"Doomer..." - mała zapowiedź? Liczę na Waszą opinię!
Witam.
Kino od zawsze było czymś, co szczerze kochałem i to jest ścieżka, na którą pragnę się nakierować, prędzej, czy później. Swoje pierwsze podrygi w pseudofilmikach robiłem już w 2013 roku, kiedy byłem jeszcze baaardzo młodym nastolatkiem.
Dwa lata później nakręciłem dwa kolejne, już na swój sposób konkretniejsze pseudofilmiki, które rozpoczęły moją amatorską przygodę z światem efektów wizualnych. W pierwszym, z okazji wielkanocy, przerośnięte jajko zaatakowało mój dom, a ja... dumnie rozwaliłem je za pomocą granatu, gdyż z niewiadomych przyczyn pistolet na kulki, który nagle w ramach przyjętego przez młodszego mnie konceptu, zaczął strzelać prawdziwą, ostrą amunicją, nie był w stanie go ruszyć.
Drugi mój tworek, którego nazwałem dumnie "Beast of War", opowiadał o ataku jakimś beznadziejnie wklejonego potwora, który potrafił wykonać tylko dwie, zrobione przez gościa, od którego go ściągnąłem, animacje. Gdy młody ja ubrany w przyduży mundur dostrzegł tą istotę, zaczął go ostrzeliwać pistoletem na kulki (którym, jak poprzednio, był naładowany zaiste prawdziwą amunicją), po czym zacząłem ucieczkę, zakończoną ukryciem się w krzakach. Po tym nagle, z niewiadomych przyczyn... nadleciał F-16, którzy zaatakował owe monstrum, które po tym wydarzeniu, wbiegło do okolicznego stawu... KONIEC.
(kadr z "Beast of War")
To były moje pierwsze filmowe podrygi... przez kolejne lata dużo się bawiłem... dużo też się nauczyłem... lecz niestety mocno wszystko na przeszkodzie od zawsze stawały mi... technikalia.
Programy do efektów wizualnych były przez marnawy komputer jedną wielką wylęgarnią zwiech i wywaleń do pulpitu, a jak udało mi się już coś wyrenderować, to okazywało się, że na materiale jest masa dziwnych błędów, a tu nagle przez jedną klatkę jest czarny ekran, a tu moje wycięcie zielonego tła nie zadziałało... i tak w kółko.
(inny kadr z "Beast of War")
To nigdy nie pozwoliło mi rozwinąć skrzydeł, pójść dalej, a wychowany jestem w domu, w którym pieniędzy zawsze jest mało z bardzo wielu przyczyn, których nie mam zamiaru wymieniać, bo nie o tym jest ten tekst. Chciałbym w końcu stworzyć coś większego, ambitniejszego. By to móc zrobić, potrzebowałbym nieco waszego wsparcia, ale od początku.
(Kadr z powstałego gdzieś na początku 2017 roku tworku, który nazwałem "Odwiedziny", tutaj efekty wizualne już wyglądały dużo lepiej, ale niestety masa znikąd niespodziewanych błędów przy green screenie i wielki koncert zawieszeń programu przy robieniu trójwymiarowej, komputerowej scenografii kompletnie zepsuł ten filmik)
Kojarzycie postać doomera? Smutnego, samotnego, przepełnionego poczuciem bezsensu mężczyzny po 20, którego życie opiera się na nudnym praca-dom i cudem jest, że coś w ogóle trzyma go przy życiu. Dostrzega wokół uśmiechnięte pary, słyszy rady rodziców i innych osób ze starszego pokolenia na temat kwestii tworzenia udanego życia, które straciły swoją aktualność wraz rozpowszechnieniem się internetu i nie wie... co robić. Z jakiś przyczyn, czy to z powodu silnego introwertyzmu, który w obecnych czasach jest cechą mocno niewskazaną, czy zmagania się z jakąś traumą, nie potrafi się odnaleźć w świecie i zbudować w nim choć fundamentów swojego szczęśliwego gniazdka.
Jest pewien typ animacji na youtube, który przedstawia losy jego postaci oraz mu podobnych. Jedną ze słynniejszych jest ta, z kanału "Prince of Zimbabwe"
Koncept takich animacji... zachwycił mnie. Chciałbym go jednak rozszerzyć - stworzyć pełny, chociaż kilkunastominutowy (choć bardzo chciałbym zrobić dłuższy), fabularny film, przedstawiający losy doomera. W moim pierwotnym koncepcie tytułowy bohater przypadkowo dowiaduje się o zaginięciu doomer girl (w memach ukazywana jako dziewczyna z krótkawymi, czarnymi włosami, która w zależności od mema, bo przedstawiana jest skrajnie różnie, bywa jedyną osobą, która odwzajemnia uczucia doomera i się z nim ostatecznie wiąże) i postanawia odnaleźć ją, czyli jedyną osobę, która go w pełni niegdyś zaakceptowała. Chciałbym mocno rozbudować tło psychologiczne tej postaci, ukazać jego stadium samotności, czy niejako stworzyć dojrzały film o mocno niezrozumianym problemie inceli w współczesnym, zawirowanym świecie.
Za główną inspirację służyłoby mi rewelacyjne "Nigdy cię tu nie było" Lynne Ramsay, ale dużo czerpałbym też z "Drive" Refna oraz drugiego "Blade Runnera".
Mam pomysł, mam umiejętności, brakuje jedynie środków na przede wszystkim lepszy sprzęt, który umożliwiłby mi realizację tego pomysłu. Zrobiłem ostatnio skromny teaser, mocno testowy, sprawdzający, czy jestem w stanie takie coś zrobić i... choć nadal mam masę błędów widocznych w wielu miejscach... przez co jakoś średnio skory jestem go udostępnić szerszej publice, to wierzę, że mogę... tylko, że potrzebowałbym Waszego wsparcia.
Zrobiłbym zrzutkę, oraz codziennie wrzucałbym posty nt. jej postępu, a wszelkie środki z upvote'ów pod nimi poszłyby na jej rzecz. Oczywiście zachęciłbym do dobrowolnego wsparcia finansowego na samej stronie zrzutki, wymyśliłbym jakieś chociaż skromne nagrody za to.
Wszystko zależy jednak tylko od was... Jesteście za?