Moje starocie #5 - Lśnienie

in #polish6 years ago

Pozostajemy w klimatach horrorowych.

Nie da się ukryć, że Stanley Kubrick potrafi trzymać w napięciu. Chociaż Lśnienie momentami bywa naiwne. Może nie aż tak naiwne, jak Odyseja Kosmiczna, ale o szczegółach później.

Shining.png

Chapeau bas za umiejętność zbudowania i utrzymania napięcia bez cyfrowych efektów specjalnych czy zaciemnionych kadrów, a jedynie dzięki grze aktorów, ruchom kamery i odpowiednio dobranej ścieżce dźwiękowej (szkoda tylko, że po dwóch godzinach słuchania XX-wiecznej awangardy muzycznej rozbolała mnie głowa). Chyba jedyny horror, jaki w życiu widziałem, w którym wszystko jest wyraźnie podświetlone i w którym wszystko wyraźnie widać.

Jeśli chodzi o grę, to aktorzy zrobili to, na co było ich stać. Shelley Duvall nie jest wybitną aktorką, ale chyba nie trzeba było jej nominować do złotej maliny. Też nie wiem, czy trzeba było nominować Scatmana Crothersa do Saturna – trochę pośmieszkował i na tym się jego rola skończyła (dziś horror, w którym jedyną ofiarą jest murzyn, chyba by nie przeszedł). Oczywiście wśród obsady najbardziej błyszczy genialny Jack Nickolson.

Natomiast niestety rozumiem nominację do Złotej Maliny za reżyserię. Mimo niezwykłości dzieła, jest się czego przyczepić. Przede wszystkim zbyt nagłe przejście od normalności do szaleństwa. Jest sobie pisarz, któremu nagle odbiło. Bez powodu (jest to trudne, ale można - po mistrzowsku tego typu przejście zrobił Smarzowski w Kuracji; polecam). Co gorsza, już na samym początku filmu mamy spoiler w postaci wspomnienia brutalnej historii sprzed lat, co do której łatwo się domyśleć, że będzie próbowała się powtórzyć. Niestety nie brakuje tego, za co lubimy horrory. W całym hotelu jest jeden pokój, o którym mały Danny wie, że nie powinien tam wchodzić. Nie muszę pisać, co robi.

Lejącej się krwi też nie brakuje, ale jest ona w formie symbolicznej. Generalnie film jest pełen symboli. W filmie o psycholach musi być bieganie po labiryncie, ujęcia w lustrach itp. I tę gra symbolami wyszła Kubrickowi bardzo smacznie. No może z wyjątkiem niedwuznacznej sceny z niedźwiedziem i kelnerem – WTH!?. Jakieś 15-20 minut przed końcem filmu główna bohaterka w samym środku walki o życie spotyka kolesia, który w stroju niedźwiedzia, z gołym tyłkiem zabawia oralnie kelnera. Po co?! Nie mam pojęcie, ale podobno jest to motyw z książki (bo Lśnienie jest adaptacją książki Stephana Kinga chociaż nieco zmienioną). Aczkolwiek w filmie wygląda bardziej jak motyw z d… No nieważne skąd.

Niestety nie wiadomo, czy hotel Panorama, w którym rzecz się dzieje, jest nawiedzony, czy nawiedzeni są tylko bohaterowie filmu. Czy postacie widziane przez bohaterów, faktycznie istnieją? Mimo że najbardziej pokazane jest szaleństwo głównego bohatera, ewidentnie widać, że jego żona i syn też odbiegają od normy (żona chyba najmniej, mimo że przez większość filmu krzyczy, panikuje i płacze). Z drugiej strony w normalnych hotelach spiżarnia, w której zamknięty jest główny bohater-psychopata, nie otwiera się sama z siebie. Głosy w głowach szaleńców nie otwierają spiżarni.

Niektórzy podobno zarzucali Kubrickowi, że horror nie był odpowiednim gatunkiem dla reżysera tej klasy, ale nie oszukujmy się, nie jest to normalny horror.

Świetną robotę zrobił John Alcott odpowiedzialny za zdjęcia. Zastosowanie steadicamu pozwoliło na płynne podążanie za fabułą podczas kręcenia z ręki. Kamera uważnie śledzi bohaterów, często obserwując ich z nietypowej perspektywy, co dodatkowo pomaga w budowaniu napięcia..

Istotnym elementem filmu jest muzyka. Czasem można odnieść wrażenie, że zbyt istotnym. O ile Kubrick stroni w filmie od efektów specjalnych, o tyle efekty dźwiękowe są tam tym, co przede wszystkim tworzy nastrój. Motywy elektroniczne Wendy Carlos i Rachel Elkind genialnie przeplatają się z poważnymi i awangardowymi utworami Györgya Ligetiego, Béla’ego Bartóka oraz Krzysztofa Pendereckiego. Podejrzewam, że słuchanie samej tylko ścieżki dźwiękowej (bez oglądania filmu) mogłoby również wywołać w człowieku jakąś formę niepokoju.

Na koniec pozwolę sobie dodać, że zamarznięty Jack Nicolson ma w sobie coś z Jima Carreya.

Ciężko ocenić ten film. Z jednej strony ma w sobie coś niezwykłego, a z drugiej – coś odpychającego.
Jeśli ktoś stwierdzi, że dałem za niską albo za wysoką ocenę, to nie będę protestował, ale moim zdaniem:
Lśnienie: 7/10.

Sort:  

Świetna rzecz, na pewno do ponownego obejrzenia. A spostrzeżenie z podobieństwem do Carreya trafne.

Posted using Partiko Android

Kiedyś na pewno wrócę do tego filmu. Za pierwszym razem nie "kupił" mnie odpowiednio. Może nastawiałem się na coś innego. Liczę, że przy powtórnym seansie dojrzę w nim "to coś".

Oryginał Kinga czytałem, ale inne jego książki bardziej mi się podobały.

Coin Marketplace

STEEM 0.27
TRX 0.21
JST 0.038
BTC 96318.64
ETH 3643.35
SBD 3.80