Blue Ruin - Historia pewnego rozczarowania...

Witam.

 Jeremy Saulnier to nazwisko u nas nieznane. Jego dzieła prezentowane są zazwyczaj na różnorakich festiwalach filmowych, na których otrzymują one sporo nagród. Do takowych nagradzanych dzieł należy thriller pt. "Blue Ruin", który otrzymał 8 różnych nagród. Ocena na metacritic wynosi 77/100, co oznacza, że dzieło to powinio być znakomite...

Film opowiada o bezdomnym o imieniu Dwight, który na wieść o wyjściu z więzienia mężczyzny, który zabił jego rodzinę, postanawia się zemścić... tylko że ta zemsta wygląda tak, że przez pół filmu widzimy bohatera, który gdzieś albo idzie, albo jedzie, przez co film dłuży się niemiłosiernie.  

Postać głównego bohatera jest dość kiepsko zarysowana, twórcy nie dali jej żadnej wyraźnej osobowości. Przez cały film niewiele się dzieje i jako widz, czujemy, że historia jest mega sztucznie rozciągnięta.  

Zdjęcia wyglądają solidnie, aktorzy dają radę. Kilka scen w tym filmie to realizacyjne małe arcydzieła, zwłaszcza ciekawie zrobiony finał, niestety takie momenty toną w morzu scen zwyczajnie niepotrzebnych i nudnych. 

Seans od połowy zaczął mega mnie nużyć i ten film to jedno z moich największych filmowych rozczarowań. Zupełnie nie rozumiem zachwytów. Z lekkim niepokojem biorę się niedługo więc za następne dzieło tego reżysera - "Green Room", który również jest wychwalany i uznawany za jednego z najlepszych thrillerów ostatnich lat.  Mam nadzieję, że chociaż częściowo publika ma w tym przypadku rację...