PRZECIER POMIDOROWY DOMOWEJ ROBOTY
Sezon pomidorowy w pełni i moje krzaki pomidorów już uginały się pod ciężarem owoców. Nie mogłam zrobić zatem nic innego, jak zebrać je i zrobić przecier. W większości mam takie najbardziej nadające się do przetworów, bo z myślą o tym wybierałam krzaki do sadzenia. Do przecierów nadają się odmiany mięsiste, mające małe gniazda nasienne (np. malinowy, bawole serce).
Dojrzałych było tyle:
Oczywiście taka ze mnie kucharka, że nie wiem, ile tego było w kg. Ze 3?
Pomidory umyłam, wyrzuciłam jednego zgniłka, oberwałam gałązki i szypułki. Pokroiłam je w ćwiartki i wrzuciłam do największego gara. Wlałam odrobinę wody, żeby mi się nie przypaliły. Niektórzy dają oliwę, ale ja nigdy nie próbowałam robić w ten sposób.
Gdy pomidory wyglądały o tak:
zabrałam się za ich przecieranie takim oto przyrządem:
Urządzenie jest nowe i miało mi zastąpić to, którego używała jeszcze moja mama. Tamto jest całe plastikowe i niestety już zajechane jak żul spod żabki. Jednak okazało się, że nowe nie znaczy lepsze. Niektórzy przecierają przez sito (duuużo roboty) inni idą na łatwiznę i wszystko elegancko blendują. Ja pozostaję przy przecieraku.
Przetarty sok gotowałam tak długo, aż zredukował się do odpowiedniej gęstości. Dla mnie odpowiednia gęstość to coś pomiędzy sokiem a passatą. Głównie dlatego, że nie chce mi się dłużej czekać. Pod koniec gotowania wsypałam łyżeczkę soli i łyżeczkę cukru i tym razem zrobiłam eksperyment z internetów i dodałam odrobinę cynamonu. Tym samym chyba poznałam sekret przecierów mojej siostry.
Poprzelewałam gorący przecier do słoików, zakręciłam i tak umieściłam w specjalnie wyścielonej skrzyneczce:
A potem nakryłam je kocykiem. Robię tak, gdy nie pasteryzuję przetworów (robię tak np. z dżemami).
Przy takim przecierze wszystkie passaty z marketów się chowają. Robiąc z takim pomidorówkę praktycznie nie trzeba jej dosmaczać, a i na sos do spaghetti się nada. Podobno może stać bardzo długo, nawet ze dwa lata, ale ja z autopsji tego nie wiem, bo szybko go wykorzystuję.