Śródziemie: Cień Mordoru to świetna rozpierducha
Witam.
Chciałbym dzisiaj oznajmić wszystkim, że się uzależniłem... Trzeciego Wiedźmina przeszedłem jakieś trzy lata temu i od tamtej pory grałem w wiele różnorakich produkcji, ale "Śródziemie..." jest jedną z nielicznych, przy których bawię się chociaż odrobinę tak dobrze, jak przy ostatnich przygodach Geralta z Rivii. Dlaczego? Bo tutaj naprawdę się bardzo wiele udało.
"Śródziemie: Cień Mordoru" to RPG akcji z kamerą osadzoną za plecami bohatera osadzony w uniwersum znanym z "Władcy Pierścieni". Wcielamy się w Taliona, wojownika strzegącego Czarnej Bramy przed armią Saurona. Niestety w trakcie obrony, obrońcy ponoszą klęskę i ginie jego żona, syn i on sam. Okazuje się jednak, że został on przeklęty i połączony z duszą tajemniczego, pozbawionego pamięci elfa i przy każdej śmierci jest w wyniku tej klątwy wskrzeszany. Obaj zjednoczeni postanawiają odkryć prawdę na temat przeszłości elfa i dokonać zemsty.
Fabuła jest może niespecjalnie rozpisana, ale daje radę - wszelkie postacie jakie się w głównym wątku przewijają, są przesympatyczne, wraz z głównym bohaterem na czele. Niestety sam główny wątek jest zadziwiająco krótki i tak olewając nieco aktywności poboczne można ukończyć grę w jakieś kilkanaście godzin. Całe szczęście gra ma do zaoferowania wiele genialnych aktywności pobocznych, opartych głównie na systemie Nemesis. Generalnie gra nam oferuje dwie duże mapy, na których porozmieszczani są urukowi (tak, urukowi, nie orkowi) dowódcy różnych szczebel, którzy mają różne swoje wady i zalety, które można pozyskać zdobywając dokumenty z informacjami, które są porozmieszczane na mapie, bądź pytając specjalne oznaczonych urukowych szpiegów. Przykładowo więc jeden wódz może być wyjątkowo nieodporny na ataki z dystansu. Posiadając tą informację, możemy w czasie walki wspiąć się jakiś budynek (w grze mamy system spinaczki rodem z Assassin's Creed) i ostrzelać wroga z łuku zadając mu spore obrażenie, by potem zlecieć i go dobić, co da dużo lepsze efekty niż bezpośrednia walka na miecze od początku do końca. Takich różnych właściwości dotyczących zalet/wad przywódców jest mnóstwo i fantastycznie urozmaica to rozrywkę. Mordując to kolejnych dowódców uzyskujemy możliwość zabijania naczelnych wodzów, z którymi to walkę poprzedza jakaś krótka misyjka typu "zabij 5 zaznaczonych urukowych strzelców jakimś sposobem".
W późniejszym etapie gry uzyskujemy jednak zdolność naznaczania, czyli czynienia z przeciwnika swojego sprzymierzeńca. W ten sposób możemy zyskać sojuszników w trakcie walki, dowódce, który zdradzi wodza i jeżeli nie zginie w walce zajmie jego miejsce, czy samego wodza, który może nas wspierać. Takich mechanik jest tutaj mnóstwo i sami wodzowie, ich układ jest czysto losowy, co daje wiele frajdy.
Sam jednak byłem rozczarowany krótkością wątku głównego i samo zakończenie zostawiło mi sporo niedosytu.
Wiele radochy daje rewelacyjny system walki, który po prostu miażdży. Mógłbym się rozpisać na jego temat, ale zwyczajnie w świecie już mnie bolą ręce od stukania w klawiaturę (xD), więc musicie mi wierzyć na słowo.
Grafika jest bardzo ładna, może nie jest to "Miss of the games", ale cieszy oko. Na pochwałę zasługuje jednak świetna optymalizacja -> mój nieco przestarzały blaszak z GTX 750 Ti, na którym Wiesiek 3 chodził na detalach średnio-wysokich z liczbą klatek wynoszącą około 25-30 na luzie radził sobie z "Śródziemiem..." na wysokich z FPS'ami nie spadającymi poniżej 60.
Muzyka, czy dźwięk daje radą, a anglojęzyczny dubbing stoi na bardzo porządnym poziomie. Ostatecznie skłamałbym, gdybym nie nazwał "Śródziemia: Cień Mordoru" grą nierewelacyjną. Ta jedna z najnowszych produkcji osadzonych w realiach twórczości Tolkiena wciąga nieziemsko, do tego stopnia, że widok napisów końcowych zwyczajnie smuci.
W pełni popieram . Na dzień dzisiejszy nie ma lepszej gry dziejącej się w Sródziemiu . Gra warta polecenia .
ahh...grałoby się, tylko szkoda, że doba ma tylko 24h :D