72 godziny do odsiadki

in #polish6 years ago

Następna robota była łatwa i szybka, chodziło o ustalenie adresu pobytu dłużnika koło Katowic. Jak zwykle szef wysłał mnie "wcześnie rano" o 15, po 7 godzinnej nasiadówce w garażu. Nic bardziej mnie wkurwiało jak marnowanie mojego czasu, przecież równie dobrze mogłem siedzieć w domu, odpoczywać, zjeść jak człowiek. Ale po co? Przecież szef miał swoje widzi mi się, a może akurat zechce mu się wody mineralnej ze sklepu oddalonego 0,5 kilometra.

cuk.jpeg

Po 3 godzinach byłem na miejscu, za późno na rozpoczęcie obserwacji i wypytywanie sąsiadów. Więc do Mikołowa i spać. Rano pojechałem na adres, uwinąłem się do 13 i mogłem wracać. Ledwo wyjechałem za Katowice i telefon od dowódcy.
- słuchaj Slavo, będzie gruba sprawa jedź do Krakowa, weźmiesz ludzi i pojedziecie do Rzeszowa. I tyle z informacji.

W Krakowie szef umówił mnie z jakimiś ludźmi na stacji Bp. Musiałem na nich czekać prawie 2 godziny. Kiedy zaczęli się zjeżdżać po ich wyglądzie znów wietrzyłem kłopoty. Byli w kominiarkach, ubrani na czarno w kamizelki taktyczne, wyglądali jak AT. Brakowało karabinów. Od ich dowódcy dowiedziałem się że jedziemy spotkać się w Rzeszowie z klientem, wziąć kasę za zlecenie i odbić cukiernie.

Aż mnie zatkało. Próbowałem dodzwonić się do Rutkowskiego, ale oczywiście miał to gdzieś i nie odbierał telefonu. Zadzwoniłem do dyrektora, on oczywiście nic o tym nie wiedział. Opowiedziałem mu co mamy zrobić, on ostrzegł mnie że skończy się to aresztowaniem i żebym od tego trzymał się z daleka. Skoro Rutkowski wynajął sobie chłopców do poświęcenia miałem tylko przyjąć zlecenie wziąć kasę, zawieźć ich na miejsce i na tym zakończyć swoją rolę.

Dojechaliśmy na miejsce, rozmowa z klientem trwała prawie godzinę. W skrócie: było małżeństwo, żona nie pracowała miała bogatego ojca, mąż prowadził zakład cukierniczy na terenie działki teścia. Do małżeństwa wtrącał się teść i dochodziło ostrych kłótni między żoną a mężem. Było 3 dni przed Wielkanocą, mąż jak zawsze po awanturze z żoną wcześnie rano jedzie do hurtowni po towar, w tym czasie żona wraz z ojcem, wyrzucają wszystkich pracowników z firmy, murują okna i zabijają dechami drzwi. W jedynym dostępnym wejściu wymieniają zamki i barykadują się z trzema ochroniarzami wewnątrz budynku.

Kiedy przyjeżdża mąż od teścia usłyszał że ma wypierdalać, bo tu nie ma nic coby było jego. klient natomiast twierdził że cały budynek plus sprzęt w środku był jego własnością, tylko ziemia należała do teścia. Zlecenie polegało na przejęciu cukrowni za wszelką cenę.

cuk2.jpg

Jak powiedział mi dyrektor przejęcie cukrowni na prywatnym terenie skończy się aresztowaniem i postawieniem zarzutów. Cała akcja miała rozpocząć się o 1 rano. Podwiozłem chłopaków około 500 metrów od obiektu. Było ciemno i cicho, oni sami byli jak duchy, gdyby nie białe napisy Rutkowski Patrol w ogóle nie było ich widać. Cisza panowała jeszcze przez 30 minut, nagle krzyki, brzdęk tłuczonych szyb i po 5 minutach telefon z informacją że już po wszystkim. Podjechałem na miejsce, wszystko wyglądało jakby przeszedł tajfun. Czterech ludzi leżało na ziemi spięci opaskami, kobiety uciekły, szyby potłuczone, a w powietrzu unosił się zapach gazu łzawiącego. Dowodzący nimi człowiek podszedł do mnie położył na ziemi glocka z odpiętym magazynkiem i kazał pilnować jak oka w głowie. Swoim ludziom wydał polecenie że mają posadzić zatrzymanych i oczy przemywać solą fizjologiczną.

Po 10 minutach przyjechał radiowóz, policjanci widząc co się dzieje zawrócili i odjechali. Po chwili pojawiło się policjantów dużo więcej w tym też wywiadowcy. Policjant podszedł do mnie i zapytał o pistolet, powiedziałem że to chyba jednego z tych co siedzą. Wśród zatrzymanych ludzi był teść, darł się i bluźnił. Obserwowałem to wszystko i wydało mi się podejrzane że policjanci podeszli do siedzących, coś szeptali, potem wszystkich uwolnili i puścili do domu. Jeden z nich podszedł do dowódcy i powiedział że ma przejebane.

Zaczęło świtać, trzech ochroniarzy już nie było, został teść, my i pełno policjantów. Czym bardziej widno tym bardziej obraz budynku był coraz bardziej opłakany. W pewnym momencie policjant podszedł do mnie i powiedział że mają wszyscy wsiąść do samochodu i on z nami podjedzie na komendę i złożymy zeznania.

Policjant kazał wjechać samochodem na teren komendy, wiedziałem że pewnie nas wszystkich zatrzymają. Kiedy siedziałem na korytarzu i czekałem na przesłuchaniu któryś z chłopaków wyszedł z pokoju w kajdankach i zdążył powiedzieć "zamykają nas". Zdążyłem wysłać sms do dyrektora z tą informacją i wzięli na przesłuchanie. Przesłuchanie trwało może z 15 minut, nie miałem nic do powiedzenia, bo nic nie widziałem, zastanowiło mnie tylko to że bardziej interesowało ich co mam do powiedzenia na Rutkowskiego. Nawet padło zdanie "mów bo Wielkanoc spędzisz w pierdlu". Zadziałało to na mnie jak płachta na byka. Powiedziałem że nic nie wiem i nic nie powiem, zaprowadzili mnie do aresztu. W celi byłem sam, położyłem się spać i tak do 19.
O 19 wszedł klawisz, otworzył mi okno i wyszedł. Nie wiem co chciał tym osiągnąć, może myślał że jak zmarznę to zacznę sypać? Miał pecha tyle nocy spędziłem w zimnym samochodzie że polubiłem spać w chłodzie, więc miałem to w dupie. Wyspałem się jak nigdy dotąd. Prawie cały dzień i całą noc, tego brakowało mi od dawna. Po śniadaniu wzięli mnie znów na przesłuchanie. Powiedziałem im to samo, nic nie wiem i nie mam nic do powiedzenia. Zabrali mnie na parking i dali kluczyki i kazali otworzyć samochód. Cały czas byłem w kajdankach, przypałętał się jakiś redaktorek i zaczął robić zdjęcia. Powiedziałem że nie życzę sobie, bo nie jestem skazany.
Jeden z policjantów, wygonił pismaka i zaczął ze mną rozmawiać. Powiedział mi że jest afera z powodu tych trzech ochroniarzy. Byli to policjanci w czynnej służbie, a ten co odebrali mu broń to anty terrorysta. Wszyscy dostali wymówienia z wcześniejszą datą. Dorabiali sobie po służbie i jeszcze ta służbowa broń. Teść znów to jakich dobry znajomy sędziny z sądu rejonowego. Wdepnęliśmy równo. Ale powiedział też że mamy się trzymać, na pewno jutro nas wypuszczą.

Następnego dnia przyszedł klawisz i powiedział że zabierają nas do prokuratury. Że jakiś h... n, dosłownie nie zgodził się na przejazd samochodem tylko na pieszo w kajdankach, bez sznurówek bo tylko jakieś 800 metrów do przejścia. K......a myślałem że krew mnie zaleje, prowadzili nas spiętych razem jak jakiś murzynów, brakowało tylko łańcuchów na szyi.

W prokuraturze, jaśnie prokuratorska mość, poinformowała nas że nie lubi Rutkowskiego i dlatego i mamy prze.........ne, wszystkich wypuszczą w dniu dzisiejszym ale z zarzutami odhaczaniem się na swoich rejonowych komisariatach trzy razy w tygodniu.

Wypuścili nas wszystkich, pierwsze co to poszliśmy do baru coś zjeść porządnego, potem zastanawialiśmy się czy na obiad w areszcie był kapuśniak czy bigos. Po godzinie rozjechaliśmy się. Chłopaki nie chcieli ze mną wracać, woleli jechać pociągiem. Kiedy wróciłem do domu, moja żona domyśliła się że mnie posadzili. Nie dzwoniła do mnie bo domyśliła się że wszystko mi zabrali. Oczywiście ze strony Rutkowskiego żadnej pomocy, dla niego było ważne że mam kwit na kasę jaką mi zarekwirowali.

Informacje prasowe do poczytania:
https://nowiny24.pl/jak-rutkowski-patrol-probowal-odbic-cukiernie/ar/6147465
http://supernowosci24.pl/nocna-bitwa-o-cukiernie/

Wiele informacji pojawiających się w tym okresie była mocno przeinaczona, ja opisałem to tak jak był rzeczywiście.
Zdjęcia zaczerpnięte właśnie z tych artykułów.

W następnym blogu: Czy ma Pan jeszcze coś do dodania?

Sort:  

No to grubo :P Będzie coś więcej, np. na temat chłopaków lub odmeldowywania się na komendzie?

W ogóle ciekawi mnie w sumie czemu Was wypuścili, czy to nie był np. napad albo coś?

!tipuvote 0.1 hide

Będzie. Wypuścili z zarzutami i dozorem na policji, czekała nas sprawa w sądzie.

Coin Marketplace

STEEM 0.19
TRX 0.15
JST 0.029
BTC 63287.47
ETH 2569.39
USDT 1.00
SBD 2.81