Moja klasyki #12 – Taksówkarz (1976)

in #polish5 years ago

Jak to jest? Swojego czasu TVP zrobiło film (w ramach serii Klan) o taksówkarzu wyciągającym młodą k***ę z burdelu. Śmiechu było co niemiara. Beka na cały internet. Ale gdy kilkadziesiąt lat wcześniej ten sam motyw pojawił się w Ameryce, to był to wybitny film. Jednak co Hollywood, to Hollywood. Ale czy na pewno taki wybitny? Nie jestem pewien.

Oczywiście Różnica między ciapowatym Ryśkiem Lubiczem a weteranem wojny w Wietnamie Travisem Bicklem jest wyraźna. Rysiek nie cierpi na bezsenność, nie jeździ po najciemniejszych zakamarkach Bronksu, wożąc degrengoladę moralną i raczej nie musi usuwać z auta spermy czy krwi. A taki jest właśnie Taksówkarz Martina Scorsese. Brudny, zimny, pełen przemocy i plugastwa.

Przez dominujący na planie mrok przebija się przez chwilę pracownica kampanii wyborczej Betsy, o której względy zabiega główny bohater. Jednak umizgi kończą się porażką, co przekonuje Travisa do tego, że jego wybranka również jest częścią wszechogarniającej go brzydoty i zła. Tytułowy taksówkarz postanawia zrobić w mieście małe porządki.

Na razie można by pomyśleć, że mamy do czynie ze szlachetnym, nieskazitelnym bohaterem, który poświęca się dla dobra ogółu, aby uczynić świat lepszym, ale powiedzmy sobie szczerze, to są lata 70. Na ekranie już od dawna nie ma miejsca na wyraźną granicę między dobrem a złem. Bo czego spodziewał się główny bohater zapraszając elegancką, kulturalną kobietę w ramach randki na film porno. Kto normalny zaprasza świeżo poznaną dziewczynę do kina porno?! Czy Travis jest tym dobrym, jeśli później próbuje odstrzelić kandydata na prezydenta? Z resztą wątek nieudanego związku schodzi ostatecznie na boczny tor. Taksówkarz spotyka w pewnym momencie małoletnią k***ę, którą postanawia wyciągnąć z burdelu. Z resztą relacja między młodą Iris a jej alfonsem Matthew też jest jakaś niejednoznaczna. Bo normalnemu człowiekowi przychodzą w takiej sytuacji na myśl jakieś okropności, a tu widzimy iluzję szczerego uczucia. Iris raczej próbuje bronić swoich „oprawców”.

Sam film jest bardzo dobrze zrobiony. Ciekawe ujęcia, prowadzenie kamery, interesujący sposób opowiadania historii. Nie da się ukryć, że Scorsese ma swój specyficzny charakter pisma. Czasem może nawet zbyt specyficzny. Jestem też komikiem, więc przyznam szczerze, że oglądając film, co rusz przychodziły mi na myśl głupie rzeczy. Taksówkarz czasem aż się prosi o sparodiowanie. Bo zrobiony jest w konwencji filmu noir, co może było dobre w latach 40. Spoglądanie na tętniącą nocnym życiem ulicę z punktu widzenia jadącego powoli samochodu, przy wtórach (skądinąd przepięknej) muzyki okraszonej wewnętrznym monologiem głównego bohatera, prowokuje do tego, żeby na tej ulicy wydarzyło się nagle coś absurdalnego.

Sam De Niro, który podobno zagrał wybitną rolę, mimo wszystko ma w sobie coś z ciapowatego Ryśka. Ale może tak miało być. Dzięki temu bohater jest bardziej naturalny. Może na tym właśnie polegał geniusz roli De Niro, którego to geniuszu nie rozumiem. Travis nie zachowuje się jak turbo-twardziel, bo nim nie jest. Jest taksówkarzem. Nakoksowany twardziel nie siada przed główną akcją (ale już po pierwszym strzale) na schodkach, żeby przemyśleć sytuację. A normalny człowiek mógłby tak zrobić. Normalny człowiek przygotowuje się do skoku na jaskinię zła. Ćwiczy przed lustrem ruchy, gesty, teksty. Sprawdza, czy będzie wiedział, jak się zachować. Próbuje, testuje. Twardziel nie musi tego robić, ale też z twardzielem mało kto się będzie utożsamiał i mało kto mu będzie wierzył. Chociaż w samego Travisa też momentami ciężko uwierzyć. Taki trochę twardziel o aparycji ciapy.

Ale mimo tych moich wewnętrznych podśmiechujek, film jest naprawdę dobrze zrobiony. Scorsese pięknie pokazał brzydotę świata, w którym żyje bohater. Wspomniana muzyka nadaje specyficznego klimatu i czasem nawet obraz nie nadąża (w estetycznych doznaniach) za ścieżką dźwiękową. Słusznie Bernardowi Herrmannowi należała się nominacja do Oscara, a może i statuetka, na którą jednak ostatecznie się nie załapał.

Z resztą Taxówkarz nie załapł się na żadną statuetkę spośród swoich 4 nominacji. Mimo niewątpliwego uroku, ani film nie był najlepszy, ani De Niro nie był najlepszym aktorem, ani (kilkunastoletnia wtedy) Judi Foster nie była najlepszą aktorką drugoplanową. Przyznam szczerze, że mam wątpliwości co do zachwytu nad kreacjami aktorskimi tych dwojga (skądinąd wybitnych) weteranów aktorstwa. Myślę, że więcej zrobił tu sam Scorsese. Nieprawdą byłoby twierdzenie, że ktoś w tym filmie zagrał źle. Po prostu nie jestem na 100% pewien, że to były wielkie role.

Dzisiaj film by pewnie nie przeszedł ze względu na rasistowskie i homofobiczne teksty. Bo przecież nie można pokazywać czarnoskórych prawie wyłącznie w kontekście bandytów napadających na sklepy, chuliganów obrzucających taksówkę jakimś badziewiem czy cudzołożników chędożących nieswoje żony. Nawet jeśli rzeczywistość sugerowałaby, że to prawda.

Film, zwłaszcza w końcowych scenach, epatuje okrucieństwem, które, nawet jak na dzisiejsze standardy, robi mocne wrażenie. Wymiana ognia między głównym bohaterem a sutenerami tak mocno ocieka krwią, że po wszystkim Travis wygląda, jak po dobrej tomatinie. Ale chyba jest to uzasadnione uzupełnienie przyjętej stylistyki.

Taksówkarz – 6,5/10

Sort:  

Moje absolutne "Top 5". Wielkie kino, które przypomina nam o tym co się robi w głowach jednostek którym coś nie idzie. Aż mi się przypomina zabójstwo Adamowicza i ten klient, który go zabił

Coin Marketplace

STEEM 0.19
TRX 0.15
JST 0.029
BTC 63618.84
ETH 2623.39
USDT 1.00
SBD 2.78