Miłka i Żmijmił -

in #polish6 years ago (edited)

Cześć!

Zgodnie z zapowiedzią wrzucam fragment swojej próbki pisarskiej. Jest to początek powieści, ale powstanie ona tylko wtedy gdy będę miał motywację by ją pisać. W księgarniach jest tyle chłamu i ludzie marnują czas oraz pieniądze na czytanie książek, które nie warte są papieru na którym je wydrukowano. Sądzę, że steemit może być pewnego rodzaju "sitkiem". Jeśli będą czytelnicy, to będę miał motywację by pisać. Jeśli temat umrze... to nie będę dalej śmiecił moimi wypocinami i skupię się na czymś innym. Na razie będę wrzucał kolejne rozdziały w każdy weekend. A przynajmniej będę się starał :) 



Rozdział I

***

Słońce opadało za horyzontem. Krwistoczerwony blask zaognił chmury chciwie chłonące ostatnie promienie dnia. Świerszcze grały w niskiej trawie leśnej polany. Nieopodal czerwone tury leniwie skubały soczystą trawą porastającą skraj starożytnego boru. Co jakiś czas podnosiły wzrok i ciekawie strzygły uszami w kierunku kamiennego kręgu ułożonego na niewielkim wzniesieniu. Na jednym z głazów siedziała drobna, złotowłosa dziewczynka trzymając w dłoniach wciąż ciepły, okrągły bochenek chleba. Wyciągnęła żelazny nożyk i za przykładem matki czyniła na nim znak krzyża. 

- Niebo i Ziemia. Ogień i Woda. Niech zawsze nam sprzyja oddech Strzyboga.

 Rozerwała bochenek na pół i obchodząc krąg kładła kawałeczki na każdym kamieniu. Liczne ptaki leśne sfrunęły z okolicy i chętnie zbierały hojną ofiarę.

 - Jaskółeczki, kukułeczki, kwiczołeczki, strzygiełeczki, sikoreczki, gąsiołeczki i wszystkie wy inne leśne ptaszeczki. Zanieście tę ofiarę Bogom, co jak świat są stare. A Ty, Panie Wiatrów Strzybogu skieruj mi braciszka do naszego progu. On już drugie lato za wojami chodzi. Niech mu Strzybóg zawsze niebo wypogodzi. 

Otrzepała z lnianego fartuszka ostatnie okruszki i wpatrywała się przez chwilę jak najmniejsze ptaszki dokładnie je zbierają. Pokrzepiona modlitwą ruszyła z nadzieją w leśne ścieżki. Słońce już zachodziło przez co w borze było coraz ciemnej. Znała te ścieżki na pamięć a do chaty nie było daleko, więc niespiesznie spacerując wsłuchiwała się w ostatnie dźwięki kładącego się do snu lasu. Słyszała niedalekie porykiwanie tura – przywódcy stada, który dawał znać otaczającemu światu, że on jest królem tego boru. 

Bliskie bzyczenie pszczół gromadzących się przed snem w pniu starej lipy, przypomniało dziewczynce o czekającej kolacji. W drewnianej, krytej gontem chatce czekała jej matka, która zapewne już wydoiła starą kozę, więc mogła liczyć na ciepłe mleko i świeży chleb posmarowany masłem i miodem. Szkoda, że nie czekał na nią też starszy brat.  Żmijmił zaraz po postrzyżynach zabrał się z wojami na wyprawę wojenną. Mówił, że jak najadą Rzym to przywiezie im cały wór pierścieni, naszyjników i najlepsze jedwabie. Ale dziewczynka oddałaby wszystkie skarby świata, by znów móc zobaczyć brata. 


Nim się spostrzegła przeszła po kładce przerzuconej nad strumieniem i znalazła się przed drzwiami chatki. Dom ten był najbardziej magicznym miejscem w całym lesie. Obwieszony pękami schnących magicznych ziół, które porastały okoliczne pagórki i kwitły w ogródku otaczającym chatkę Wiedmy. Tak. Mama dziewczynki była Wiedmą. Do tego najsławniejszą i najmądrzejszą w całej okolicy. Odpędzała choroby, łagodziła bóle, przyjmowała porody i pomagała odejść do Nawii. Ze znaków na niebie czytała boskie nakazy: kiedy orać, kiedy siać, kiedy zbierać a kiedy pole na odpoczynek zostawić. Znała się na wszystkich ziołach, warzyła wywary i napary, robiła maści i stawiała runy. Tego wszystkiego powoli uczyła córkę, która w przyszłości miała przejąć jej obowiązki. 

 - O... Miłka. Jesteś już. Myj szybko ręce, jedz a potem siadamy do ksiąg.

 - Oj mamoo... ręce mam czyste!

 - Już ja Cie znam. Pewnie zrywałaś po drodze każdy napotkany listek nie zaprzątając sobie głowy tym z jakiej rośliny pochodzi. Masz tam na rączkach pewnie niezłą trutkę.

Nie chcąc się kłócić szybko nalała sobie trochę ciepłej wody z kotła nad paleniskiem do miski. Dolała zimnej wody i użyła pachnącego ziołowo mydła, które same robiły z mamą, a później sprzedawały ludziom ze wsi. Każda gospodyni chciała je mieć gdyż nadawało się do mycia nie tylko ubrań ale i ciała. Normalne  mydło było bardzo żrące. To dzięki odpowiedniej recepturze i dokładnie przeprowadzonemu warzeniu, wiedmowe mydło nie niszczyło delikatnej ludzkiej skóry. Chłopki, by tego nie zrozumiały więc mama tłumaczyła, że to magia ziół i odpowiednio przeprowadzony rytuał czyni to mydło magicznym. Codzienne mycie rąk zaś zsyła obdarzające zdrowiem błogosławieństwo Matki Ziemi. A cotygodniowa kąpiel w ciepłej wodzie z mydłem, łączy potęgę wody, ognia i ziemi, odpędzając złe duchy i choroby.

Miłka wytarła czyste rączki i siadła do stołu, gdzie stało ciepłe mleko, świeżo upieczony chleb, masło ze wsi i miód od bartników. 

- Jutro pójdziemy zapolować – rzuciła mama. Może trafi się jakiś szarak lub kuropatwa? Zjadłabym jakieś mięso, a Ty?

- Nie. Przecież wiesz, że nie lubię mięsa. Biedne zwierzątka też chcą żyć – odpowiedziała z wyrzutem dziewczynka.

- Oj głuptasku. Wiesz, że taki jest krąg życia. Tak to stworzyli Bogowie, że ludzie muszą jeść i mięso i rośliny, by zachować zdrowie i siłę. A szczególnie małe dziewczynki, które lubią biegać po lasach i łapać ropuchy.

- Blee! Nie lubię ropuch. Wolę węże... - dziewczynka posmutniała. Uganianie się za wężami było jedną z najlepszych zabaw Żmijmiła. Matka usiadła obok i przytuliła swoje dziecko.

- Żmijek wróci. Nie martw się kochanie. Pamiętasz przecież, że dałam mu medalion? Taki sam jak Tobie. 

Miłka wyciągnęła spod koszulki ciężki wisiorek. Wyżłobiony w brązie Swadziebnik zachwycał łączącymi się centrycznie czterema „S”. Każde „S” było wężem o innej strukturze łusek. Mama otrzymała medalion od ojca Miłki, podczas zaślubin.

- Jest taki piękny. Mamo... a opowiesz mi... – dziewczynka zawahała się na chwilę – … jak Żmijmił do nas trafił? Proszę...  

- Miałyśmy po wieczerzy uczyć się latiny a nie opowiadać bajki.

- Historia vitae magistra est - rzuciła rezolutnie dziewczynka 

- Adulescentia est tempus discendi, sed nulla aetas sera est ad discendum. No niech Ci będzie. Ale jutro skoro świt wydoisz Klementynę i powtórzysz cały siódmy rozdział w Anatomiconie. A teraz umyj się szybko i kładź się do łóżka. Zaraz Ci wszystko opowiem.

Miłka radośnie zaklaskała dłońmi, szybko się ogarnęła i leżała w swoim łóżku czekając na historię. Mama po chwili przyszła do sypialni niosąc woskową świecę, którą położyła na stoliku obok łóżka. Zaczęła opowiadać spokojnym, ciepłym głosem. Tak samo opowiadała wszystkie bajki i historie o Bogach... 

- Było upalne lato, takie samo jak teraz. Wypadał akurat Tydzień Peruna. Wszyscy składali gromicznemu Bogu ofiary. Biedniejsi ofiarowywali koguta, zamożniejsi ubijali wieprze, zaś najszlachetniejsi składali w ofierze byka. W tygodniu Peruna święte gaje są pełne szczęśliwych ludzi, ale jeden dzień jest szczególny. W dzień Perunicy nikomu nie wolno pracować w polu, żeby nie ściągnąć na siebie jej gniewu. W ten dzień jednak mało kto wybierał się w pole bo akurat padało, a Perunice tańczyły na niebie razem z wichrem. To było ich święto, więc robiły co chciały. Wiatr wyrywał drzewa z korzeniami i rzucał nimi jak patyczkami. Perunice zaś uderzały w najwyższe drzewa rozszczepiając je na połówki. Byłaś wtedy jeszcze mała i bardzo bałaś się ich głośnych zabaw. To wtedy, w tę noc przynieśli do naszej chaty Twojego nowego braciszka. Był cały mokry i ubrudzony błotem. Blady jak sama śmierć. Miał może z pięć lat. Ledwo oddychał. Jego małe serduszko biło bardzo słabo. Chłop, który go przyniósł powiedział, że trafiła go Pierunica. Wspiął się na posąg Peruna a na plecach miał uwiązany jakiś zardzewiały miecz. Kobiety krzyczały, żeby zszedł, ale pewnie ich nie słyszał. Zresztą nikt nie wiedział czyj on jest. Sierota, przybłęda, nie miał rodziców. I kiedy tak stał na głowach Peruna, uniósł ten zardzewiały miecz w górę. Wtedy Perunica rozdarła niebo. Grom był tak głośny, że ludzie na placu pogłuchli. Jak się opamiętali, zobaczyli posąg Peruna rozszczepiony na pół. A pomiędzy połówkami leżał nieprzytomny chłopiec. Wyglądało to tak jakby urodził się na nowo we wciąż ciepłych trzewiach posągu Peruna. 

- I został moim braciszkiem! A Ty jego mamusią! 

- Tak skarbie. A teraz śpij.  



Obraz wykorzystany w tym wpisie pochodzi z TĄD

Sort:  

czekam na więcej :)
steemit nie jest sitkiem ludzie podbijaja posty botami, nie widza ich, nie czytaja
wrzucaj cierpliwie a znajdziesz czytelników musi to do nich dotrzeć poprostu

Dzięki za miłe słowo :)

Podobało mi się, będę czytał :)

Coin Marketplace

STEEM 0.21
TRX 0.13
JST 0.030
BTC 66917.83
ETH 3499.90
USDT 1.00
SBD 2.89