Zwierzaki mojego życia: PSY

in #polish6 years ago

A teraz coś o czworonożnych przyjaciołach ludzi! Najwierniejszych istotach, które biegają po Ziemi (doskonałym przykładem jest choćby Hachiko). Oto przed Wami krótka historia psów, które pojawiły się w moim życiu.

Hachiko.jpg
Kadr z filmu "Mój przyjaciel Hachiko"

Finka. Tak wabiła się czarna suczka z białym brzuchem, która chyba już od mych urodzin pilnowała naszego gospodarstwa. Nie była dużym psem. Pamiętam, że miała wydłużony pysk i takie jakby smutne oczy. Ale to nie przez to, że była źle traktowana. Ona nawet jak radośnie merdała ogonem, to miała takie głębokie i melancholijne spojrzenie. Wszyscy w domu bardzo ją lubiliśmy. Wypełniała swoją rolę ostrzegawczą wzorowo, a przy tym była potulna i posłuszna.

Mijały lata, a Finka robiła się coraz starsza.

Była już w dojrzałym wieku, gdy urodziła małego Pimpusia, który wyglądał niczym malutka owieczka. W tym to właśnie czasie jedna przyszywana ciocia przywiozła do nas małego szczeniaka. Ktoś tego kundelka wyrzucił przy jej podwórku. Sama nie mogła lub nie chciała się nim zająć, więc podarowała go nam. Rodzice niechętnie go przyjęli, bo w końcu mieliśmy Finkę i jej malutkiego synka. Jednak ulegli naszym dziecięcym prośbom. Nazwaliśmy ślicznego i młodego kundla Czarek.

I tak oto nastąpił okres, w którym mieliśmy aż 3 psy!

2018-03-30_14-28-39.jpg
Po lewej mój kuzyn trzymający Pimpka, a po prawej moja siostra starająca się utrzymać chociaż przez 3 sekundy niesfornego Czarka.

Niestety, to nie był zbyt długi czas… Ojciec Pimpka nie był znany. Mógł być nim każdy pies biegający po wsi. Pewnej nocy on lub inny czworonóg postanowił odwiedzić Finkę i jej potomka.

Jego zamiary jednak nie były najlepsze.

W nocy obudziło nas głośne szczekanie, warczenie, a potem wycie. Zanim mój tata wybiegł na podwórko obcego psa już nie było. Za to Finka piszczała przy budzie. Pogryzła się z tamtym psem, ale obroniła w ten sposób Pimpka. Była co prawda lekko poturbowana, ale nie wyglądało to groźnie. Jednak przez następne kilka dni Finka była bardzo posępna i prawie nic nie jadła. Nie wiedzieliśmy co jej jest.

Czy to przez walkę z tamtym psem? A może zjadła coś trującego? Nie dowiedzieliśmy się tego nigdy. Nasza psinka zdechła po ponad tygodniu od tego nocnego incydentu. Osierociła małego Pimpusia…

Mimo, iż był ciągle malutką puchową kuleczką, to bez trudu dawał się karmić z butelki. Widzieliśmy zatem szansę odchowania go bez matki.

Smutne jest to, że w tym przypadku potwierdzenie miała reguła nieszczęścia chodzą parami

Dwa, może trzy dni od śmierci naszej wspaniałej Finki, Pimpuś zachorował. Ciężko. Od samego rana miał straszne dreszcze, nie pił mleka i ciągle piszczał. Kilka godzin później jego ciało zaczęło sztywnieć. Jasnym się stało, że psiak do którego tak bardzo się przyzwyczaiłem w tym krótkim czasie, umiera. A ja, kilkuletni chłopiec, nic nie mogłem zrobić… Oj, płakałem wtedy bardzo mocno i bardzo długo.

W odstępie paru dni straciłem dwóch czworonożnych przyjaciół…

Nie dowiedzieliśmy się na co zachorował Pimpek. Faktem jednak jest to, że w tym czasie w podobny sposób zdechło kilka innych szczeniąt w okolicy.

Na szczęście pozostał nam mały wariat, Czarek. To dzięki niemu tak szybko pogodziłem się z odejściem Finki i Pimpka. Zabawa z nim sprawiała mi dużo radości. Ten kundel był młody i jeszcze bardzo głupi, więc śmiechu było przy nim co nie miara. Pamiętam jak wiele razy urządzałem z nim wyścigi. Gdy trochę podrósł, doszło nawet do nieprzyjemnego zdarzenia. Czarek chciał pobawić się z dużym kurczakiem, jednak nie zdając sobie sprawy z ostrości swych zębów i delikatności pierzastego stworzenia, bardzo dotkliwie go poranił, w wyniku czego należało kurczaka dobić… A pies dostał taką burę od mojego taty, że później przez tydzień na widok innych kur uciekał.

chicken-2804402_1280.jpg
Czarek musiał się nauczyć, że taki kurczak to nie zabawka...
Źródło: https://pixabay.com/pl/kurczak-kura-drobiu-2804402/

Teraz Czarek ciągle pilnuje mojego rodzinnego domu. Ma już ponad 15 lat na karku. I mimo tego, że moja mama już 2 razy wieszczyła mu śmierć, on dalej jakoś się trzyma.

A gdy się go drapie za uchem, to ciągle widać w jego oczach ten dziki błysk, który miał gdy ganiałem się z nim po łące…

Zanim skończę, przytoczę jeszcze jedną krótką historyjkę. Miało to miejsce, gdy Finka była w pełni zdrowa i nie miała potomstwa.

Otóż na nasze podwórko zaczął wchodzić rudy, niewielki kundelek. Na początku był nieufny, tym bardziej, że moja mama bojąc się o życie małych kurczątek, które wtedy mieliśmy, odganiała go krzykami. Lecz gdy nasza rodzicielka nie widziała, my z siostrami wołaliśmy tego pieska i podrzucaliśmy mu jedzenie.

Bardzo szybko się do nas przekonał i dał się pogłaskać.

Miał obrożę, lecz nie było na niej żadnych danych właściciela. Na oko widać było, że czworonóg był już stary. Miał bielmo na jednym oku, a jego sposób poruszania się sugerował, że mógł mieć coś w rodzaju reumatyzmu.

Mimo wszystko potrafił cieszyć się jak szczeniak, gdy się go głaskało czy z nim bawiło.

W zaledwie kilka dni kundelek tak do nas przywykł, że chodził za nami wszędzie. Nadaliśmy mu imię Finek, bowiem zdawało nam się, że próbuje poderwać naszą poczciwą Finkę. Ta jednak miała do niego stosunek ambiwalentny. Raz dawała mu się obwąchiwać, by innym razem szczekać i warczeć, gdy pojawiał się w pobliżu. Typowa samica...

Pewnego dnia pojechaliśmy z rodzicami po drzewo do lasu. Nasz nowy zwierzęcy przyjaciel pobiegł oczywiście za nami. Wraz z siostrami staliśmy w bezpiecznym miejscu, z dala od taty, który ścinał drzewo i mamy, która mu pomagała.

Finek, który grzecznie stał przy nas, nagle zerwał się i pognał w kierunku rodziców.

Akurat w takim momencie, gdy powalone drzewo leciało w dół. Nie widząc dokładnie całej sytuacji, podświadomie wiedzieliśmy co się stało. Moje siostry zaczęły płakać jeszcze zanim podeszła do nas mama i powiedziała, że pies został uderzony w głowę czubkiem drzewa.

Zginął natychmiastową śmiercią…

Mój tata był wręcz przekonany, że Finek chciał zakończyć swój pieski żywot i pod spadające drzewo podbiegł świadomie. Według niego męczył się już na starość i chciał przyspieszyć przejście do nieba. Ja osobiście wątpię, by zwierzęta miały jakieś samobójcze zapędy, ale kto wie...

I to by było na tyle, jeśli chodzi o historie zwierząt, które przewinęły się w moim życiu. Pupilów, które pozostawiły trwałe wspomnienia, które ze wzruszeniem pewnie nie raz będę w życiu przywoływał...

Dodam jeszcze, że chyba wszystkie psy i koty jakie posiadaliśmy to były znajdźki, które albo same do nas przychodziły, albo jakiś znajomy rodziny nam je przywoził. Więc łatwo sobie wyobrazić, że rasowe pupilki to nie były :)

Post zgłaszam do 22 edycji „Tematów Tygodnia” (3: Zwierzęta na dobre i na złe).

Kadru z filmu użyto na podstawie prawa cytatu:
http://www.prawoautorskie.pl/art-29-prawo-cytatu

@kusior

Zapraszam na mojego bloga: http://zkusiorabani.pl/
oraz do polubienia strony na FB: https://www.facebook.com/zkusiorabani/

Jeśli tylko Ci się spodobało zostaw upvote i komentarz :) Będę niezmiernie wdzięczny :) Możesz także obserwować mój profil, by nie przegapić kolejnych postów!

Sort:  

W sumie zazdroszczę, że w ogóle mogłeś mieć takie wspomnienia. Ja niestety mieszkałam zawsze blisko ruchliwej drogi i moje zwierzaki szybko kończyły swój żywot. Dlatego lepiej ich nie mieć w moim przypadku.

Coin Marketplace

STEEM 0.16
TRX 0.13
JST 0.027
BTC 57941.45
ETH 2579.63
USDT 1.00
SBD 2.39