Goczałkowickie "morze"
Cześć.
Dziś, w drodze do parku zamkowego w Pszczynie (o czym będzie w osobnym poście), jadąc boczną drogą, natknąłem się na drogowskaz - "do zapory".
Szybka decyzja - odbijamy w lewo.
Po kilkuset metrach wielki "zakaz ruchu" hamuje mój entuzjazm, na szczęście po prawej dostrzegam parking.
Zostawiamy auto i na piechotę zmierzamy, jak to mówił drogowskaz, "do zapory".
Na szczęście (lub nie - jeśli ktoś lubi długie spacery w niewiadomym kierunku) szybko docieramy do korony zapory w Goczałkowicach.
Wszedłem na zaporę i od razu pojawił się u mnie uśmiech od ucha do ucha :)
Na "dzień dobry" wita mnie "INSPEKTOR". Na szczęście nic ode mnie nie chce, czeka spokojnie na swoją robotę.
Słowa utworu Budki Suflera "Martwe morze stoi wokół nas.." pasują mi tutaj akuratnie.
By ukazać wielkość tego jeziora , "machnąłem" taką panoramę.
Doszliśmy zaledwie do połowy zapory (cała ma ok. 3 km długości), a tu reszta towarzystwa odmawia współpracy. Rzekomo ciepło jest i słońce świeci itd.... ehhh - przyjdzie zima, to będą narzekać, że jest zimno :)
W drodze powrotnej postanowiłem uwiecznić najważniejszą część zapory - czyli system spustowy.
Dla zainteresowanych wielkością zbiornika, udostępniam zdjęcie ogólnodostępnej tablicy, przy wejściu na zaporę.
Miejsce które opisuję, to ta mała żółta kropka przy prawym brzegu zdjęcia, powyżej środka.
Wracając z zapory natknąłem się jeszcze na walkę Dawida z Goliatem. Jeden samotny mak pośród morza zieleniny.
Na szczęście w odwodzie miał kilku kumpli :)
Polecam wizytę za zaporze Goczałkowickiego "morza" :)
Go here https://steemit.com/@a-a-a to get your post resteemed to over 72,000 followers.
No to się minęliśmy. Akurat dziś byłem w Goczałkowicach ;)
PS. Ty się śmiej, ale ja jak byłem mały naprawdę myślałem, że to jest morze. Pod koniec lat 80-tych trochę inaczej to wyglądało. Była plaża. Na plaży można było znaleźć muszle. To utwierdzało mnie w przekonaniu, że znajduję się nad morzem. Dopiero po latach zacząłem rozkminiać, jak to było możliwe, że jeździłem z rodzicami w koszyku na rowerze... nad morze.
Oj, szkoda ogromnie, że się nie spotkaliśmy. Rozmowa o Steemicie, w tak ładnych okolicznościach przyrody, byłaby arcyciekawa :)
Robi wrażenie, kawał wody.
Mój pech nad tym jeziorem polegał na tym że wybraliśmy się tam na ryby w piękny słoneczny dzień, po wykupieniu zezwolenia, wybraniu miejsca i zarzuceniu wędek pełen relaks może trwał góra 2 godziny po czym była ulewa, burza, silny wiatr więc w tym wszystkim trzeba było się pakować i z powrotem jechać do domu. Więcej godzin jazdy niż odpoczynku, dużo połamanych drzew wtedy zastaliśmy wracając. Pozostaną tylko wspomnienia z tego dnia.