Gdzie leży Westeros? O tym, jak "Gra o tron" stała się serialem historycznym
Smoków w tym roku nie będzie. Ku rozpaczy fanów, HBO finałowy sezon postanowiło oddzielić od poprzedniego dwoma latami. A jednak przyłapałem się na tym, że kwiecień bez Gry o tron nie jest mi straszny.
Dlaczego? Najprościej rzecz ujmując: dlatego, że powrót do ulubionych bohaterów, a tym bardziej do samego świata, jest możliwy bez nowego sezonu serialu. Wpływ na to ma kilka czynników: sama ewolucja gatunku fantasy, wpisana w nią rozbudowana kategoria świata i współczesne praktyki kulturowe, które umożliwiają w zasadzie pełnoprawne uczestnictwo w danym uniwersum. Wokół tych tematów chciałbym w niniejszym tekście pokrążyć, aby zastanowić się nad rolą współczesnej fantasy i jej domniemaną historycznością.
Dyskutując z mistrzem
Nie można chyba myśleć o fantasy bez wspomnienia o J. R. R Tolkienie (1892-1973). To pisarz, który w największym stopniu wpłynął na ten gatunek literacki, ustalając na wiele lat czysty wzorzec. Do dziś, mimo usilnych starań badaczy i fanów, nie da się odpowiedzieć jasno na pytanie: dlaczego fantastyczne światy tak nas fascynują? Czego tak ważnego dotknął w swej twórczości ten wybitny oksfordzki profesor?
Odpowiedzi jest wiele. Pozostańmy przy tych najczęściej przywoływanych. Zatem Tolkien nie tylko podarował nam wciągające powieści (Hobbit i Władca Pierścieni) ale także fikcyjne encyklopedie (dwunastotomowa Historia Śródziemia), mapy, roczniki, kroniki czy mitografie (Silmarillion). Bez tytanicznej pracy Tolkiena jako filologa, geografa, historyka czy kartografa nie byłoby wiarygodnego świata Ardy, w którym to dopiero po jej stworzeniu można osadzić fabułę Trylogii o Pierścieniu. Często w tym kontekście przytaczane są znamienne słowa samego Tolkiena. Pryznawał on w listach, żemądrze zrobił, zaczynając od mapy i dopasowując do niej fabułę (Tolkien 2010: 285-296). To zdanie jest kluczowe, by zrozumieć, jak ważna była dla Tolkiena sztuka kreowania światów niekoniecznie prawdopodobnych, lecz za to wiarygodnych. To właśnie dzięki temu dążeniu do stworzenia spójnego, choć fantastycznego świata możliwa była realizacja celów, które brytyjski pisarz stawiał literaturze fantasy. Owe postulaty to m.in: budowa alternatywnego uniwersum, wykorzystywanie tradycyjnych gatunków (epos, baśń), odkrywanie niezwykłości i cudowności, dawanie pocieszenia oraz ucieczka od problemów nowoczesności (bezduszności, umasowienia, braku kontaktu z ładem moralnym) (Majkowski 2013: 62).
Tak więc twórczość Tolkiena na wiele lat ukształtowała wzorzec fantasy i oczekiwania czytelników (pierwsze wydanie Trylogii to lata 1954-56). Niemniej w latach 80. XX wieku doszło do pewnych przemian w rozumieniu poetyki fantasy. Pisarze, czując nieuniknione brzemię Tolkienowskiej fantasyki, w końcu postanowili przemówić innym głosem i skierować gatunek na inne tory. Ważne w tym nurcie cykle to Kroniki Thomasa Covenanta Niedowiarka Stephena Donaldsona i Kroniki Czarnej Kompanii Glena Cooka. W tych seriach dokonano pewnych odstępstw od modelu Tolkiena, choćby w kreacji (anty)bohatera czy też wprowadzono racjonalizm w obręb fikcyjnego świata, gdzie magia nie jest już kojarzona z duchowością i religijnością (Stasiewicz 2016: 173-174). Zwróćmy uwagę, że same tytuły ‒ "kroniki" ‒ kierują nas w stronę źródeł historycznych.
(Mapa Westeros, głównego kontynentu świata Pieśni Lodu i Ognia, stylizowana na mapę google)
Można wyróżnić następujące cechy fantasy łączącej się z powieścią historyczną: rozbudowana struktura wielotomowa i wielowątkowowa, szeroka panorama określonych wydarzeń historycznych, pojawienie się bohatera zbiorowego, rezygnacja z łatwego podziału między Dobrem i Złem oraz zanikanie elementów związanych z tradycją mitu, romansu rycerskiego i eposu (Trębicki 2007: 111–112).
Z łatwością dostrzegamy te cechy w cyklu Martina. Spójrzmy w ogóle na samo centrum fabuły i świata. Amerykański pisarz buduje swe fikcyjne uniwersum na jasnych odwołaniach do historii rzeczywistej. I tak historyczne rody, jak brytyjscy Lancasterowie i Yorkowie to u niego Lannisterowie i Starkowie. Z kolei faktyczna Wojna Dwóch Róż to u niego Wojna Pięciu Królów, zaś Mur Hadriana - potężnym Murem strzegącym ludzi w Westeros. Te nawiązania są nie zawsze czytelne, zresztą nie trzeba koniecznie ich rozpoznawać ‒ liczy się sam fakt, że materiał historyczny wyraźnie wzbogaca fantasy w jej odmianie średniowiecznej.
Idźmy dalej w poszukiwaniu odstępstw od typowej konwencji fantastycznej. Weźmy Jaime'go Lannistera, jednego z głównych bohaterów. Jest on postawnym rycerzem w lśniącej zbroi, niegdyś Lordem dowódcą Gwardii Królewskiej. Nie jest jednak ‒ jak wskazywałby związany z fantasy etos rycerski ‒ żadnym wzorem. Dopuścił się królobójstwa, wiarołomstwa, łamiącego tabu związku. W wyniku tego ostatniego szybko może stać się "tym złym" w oczach czytelnika pierwszego tomu Sagi. Jednak forma rozbudowanej powieści pozwala na to, by oddać mu głos i w późniejszych tomach uczynić go jednym z bohaterów, z którego perspektywy poznajemy wydarzenia. Otrzymując więcej "danych" i spoglądając oczami Jaime'go, trudniej ferować wyroki. Książki Martina nie pozwalają na łatwe utożsamienia i pochopne rozdzielania odbiorczej sympatii.
Interesująco prezentuje się inny bohater, Jon Snow. W jego kreacji pobrzmiewają echa ‒ dajmy na to ‒ legend arturiańskich, w których to wybraniec po cudownych wydarzeniach zyskuje natychmiastowy posłuch i zrozumienie swego przeznaczenia. Unikając spoilerów, warto zauważyć, że Jon, choć ewidentnie "coś w sobie ma", nie jest mu dane szybkie dopełnienie swego losu (ze względu na bękarcie pochodzenie). W dużej części jego perypetie związane są przecież z trudnym życiem i wyrzutkami, wraz z którymi pilnuje bezpieczeństwa na monumentalnym Murze.
Z kolei magia w Pieśni Lodu i Ognia w zasadzie pozbawiona jest pozytywnego wartościowania. Poznajemy raczej mroczne, demoniczne rytuały. I tak czarodziejka Melisandre nie ma w sobie nic z Tolkienowskiego Gandalfa. Jej nieznana, tajemnicza magia może zostać wykorzystana czysto użytkowo, politycznie ‒ na przykład w skrytobójstwach.
Koniecznie należy wspomnieć o tym, co dla wielu stanowi największą zaletę całej sagi Martina, a co jednocześnie różni się od typowej fantasy. Jeden z badaczy celnie nazywa to stanem ideologicznej pustki (Majkowski 2013: 300). O czym mowa? Ano o niezwykłych, bezwzględnych splotach okoliczności, które skutkują śmiercią głównych bohaterów. Książki Martina, jak mało które w popkulturze udowadniają, że historia (rozumiana szeroko) jest siłą, której nie da się okiełznać. Nawet najszczersze pobudki i podążanie za honorem mogą skończyć się na szafocie, gdyż światem (nie tylko uniwersum Westeros) rządzą mechanizmy przekraczające możliwości jednego człowieka. Mechanizmy te premiują cechy i zachowania, o których wolelibyśmy nie myśleć, takie jak cynizm, wyrachowanie, makiawelizm ‒ George R.R. Martin robi jednak wszystko, by przywrócić im miejsce w naszej świadomości.
Światy (nie)możliwe
O ile od lat 80. daje się zauważyć odchodzenie od fabularnego wzorca Tolkiena i jego uładzonej wizji, o tyle do dziś takim samym powodzeniem i zachwytem cieszy się stworzony przez niego świat Ardy, wraz z wszystkimi encyklopediami ją opisującymi. Jako że współczesna kultura została naznaczona niezbywalnym piętnem nowych mediów, to ich wpływ da się zauważyć także w uniwersach fantastycznych i zjawiskach im towarzyszących. Zjawiska te ściśle wiążą się z kategorią świata i warto się im przyjrzeć.
Krzysztof M. Maj ciekawie zauważył, że w ostatnich latach doszło do zmiany w czołówkach seriali fantasy i przygodowych. Tak jak w latach dziewięćdziesiątych dominowało w nich przedstawienie bohaterów (aktorów) w akcji (Xena: wojownicza księżniczka, Gwiezdne Wrota, Hercules), tak dziś mamy do czynienia z kreatywną ekspozycją świata (Maj 2017: 48-50). Dokładnie tak jest w przypadku serialu Gra o tron (2011 -). Czołówka przedstawia nam skróconą historię fikcyjnego świata Westeros: widzimy ważne miejsca, herby rodowe, szczegóły kartograficzne. To subtelny aspekt, niemniej pokazuje, że serial niekoniecznie będzie łatwą, wartką opowieścią, lecz podejdzie do rozbudowanego materiału źródłowego z należytą powagą i tym samym będzie stanowił jego rzetelną adaptację, skoncentrowaną właśnie na świecie.
Po siedmiu sezonach wypada przyznać, że cel udało się osiągnąć. Serial niezmiennie cieszy się powodzeniem i starannie rozszerza Martinowski wszechświat, który dawno rozprzestrzenił się poza same książki. Dodatkowo serial nadaje się do tego, by wprowadzać pewne zmiany względem struktury powieści. Otóż między 3 i 4 tomem cyklu Martin zdecydował się na kontrowersyjny ruch: ograniczył ilość bohaterów, wokół których ogniskują się poszczególne rozdziały. Innymi słowy, wielu czytelników musiało "przeczekać" 4 tom, by powrócić do swych ulubionych postaci dopiero w tomie 5. Serial tego nie wprowadził, przez co uniknął potencjalnych strat widowni i pewnego niezadowolenia z jej strony.
Popularność seriali przełożyła się też na kolejną funkcję całego uniwersum Lodu i Ognia: wspólnototwórczą. Wspomniane wyżej szokujące zgony nierzadko pierwszoplanowych bohaterów zaowocowały mnóstwem filmów serwisu YouTube, w których ludzie pokazują ‒ mniej lub bardziej szczerze ‒ własne reakcje na owe wstrząsające sceny. Różnie można je oceniać, ale ja staram dostrzegać się w nich nie tylko pustą ekstrawersję, lecz chęć współprzeżywania z innymi wydarzeń, które wykraczają poza zwykłą fikcję.
Innym przykładem popularności uniwersum pozostaja niezawodne memy. W nich również widać inspirujący wpływ Gry o tron na netosferę. Często wiąże się to z niechcianymi spoilerami, na które przypadkiem można się natknąć. To zresztą interesujące pytanie ‒ kiedy spoiler przestaje być spoilerem? Czy jest to związane z upływem czasu, czy bardziej z popularnością (kultowością) danego filmu/książki/świata? Oczywistym jest, że najsłynniejszy fabularny zwrot Gwiezdnych wojen, ten ‒ by tak rzec ‒ rodzinny, nie jest już dziś spoilerem czystej wody. Stał się on raczej częścią wiedzy potocznej, do której dostęp ludzie mają nie tylko poprzez dzieła filmowe, ale i życie codzienne. Od słynnego zdania Dartha Vadera minęło już sporo czasu, sama galaktyka Gwiezdnych wojen utrwaliła się w powszechnej świadomości i pojawiły się nowe platformy medialne. Trudno ocenić, jaki status mają spoilery Gry o tron, pewnie uda się odpowiedzieć na to pytanie za kilka lat.
Pozostając przy temacie, warto wspomnieć o... Snoop Doggu. Tak, to właśnie ten amerykański raper w jednym z wywiadów wyznał, że ogląda Grę o tron, by zrozumieć, jak świat wyglądał dawniej: ,,oglądam serial z powodów historycznych, by zobaczyć, jak dawniej bywało. Lubię zauważać podobieństwa i różnice między przeszłością a dzisiejszym światem". Jakkolwiek paradoksalnie i zabawnie to brzmi, intuicja rapera nie myli. Rzeczywiście, serial i samo uniwersum unikają magii, a stosują zabiegi kojarzone z powieściami historycznymi. Przy tylu realistycznie potraktowanych wątkach politycznych, społecznych czy ekonomicznych, łatwo o pewną utratę z oczu całego sztafażu fantasy.
To oczywiście nie wszystko! Wspomnijmy o tych inicjatywach wydawniczych, które nie tyle poszerzają fabułę cyklu, co stanowią encyklopedie pozwalające poznać lepiej świat Westeros. Takimi "podręcznikami" są pięknie ilustrowany Świat Lodu i Ognia (stworzony nie tylko przez Martina) czy też Siedem królestw Westeros. Ta druga pozycja jest zwyczajnie przewodnikiem turystycznym i jako taki stanowi dobitny przykład tego, że dziś nie samą fabułą żyjemy, ale i każdym dodatkiem pozwalającym "zamieszkać" fantastyczne światy i spojrzeć na nie z innej perspektywy.
Na nieznanych lądach. Co przed nami?
Być może Westeros nie znajdziemy na mapie w szkolnej klasie, ale znajdziemy je za to w licznych innych miejscach. Na uniwersum Lodu i Ognia składają się w tym momencie: cykl powieści, opowiadania osadzone w tym świecie, serial HBO, gry wideo, gry fabularne, encyklopedie i kompendia wiedzy, przewodniki, internetowe portale oraz memy. To pewnie nie wszystko, przecież wiemy o planach kolejnych seriali. Wszystkie opisywane zjawiska ‒ zwrot fantasy ku powieści historycznej i współczesne praktyki rozszerzania raz powstałego świata fikcyjnego ‒ prowadzą ku jednoznacznej myśli: fantasy dziś nie jest już tylko płochym fantazjowaniem i negatywnie rozumianym eskapizmem. To potężne światy rozwijane na przestrzeni różnych mediów, do których mamy wieloparametrowy dostęp, nie tylko poprzez książki. Trudno określić je mianem prostych światów przedstawionych, w których największa zaleta to podążanie za wartką akcją, bowiem oferują one coś więcej. To raczej miejsca, w których zostawia się jak najbardziej realne emocje i doświadczenia ‒ tym cenniejsze, że współdzielone z milionami innych fanów.
Źródła cytowań
Maj, Krzysztof M. (2017), Światy poza światem. Od świata przedstawionego do narracji światocentrycznej, w: Narracje fantastyczne, red. Ksenia Olkusz, Krzysztof M. Maj, Kraków: Ośrodek Badawczy Facta Ficta.
Majkowski, Tomasz (2013), W cieniu białego drzewa. Powieść fantasy w XX wieku, Kraków: Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego.
Stasiewicz, Piotr (2016), Między światami. Intertekstualność i postmodernizm w literaturze fantasy, Białystok: Wydawnictwo Uniwersytetu w Białymstoku.
Tolkien, John Ronald Reuel (2010), List do Naomi Mitchison z 25 kwietnia 1954, w: Listy, red. Humphrey Carpenter, Christopher Tolkien, przekł. Agnieszka Sylwanowicz, Warszawa: Prószyński i S-ka.
Trębicki, Grzegorz (2007), Fantasy. Ewolucja gatunku, Kraków: Universitas.
https://nypost.com/2015/05/09/snoop-dogg-thinks-game-of-thrones-is-based-on-real-history/
Zdjęcia: źródło własne, https://www.crazynauka.pl/oto-westeros-z-gry-o-tron-tak-wygladaloby-na-google-maps/, empik.pl, google.com, wykop.pl
Jestem pod wrażeniem, świetny tekst.
Dziękuję i przepraszam za opóźnienia!:)
Artykuł pierwsza klasa! Bije od niego od razu profesjonalizm. Świetna robota!
Tolkien to niewątpliwie ojciec fantasy, od niego wszystko się zaczęło. Ale Martin odświeżył ten gatunek. Sam serial chyba przyczynił się też do tego, że ludzie zaczęli też częściej sięgać po ten rodzaj literatury. Podobnie było w przypadku gier z serii "Wiedźmin". Po genialnej trzeciej odsłonie kilku moich znajomych, którzy wcześniej nie mieli za bardzo po drodze z książkami, nagle zaczęli czytać Sapkowskiego na potęgę :D
Dziękuję i przepraszam za opóźnienia:)
Oj tak, Wiedźmin to nasze dobro narodowe. Tyle dobra zrobił, że aż trudno to ogarnąć. Pozostaje niecierpliwie czekać na serial. Pod batutą Netflixa wszystko powinno się udać, prawda?:)
Ciekawe zresztą, jak Wiesiek poradzi sobie w starciu z GoT. W końcu uniwersum Wiedźmina nie jest tak bogate w politykę itp.... ale po GoT chyba trzeba robić takie fantasy, które będzie właśnie takim bogatym światem, w którym można wrecz zamieszkać. Pojedynek najwyższej wagi!
Mega duża ilość informacji, podana w sposób jasny, czytelny i spójny. Od razu można rozpoznać pasjonata fantastyki :) Tylko pozazdrościć takiego stylu pisania...
Dziękuję serdecznie i przepraszam za opóźnienia!:) Polecam się na przyszłość:)