Tak sobie myślę: Zbyt małe porcje w restauracjach to oznaka chciwości właściciela
Umówmy się: każdy lubi coś dobrego zjeść. I każdy lubi jak jest tego dużo, szczególnie, jeśli jest to dobre.
Na pewno znacie to uczucie. Jesteście głodni, bardziej lub mniej, ale trafiacie do restauracji. Z klientem, z rodziną, z przyjaciółmi czy po prostu sami. A w menu:
pieczona pularda z ziarnem orkiszu, smażonym żółtkiem i sosem marchewkowym
czy jakieś inne
medaliony z jelenia flambirowane w armaniaku z puree pod jogurtową pierzynką
z cenami rzędu kilkudziesięciu złotych. Co myślisz?
Trafiłem do restauracji o wyższym standardzie.
Z pewnością. Wybierasz więc jakąś zupę, danie główne, deser i coś do picia, płacąc ostatecznie jakąś stówkę. Zwykle ponad niż mniej. Wychodzisz najedzony? Niekoniecznie.
Dużo miejsc chce uchodzić za premium. Co oznacza w gastronomii premium? Dla mnie, to połączenie kilku elementów - lokalizacji i widoku, wystroju wnętrza, sposobu obsługi, wyposażenia restauracji oraz wreszcie - co chyba powinno być na pierwszym miejscu - jakości przygotowanego posiłku. Od dobrej restauracji będziemy oczekiwać świeżo przygotowanego posiłku z wysokiej jakości produktów (choć niekoniecznie z najwyższej półki), i jesteśmy w stanie zrozumieć że wymaga to wyższej ceny posiłku w ogóle.
I w tym momencie przeciętny zjadacz chleba jest pośrednio zaatakowany. No bo przyszedł do restauracji, jest dystynktywnie, ładnie i w ogóle nie ma się do czego przyczepić, aż tu trafia do Ciebie zupa.
Jakieś 150ml, zdecydowanie przymało, ale już cieszysz się na danie główne tak pięknie opisane w menu:
nie za bardzo objedzony wreszcie dostajesz deser - kostka 50g sernika oblana niechlujnie fantazyjnie czekoladą.
Jeśli tak jest to wiedz, że coś się dzieje - pewnie lokal jest prowadzony przez menedżera, dla którego podawanie dziecięcych porcji dorosłym jest sposobem na podniesienie prestiżu miejsca i jednocześnie pomysłem na to jak z klienta wyciągnąć jeszcze parę złotych - no bo jeśli jeszcze głodny, to może coś jeszcze zamówi...
W jakim miejscu wolałbyś zjeść: w niczym nie wyróżniającym się, ale schludnym bistro jakich wiele, gdzie za schabowego zapłacisz dwadzieścia kilka złotych, z rozsądną porcją w normalnych warunkach, czy też w restauracji pretendującej do bycia premium, gdzie za takiego schabowego zapłacisz dwa razy więcej, ale za to porcja będzie połowę mniejsza?
Do czego zmierzam: #taksobiemysle że jest dla mnie kompletnie niezrozumiałym, dlaczego w takich "lepszych" restauracjach oszczędza się na wielkościach porcji - mimo wszystko czymś, co jest tanie - bo dodanie trzeciej kulki ziemniaków czy 50g mięsa stanowi ułamek końcowej ceny. A jako właściciel restauracji nie przebaczyłbym sobie, gdyby wyszedł z niej ktoś głodny.
Ja zawsze uważałem że w tego typu restauracjach smakuje, delektuje się potrawy a nie najada do syta. Czym innym jest napchać się tak aby ledwo się ruszać a czym innym uczta smakowa.
To trochę tak jak z np. czekoladą można się delektować jedna małą kosteczką, smakować ją jak najdłużej, chłonąc wszelkie niuanse smakowe, można też opędzlować bezrefleksyjnie do zemdlenia jedną lub dwie całe tabliczki.