"Rick and Morty" NOWY trailer 4 sezonu + moja mini-recenzja poprzednich

in #polish5 years ago (edited)

"Rick and Morty" to jeden z najbardziej przełomowych seriali w moim życiu. Porusza on wiele tematów, nad którymi rozmyślam od wielu lat. Mogę się pochwalić bogatą wyobraźnią, jak również zrozumieniem dla najrozmaitszych odmienności i dziwactw, ale Justin Roiland oraz Dan Harmon przeszli moje najśmielsze oczekiwania. Sam nie wiem od czego zacząć, bajka jest bogata w śmieszne gagi i niemożliwe do zaistnienia sytuacje, nie stroni również od dosadnych komentarzy dotyczących świata w którym żyjemy. Mało tego, fabuła serialu jest jeszcze bardziej absurdalna niż w np. "Jojo's Bizzare Adventure", czy filmie animowanym "Dead Leaves" od studia Project I.G.

Rick Sanchez to Bóg w ludzkiej postaci. To inter-galaktyczny i międzywymiarowy McGayver z 10-rdzeniowym mózgiem kwantowym i najlepiej pracującą wątrobą w galaktyce. Dodajmy do tego, że jest on 100% libertarianinem (podobnie jak JKM), który ciśnie po wszystkim co lewicowe, nadmiernie konserwatywne lub ogranicza jego wolność. A jaki jest jego charakter? To kawał ch..a, skrajnie egoistyczny, apodyktyczny ku...s i pier..ny hipokryta w jednym. To typ, który zazwyczaj nie widzi świata poza sobą i własnym chciejstwem. Gnida jest na tyle przebiegła i bezwzględna, że nie zdziwiłbym się gdyby zgasił największe "mangowe mózgi" niczym pety w popielniczce w kilka minut (uwierzcie mi, on byłby do tego zdolny). Mimo skrajnie bucowatej osobowości, co objawiło się np. kilkoma zwrotami w stylu "ale jesteś gów**m" skierowanych w stronę swojej rodziny, to naprawdę szczerze ją kocha. W niewielu anime, serialach, czy filmach widziałem tak zgrabne połączenie komedii ze smutniejszymi wątkami. Dziadek przez cały serial wielokrotnie pokazuje swoją hipokryzję, bucostwo podniesione do poziomu sztuki, generalnie jego sku...wo przerosło moje najśmielsze oczekiwania. Twórcy po mistrzowsku, wręcz niczym najlepsi dramaturdzy pokazali te 4.76% dobroci w jego sercu. Gdy naprawdę trzeba odstawić żarty na bok, to stary Sanchez traktuje najbliższych jak swój największy skarb.
Skoro mówimy o rodzinie, to w jej skład wchodzą Rick, Morty, Beth, Jerry i Summer. Beth i Jerry to małżeństwo, które uosabia wiele problemów, z którymi mogą się zetknąć współczesne małżeństwa. Ich sprzeczki bywają zabawne, a odcinek poświęcony kosmicznej terapii małżeńskiej, to po prostu dzieło sztuki. Efektami ich toksycznego związku są Summer i Morty, którzy również są dość stereotypowymi postaciami. Summer zachowuje się jak nastoletnia buntowniczka, ale podczas przygód potrafi zaskoczyć dojrzałością, mądrymi wnioskami i sprytem. Morty nie odróżnia się za bardzo od swojej rodzinki i jest stereotypowym, nieśmiałym nastolatkiem. To dobry chłopiec, ale jest niestety naiwny i trochę głupiutki.

Jedynym co ich odróżnia od innych amerykańskich familii, jest ich dziadek, z którym udają się na wycieczki w kosmos, na nieznane planety, czy do innych wymiarów. Brzmi ostro? To dopiero początek. Żeby nie spoilerować, to napiszę możliwie jak najbezpieczniej - twórcy ostro komentują wydarzenia wydarzenia społeczno-polityczne, te z 11 września, poziom i sposób nauczania szkołach, obśmiali zarówno lewicowe pomysły (radykalny feminizm, nadmierną biurokrację), jak również ich prawicowe odpowiedniki (ślepe trzymanie się niektórych tradycji, wiara w Boga, którego istnienia nikt jeszcze nie udowodnił). Twórcy nie ograniczają się jedynie do krytyki, walą prawdą prosto w twarz i robią to w taki sposób, że trudno się nie zgodzić w niektórych kwestiach. Czasem aż za bardzo. Wszelkie nawiązania do realnej polityki i co bardziej możliwych teorii spiskowych, wydawały mi się nawet jeszcze mocniejsze niż w "South Park". A to tylko niewielki wycinek tego, z czego nabijają się twórcy "Ricka i Morty'ego". Wiele przygód ma naprawdę mądre morały, część z nich jest pozytywna, ale przeważają te boleśnie prawdziwe. W tym serialu nie ma tematów tabu i cisną po całości z każdego poruszanego tematu.

Jeśli chodzi o ścieżkę dźwiękową, to o ile sam soundtrack nie zrobił na mnie jakiegoś szczególnego wrażenia (chodzi o utwory nagrane specjalnie na potrzeby serialu), to często odpalam m.in. te piosenki - "Booty Bass - Shake That Ass Bit**", "Chaos Chaos - Do You Feel It?", czy "Blonde Redhead - For the Damaged Coda". Może nie są to b. dobre kawałki, ale świetnie wpisywały się w tematykę swoich odcinków. Jeśli chodzi o kreskę, rysunki i animacje to podobają mi się. Kreska może nie jest jakaś szczególnie wyszukana i szczegółowa, jeśli chodzi o postacie, ale światy odwiedzane przez naszych bohaterów, nadrabiają barwną i pomysłową kreacją. Niektóre z nich zostały wymyślone i narysowane w taki sposób, że można odnieść wrażenie, iż powstawały pod wpływem dragów (i nie mówię tu tylko o scenarzystach, rysownicy też pewnie przypalili jakieś bongo w procesie produkcyjnym).

W ramach podsumowania mogę powiedzieć, że pod tymi zwariowanymi pomysłami kryje się naprawdę dobry wątek fabularny. Co prawda większość odcinków na pierwszy rzut oka nie jest ze sobą powiązana i początkowo można odnieść wrażenie, że każdy epizod stanowi osobną, zamkniętą historię. Po 3 sezonach widać jednak pewną konsekwencję, która daje nadzieje na naprawdę ciekawy punkt kulminacyjny. Twórcy świetnie wprowadzają antagonistę, który zdaje się być jedyną istotą, jakiej obawia się szalony naukowiec. Już się nie mogę doczekać 4-tego sezonu.

Coin Marketplace

STEEM 0.19
TRX 0.15
JST 0.029
BTC 63592.23
ETH 2551.58
USDT 1.00
SBD 2.75