

Suchy i Moniś

WP_20180313_047.jpg

Sort:  

Las Deszczowy w Deszczu Zimnie i Wietrze?
oo to coś nowego! jak mu nie wstyd! :D

musicie sie przejechać ponad lasem tą kolejką linową (tą bez wagoników); tylko w jakiś cieplejszy dzień :)

widoki na fotkach przepiękne! co za zieleń! soczysta, omszała i dziewicza

PS:
a złośliwemu portierowi trzeba było podrzucić coś z tej muzy, którą prezentowałeś kiedyś u Leniwca! a nuż by mu sie spodobała? :D

Rozku! Teraz na farmie tez mamy las deszczowy przy +30 i całkiem fajnie zmoknąć :)

Zajebiste fotki! Piękne miejsce.

Pokój przy receprcji to chyba najgorsza możliwa lokalizacja, zwłaszacza kiedy hotel zamieszkują stada chińczyków.

Tam było pełno Niemców, ale Chińczycy chyba gorsi, choć już sam nie wiem :p

Świetny post. Gratki i pozdrawiam.

Coin Marketplace

STEEM 0.31
TRX 0.11
JST 0.034
BTC 64852.72
ETH 3178.07
USDT 1.00
SBD 4.20