Tajski epizod z dreszczykiem. Rozdział 2: Jak zostać nauczycielem? Część 2.

in #polish7 years ago

Link do poprzedniego wpisu: "Tajski epizod z dreszczykiem. Rozdział 2: Jak zostać nauczycielem? Część I.

Z samego rana Pete — jeden z kandydatów na nauczyciela języka angielskiego w Tajlandii — wyciąga mnie na plażę. Poznaliśmy się jeszcze na lotnisku w Phukecie, czekając na przedstawiciela szkoły, który odbierał kursantów.

Kilkanaście minut rozmowy w taksówce wystarczyło, by stwierdzić, że będzie wesoło. Pete był czterdziestokilkuletnim otyłym brytyjskim gejem mieszkającym w Holandii. Rzucił kierownicze stanowisko w ONZ, gdzie zarabiał kupę siana, i postanowił uczyć angielskiego w Tajlandii. Trudno było jednoznacznie stwierdzić, czy to kryzys wieku średniego, czy też świadoma i przemyślana decyzja podobna do mojej, gdy postanowiłem rzucić nieźle płatną fuchę w korporacji na rzecz włóczenia się po świecie.

Dwóch potężnych facetów dosiada mały skuter, zwykle mieszczący czterech Azjatów i psa. Pete wyjeżdża spod szkoły na główną ulicę i włącza się do ruchu z pewnością dziewicy przed pierwszym stosunkiem. Pęd powietrza nieco studzi nasze smażące się w ponad trzydziestostopniowym wilgotnym skwarze cielska. Ruch na drogach jest chaotyczny i trudno dopatrzyć się jakichś szczególnie przestrzeganych reguł. Nawet czerwone światła na skrzyżowaniach zdają się być jedynie rzadko zauważaną sugestią, a nie bezwzględnym nakazem.

Szybko opuszczamy miasteczko o kolonialnej zabudowie, co jest zagadką, biorąc pod uwagę fakt, że Tajlandia nigdy nie została skolonizowana przez żadną z dawnych europejskich potęg. Mijamy znane mi już Tesco Lotus i Central Festival, wyjeżdżamy na szosę i telepiemy się powoli w kierunku wybrzeża, modląc się po cichu, by skuter nie złamał się na pół pod naszym ciężarem na pierwszym lepszym wertepie.

Regularnie wyprzedzają nas inne skutery i motocykle wiozące minimum troje pasażerów, co sugeruje, że pełnią rolę samochodów rodzinnych, pick-upy załadowane ludźmi, zwierzętami i towarami oraz songthaews, w których panuje ścisk większy niż w tokijskim metrze w godzinach szczytu. Po obu stronach drogi mijamy sporadyczne zabudowania mieszkalne na terenach wykradzionych wiecznie zielonej dżungli, niemiłosiernie splątane kable energetyczne wydające dziwne odgłosy tuż nad naszymi głowami oraz niezliczoną liczbę ociekających złotem lub tylko pozłacanych buddyjskich świątyń, o charakterystycznej stożkowatej budowie. Im bliżej wybrzeża, tym więcej barów wabiących bogatych turystów z Zachodu anglojęzycznymi napisami i seksownymi, uśmiechniętymi kelnerkami. Po blisko godzinnej podróży, od której tyłek przyrasta mi do siedzonka skutera, docieramy na miejsce.

Pete zostawia motorower na parkingu, po czym ruszamy pieszo w kierunku plaży Nai Harn, leżącej w zatoczce pomiędzy dwoma niewielkimi pagórkami pokrytymi zieloną roślinnością tropikalną. Mijamy znak pokazujący, którędy należy wiać przed tsunami, kilka barów i naprędce zaimprowizowanych salonów masażu, ignorując zaczepki naganiaczy. Plaża jest przestrzenna, pustawa i pełna czystego, białego piasku prowadzącego wprost do płytkiej, ciepłej, turkusowej wody. Na piasku stoi kilkadziesiąt pustych leżaków z parasolami, a turystów można policzyć na palcach jednej ręki. Prawdziwy raj na ziemi. Późniejsze szczegółowe zwiedzanie uświadomiło mi, że Nai Harn to chyba najlepsza plaża na wyspie Phuket. Niestety i ona w szczycie sezonu robi się nieprzyjemnie zatłoczona.

Jak dzieci pluskamy się w wodzie, której temperatura niewiele różni się od temperatury powietrza, stanowiąc raczej marną ochłodę. Zasiadamy na leżakach pod parasolem z zimnym piwem Chang w ręku. Jedna z miejskich legend głosi, że nie zostało ono dopuszczone do sprzedaży w Unii Europejskiej z uwagi na śladową zawartość amfetaminy i 43 innych substancji chemicznych, których nie udało się zidentyfikować w trakcie testów. Szybko łapię się na tym, że chang staje się najczęściej spożywanym przeze mnie trunkiem w Tajlandii. Piwo jest podawane w zmrożonych kuflach pełnych lodu, co gwarantuje jego niską temperaturę przez jakieś 10 minut. Picie piwa z lodem jest tu tak popularne jak w Polsce bigos na święta. Szybko adoptuję ten nowy zwyczaj.

Zwracam uwagę na tatuaż Pete’a przedstawiający skrzyżowanie kobiety i nieznanego tworu pochodzenia morskiego. — To moja prywatna bogini morza. Przyśniła mi się kiedyś w nocy. Wierzę, że chroni mnie przed złymi mocami. Dlatego postanowiłem ją sobie wytatuować — wyjaśnia mój towarzysz. Opowiadam Pete’owi o mojej wczorajszej randce na jego prośbę, po czym on, nieproszony, rewanżuje się opowieścią o swoim wieczorze. — No więc pojechałem do tej gejowskiej sauny w centrum, gdzie dzieliłem pokój z trzema młodymi chłopakami. Cały czas się na mnie gapili, dziwnie się uśmiechając. Poszedłem pod prysznic, a jeden z nich wyszedł za mną... W ogóle mu nie przeszkadzało, że jestem dwa razy starszy i grubszy od niego... Człowieku, mówię ci... To był bóg pieprzenia! — krzyczy podniecony, zawodząc jak panienka.
Zamawiam kolejne piwo, starając się zneutralizować wyobraźnię tworzą- cą scenę, która tak bardzo podekscytowała mojego kompana.

— Czy to Eric? — Pete wyrywa mnie z odrętwienia.
— Gdzie?
— No tam, na plaży!
— Gdzie? Nie widzę...
— Tam, na końcu! Sukinsyn przyjechał z dwoma dupami!
— Aha... na to wygląda — komentuję bez entuzjazmu.
— Chyba powinniśmy się przywitać.
— Naturalnie — mówię, uśmiechając się złośliwie.

Eric to niezwykle tajemnicza postać. Pochodzi z amerykańskiego midwestu.
Z niejasnych przyczyn spalił za sobą wszystkie mosty w USA, sprzedał dom i przyjechał szukać szczęścia w Tajlandii. Podobnie jak ja nie potrafił znaleźć wspólnego języka z młodymi, rozbrykanymi Anglosasami, traktującymi kurs TEFL jako dłuższe wakacje, na które łatwiej było naciągnąć rodziców. Podczas gdy mi najzwyczajniej w świecie szkoda było czasu na puste znajomości, nic niewnoszące do mojego życia, Erica najwyraźniej toczyła chroniczna depresja. Jego filozofia życiowa zamykała się we frazie: „Życie jest jednym wielkim pasmem niepowodzeń”. Dziś jednak wyglądał na bardziej zadowolonego niż zwykle. No ale który czterdziestoparoletni mężczyzna nie byłby zadowolony, spędzając sobotnie popołudnie w towarzystwie dwóch o połowę młodszych seksownych Tajek?

Niezmieszany naszą obecnością Eric czyni honory pana plaży. — Marek, ty już znasz Gai. A to jest Shampoo (Tajowie na co dzień nie posługują się swoimi prawdziwymi, często długawymi i trudnymi do wymówienia i zapamiętania, oficjalnymi imionami. Każdy Taj przy urodzeniu otrzymuje przezwisko, z reguły o zabawnym znaczeniu, nawiązujące do jakiejś cechy wyglądu. I tak oto poznaliśmy Kurczaka Gai i Szampon...

Gai, znacie się z Markiem, a to jest Pete. Mam nadzieję, że zapamiętacie — powiedział. Dziewczyny składają ręce w ładnym łaju, a ja odpowiadam tym samym, wywołując pisk zachwytu u obu pań. Rzeczywiście, znam już Gai. Jest kelnerką w restauracji niedaleko naszej szkoły. Eric pukał ją od kilku dni. Ja chciałem puknąć jej koleżankę, pracującą w tej samej knajpie, ale odpuściłem, gdy nie pojawiła się na pierwszej randce, wysłała mi esemesa o treści „FUCK YOU”, a następnie stwierdziła, że to nie ona, kłamiąc, że ukradziono jej telefon. O fałszywej kradzieży dowiedziałem się, gapiąc się na jej tyłek opięty w ciasne dżinsy, który zaczął podejrzanie świecić pod wpływem otrzymanego esemesa.

Rozmowa się nie klei, bo dziewczyny praktycznie nie mówią po angielsku, a od nas trudno oczekiwać znajomości tajskiego. Poza tym Eric wydawał się nie potrzebować męskiego towarzystwa, więc zostawiamy go w spokoju. Kończymy browary i w dobrych humorach wskakujemy na skuter, próbując wrócić do miasteczka, zanim złapie nas popołudniowa ulewa charakterystyczna dla kończącej się właśnie pory deszczowej.

Niestety, nie udaje się i do Phuket Town dojeżdżamy przemoczeni do suchej nitki. Jesteśmy jednak cali i zdrowi, co wcale nie było takie pewne, biorąc pod uwagę kombinację skutera, deszczu, chaotycznego ruchu drogowego i wypitego piwa.

Ciąg Dalszy Nastąpi...

Sort:  

Fajna historia, zwłaszcza, że dotyczy Twojego własnego życia.
Czekam na następne. Sugestia?

Dzieki za mile slowa. Kazda sugestia jest mile widziana wiec wal smialo :-)

Wow, świetnie piszesz! A Twoje przygody są jakby żywcem z jakiegoś filmu komediowego wzięte :D

Coin Marketplace

STEEM 0.17
TRX 0.15
JST 0.028
BTC 56248.57
ETH 2324.42
USDT 1.00
SBD 2.34