Kolorowa Wiedźma i bałagan

in #polish7 years ago (edited)

kolorowa wiedzma.jpg

Witajcie, kochane dzieci - powiedział inżynier marzeń dziecięcych, siadając na swoim fotelu przy parapecie. Pyknął kilka baniek mydlanych ze swojej fajki-niezapominajki i zadumał się straszliwie. Mała pyzowata dziewczynka pociągnęła go za nogawkę, zwracając na siebie uwagę i zapytała: -O czym będzie dzisiejsza bajka? -O bałaganie, pomieszaniu z poplątaniem, o chaosie i o tym, co drzemie w szafach, czyli strachy zza szafy. -Ooo... czy Ciocia Wiedźma sobie z tym poradziła? -To dość osobliwe pytanie... jesteście gotowi? Ok, więc zaczynam swoją historię:

Był upalny wieczór, kiedy to Margot, wraz ze mną, siedziała w kuchni i popijała herbatę malinową. Ja czytałem jakiś bajkowy przewodnik biur podróży, gdzie opisywana była praca animatora czasu wolnego w nadmorskim kurorcie. Nagle Wiedźma poderwała się i stwierdziła:

-Inżynierze!
-Ile razy mam Ci powtarzać!? Mam na imię Kuba!!
-Dobrze, dobrze... słuchaj, trzeba zrobić porządek w mojej pracowni, bo tam się zrobił bałagan!
-Sam się zrobił?
-Ano sam, sam! No dobra, może i trochę mu pomogłam... tak czy inaczej, musisz mi pomóc!
-Że teraz, w tej chwili? Co cię do jasnej pogody ugryzło? – wiecie, czasami dorośli tak mają, że nagmatwają sobie w życiu, zrobią bałagan, a później nie umieją go sami posprzątać. Dlatego ja, wierny uczeń i przyjaciel wiedźmy, ze zrezygnowaniem pokiwałem tylko głową i słuchałem dalej jej wywodu.
-Nic, po prostu nie ma jak się ruszyć w pracowni! Nawet na hamaku, gdzie czasami śpię, są graty.
-Eh, no dobra... To, co idziemy? Idź po jakieś miksturki, szczotki, zmiotki i ściereczki... Czuję się jak Twoja służąca, ewentualnie sprzątaczka na etacie – sarknąłem, gdyż sytuacja mnie zupełnie zaskoczyła.
-Przepraszam, jutro zrobię Ci obiad, jaki będziesz chciał – powiedziała skruszona wiedźma.
-To chcę pyry i schabowego!
-OK - powiedziała wiedźma i zniknęła w schowku na miotły.
Moi drodzy, ja nie wiem, co to za czasów dzieciństwa wiedźmy był za ustrój, ale to, co zastaliśmy w jej gabinecie-pracowni to był istny koszmar. Niektórzy mówią, że wygląd kobiecej pracowni odzwierciedla jej charakter lub też, jak kto woli umysł... Wiecie... zacząłem się poważnie zastanawiać nad zmianą mentora, jak zobaczyłem TO. Mówię wam - na podłodze sterty naczyń, szmatek, szpargalików, gadżecików, bubli, notatek, książek. Wszedłem tam na palcach, przeskakując niczym Piotruś Pan pomiędzy stertą materiałów a pudłem ze śrubkami. Po co jej to? Nie wiem, mnie nie pytajcie - mówiłem dość konspiracyjnym szeptem, gdy podnosiłem się z fotela, by lepiej dzieciakom zobrazować ten bałagan. Chodziłem po pokoju na palcach i rysowałem na niby to, co było w gabinecie-pracowni wiedźmy.

-Panie inżynierze! To jest straszne, ale z niej bałaganiara!
-Nie nazwałbym jej bałaganiarą, a Artystką z chaotycznym umysłem – poprawiłem jedną z dziewczynek, która to z niesmakiem mlaskała i kręciła głową.
-Skoro już macie jakieś wyobrażenie o tym i owym, i o tamtym i siamtym, to ja wrócę do mojej opowieści.
Dzieci pokiwały głowami i słuchały z zaciekawieniem opowieści o bałaganie.
-No więc, kiedy wiedźma przebrana w strój roboczy z gumowymi rękawiczkami, wiadrem na śmieci i torbami na zbędne rzeczy wkroczyła do gabinetu, krzyknęła przeraźliwie. Pozwólcie, że nie przytoczę, wstyd mi tych epitetów. Weszła do pokoju i widziałem w jej oczach chęć rezygnacji – no, ale trzeba było to ogarnąć, więc, nic nie mówiąc, zacząłem wynosić do przedpokoju wszystkie graty z podłogi. Słuchajcie, co tam było, pięć walizek, z czego każda z czymś innym lub pusta, bo to coś było gdzieś a Margot nie wiedziała gdzie. Później były stosy ksiąg z zaklęciami, rachunkowych i nie tylko. Ale kiedy uprzątneliśmy podłogę, czas był na stół projektowy oraz blat sekretarzyka, gdzie trzymała "ważne notatki". Wodę do mycia podłogi zmieniała trzy razy - i tak zeszło nam się do około 1 w nocy. Wiedźma nie mogła znaleźć sobie całą noc miejsca, łaziła po parterze – nie mogła zasnąć, zasnęła około 7 tylko po to, bym mógł ją obudzić o 9 i zagonić do sprzątania. Niewyspana Wiedźma to marudna wiedźma, tak wiec najpierw kawa, wiadomo, trzeba było jej dać tę kawę, bo zrzędziła jak stara ropucha! No i śniadanie, bez niego każdy, nawet ktoś taki jak wiedźma, nie może zacząć dnia. Kiedy już się dobudziła na tyle, by funkcjonować, poszliśmy do gabinetu. Na początek wzięliśmy się za segregację na stole projektowym. A jak to w rzeczywistości wyglądało? No cóż, wiedźma wzięła i zrzuciła wszystko na ziemię. Ja w tym czasie układałem papierki na jednej kupce, ołówki i przybory do malowania, pędzle, farby na drugiej kupce, bibeloty, takie jak biżuteria, książki i figurki na trzeciej kupce lub do kosza. Czwarta kupka to były rzeczy do prania, ale nie, nie brudne majciochy czy skarpeciochy, bo to zawsze jest prane, co piątek (ja co czwartek robię pranie, a Margot co piątek) –to były stroje dla szczudlarzy, kostiumy teatralne, stroje dla gimnastyków, maski weneckie i czego dusza zapragnie. Wiedźma w tym momencie usiadła i się rozpłakała. Dosłownie jak mała dziewczynka, każda kobieta podobno musi sobie czasem popłakać – ja nie wnikam. Wstawiłem w tym czasie obiad i pranie. Kiedy się już uspokoiła, weszła do kuchni i zaparzyła sobie kolejną kawę.
-Rany Julek, jaka ze mnie bublara! Ja nie wiem, skąd to się wszystko tam tak nagromadziło.
-To dopiero początek, nie zapominaj o skrzyni projektowej oraz o kąciku warsztatowym. Tam dopiero zalęgło się chochlików.
-Ty mi nic nie mów, bo w przedpokoju nie ma jak się ruszyć, tyle jest gratów.
-A to moja wina? Gdybyś po każdym zleceniu robiła porządek, nie było by problemu, a tak to masz ci los. Ile tam tak gruntownie nie sprzątałaś?
-A cicho bydź! Chodź, wracamy, półki już wyschły.
-Czemu nie użyjesz magii do sprzątania?
-Ponieważ ona tylko zamiecie kurz pod dywan, ukryje niedoskonałości, by nie kuły w oko.
-Tak robisz za każdym razem, gdy Twoja mama nas odwiedza?
-Tak, mój uczniu, niestety tak, i chociaż masz te swoje 14 lat to już dobrze kombinujesz

Wróciliśmy – niestety samo nic się nie zrobiło, więc trzeba było poukładać na półkach, książki, pudełeczka, albumy projektowe, wszystko to, co było potrzebne wiedźmie zawsze pod ręką. Na stole warsztatowym rozsypały się balony... w ilości 3 tysięcy sztuk... Możecie sobie wyobrazić ile to jest! Wiedźma poszła po walizkę, a ja zacząłem je segregować. Chwila odprężenia, odpaliłem radio i słuchałem jakiejś melancholijnej nuty. Najpierw z jednej strony poszły girlandy pięciocalowe i zwykłe pięciocalówki, później dziesięciocalówki i serca, następnie na tapecie miałem 360-ki oraz 160-ki, później spiralki a na końcu 260-ki. Później okazało się, że są jeszcze w komodzie balony nieodpakowane, wiec tam je też zostawiłem, dokładając do nich częściowo zapakowane balony. Akurat tę część pracy lubię, wiec jak Wiedźma krzątała się po kuchni szykując obiad, zmajstrowałem z balonów statek, syrenkę i samochodzik.
Tu zrobiłem chwilę przerwy w opowieści, wyciągnąłem balony do modelowania i zmajstrowałem dzieciakom statek. Żeby się pochwalić, cóż – pomimo tego, że jestem już dorosły, a przynajmniej tak mi się wydaje, lubię czasem dokuczać moim małym przyjaciołom. Wiecie, to jest ta chwila, kiedy robisz coś z balonów, co nie wygląda jak statek, a jak coś bliżej nieokreślonego i nagle szast-prast! jest żaglówka. Ach, te pełne podziwu oczy dzieci.

-Ale jak pan to zrobił? - to pytanie zawsze mnie zastanawia, gdy pada – przecież dzieci widziały, jak, więc czemu pytają?
-Oh, słodka tajemnica... To co, wrócimy do bajki?
-Taaaak - odparły radosnym chórem i rozsiadły się wygodniej na pufach, a ja pykałem moją bańkową fajkę.
Kiedy Margot wróciła, zaczęliśmy sprzątać parapet. Na nim było akurat mało bibelotów, wiecie – świeczki, dwie książki, trochę kwiatów, no, ale to trzeba było wziąć i zdjąć, umyć okna i ramy okienne, zmienić firanki i zasłony, poprzyczepiać motylki, muszelki, odkurzyć łapacz snów i dzwoneczki... I tak zeszło nam do obiadu. Byłem głodny jak wilk, więc zjadłem i poprosiłem o dokładkę, w tym czasie skończyło się prać pranie. Wiedźma poszła wywiesić to wszystko, co było w pralce, na podwórku. Ja zaś natomiast zabrałem się za ścieranie kurzu i segregację pudełek z " bibelotami". Tak więc, pod stołem, czyli w kąciku gospodarczym, znajdowały się dwa pudła: jedno z narzędziami, śrubkami, łańcuchami, igłami i wszystkim tym, co było potrzebne do pracy, w drugim zaś poukładałem materiały, kolorami. Zastanawiało mnie, po co tyle falbanek i koronek... pźniej się okazało, że pomyliłem materiały z firankami... No, bo to oczywiste jest, że my faceci się na tym nie znamy. Wiedźma wróciła z pralni,gdzie prały się następne fatałaszki i zaczęła się śmiać, gdy zobaczyła, że pomyliłem firanki z materiałami. Przynajmniej na tyle udało mi się rozluźnić sytuację, widziałem, że ona sama nie mogła znaleźć sobie miejsca,nie wiedziała, od czego zacząć,aż mi się jej żal robiło. Nastał wieczór,a my byliśmy w połowie – oczywiście, zniknęło wiele bubli, dużo rzeczy wylądowało w koszu, inne w piwnicy, ale nadal zostały do posprzątania komoda z papierami i sofa, gdzie czaiły się strachy zza szafy. Czyli stare projekty, niedokończone myśli. Opadła na hamak i nie miała siły się podnieść, w sumie tak naprawdę i mnie się nie chciało.
Dlatego odpuściłem ruszanie strachów zza szafy - na nie przyszedł czas następnego dnia...
Następnego dnia Wiedźma spała do południa i była tak poirytowana, że schodziłem jej z drogi. Tak minął jeden dzień, później drugi. Dopiero trzeciego dnia weszła sama do swojego gabinetu i zaczęła odkurzać i przebierać książki. Ogólnie doszła do wniosku, że do pewnych decyzji, takich jak właśnie sprzątanie, trzeba dorosnąć. Dorosnąć do tego, by pozbyć się starych projektów, starych fotografii i wielu wspomnień. Z jednej strony ją podziwiam, bo zamknęła się w tym swoim kolorowym świecie projektów, z drugiej strony stanęła twarzą w twarz ze strachami zza szafy.
-A kim są te strachy zza szafy?
-To już opowieść na inną bajkę.
-No proszę, proszę, powiedz nam!
-To marzenia, przed którymi się ucieka, lub które obrastają w kurz – czasami są to niedokończone historie lub zbędne rzeczy. Czasami sentymentalne notatki i wielkie plany. My, dorośli, czasami bałaganimy w swoim własnym życiu, tak jak dzieci w pokoju. Dlatego musimy dorosnąć do pewnych decyzji oraz czynów. Samo sprzątanie było dosłowne, jak i metaforyczne, zresztą z nami nigdy nic nie wiadomo.
Zadumałem się strasznie i myślami powędrowałem do mojej przyjaciółki, która czekała na mnie z obiecanym obiadem. Ach te schabowe!!

pierwszy tekst tej bajki był publikowany na moim blogu który okazal się strzałem w kolano http://kolorowa-wiedzma.blogspot.com/

Sort:  

Umęczyłam się, jakbym sama tam była i urabiała się po pachy! Opis chaosu bardzo sugestywny 😀. Ale fakt, przychodzi taki moment, że czas na generalne porządki. Aktualnie wyciągam i odkurzam swe strachy zza szafy 🙂

powodzenia , ja swoich się czasami boję!

Trochę taki Doctor Who ;)

ale tylko tyci tyci

Super napisana opowiastka. Następnym razem chętnie pomogę przy porządkach za dobrą kawę i malutki wafelek😀

Super! Kiedy kolejny odcinek?

wow gratuluje tekstu moze kiedys bedziemy mieli przyjemnisc przczytac twoja ksiazke bo naprawde zapowiada sie obiecujaco ;] upvote

Ale ja to znam :)

Mają pracownie fotograficzną dziwnym trafem przejeły szmatki, scinki , wieszaki, manekiny i różne inne takie :) Ja nawet nie wiem gdzie i jak lampy rozstawić bo miejsca nie ma... gdzie są moje lampy i wielkie statywy? :)

W taki oto słodki sposób, uwielbiając szyć coś dla siebie i coś dla innych, Moja Ukochana wprowadzila CHAOS w miejsce mojego zeeen.

Teraz mam dużo zen.. różnych zennn. Małe zenn, duże zenn, koronkowe i w kratkę... i uwielbiam cały ten pierdzielnik bo to taki fajny, twórczy pierdzielnik. Nasz. Mój. Jej :)

IMG_6349-001.JPG

Coin Marketplace

STEEM 0.20
TRX 0.13
JST 0.029
BTC 67095.54
ETH 3462.62
USDT 1.00
SBD 2.71