Recenzja “Wiedźmina” od Netflixa

in #polish4 years ago (edited)

witcher okladka netflix.jpg

I'll place English version in 2, 3 hours. If Hive/Steemit working fine today ;).

W końcu nadszedł dzień, w którym nabrałem ochoty na drugi seans. Zależało mi na tym, by wstrzymać się z recenzją do tego czasu, bo czasem tak mam, że podchodzę do pewnych rzeczy zbyt krytycznie albo nazbyt pozytywnie. Tak jak przy wielu seriach mi to niespecjalnie przeszkadza, tak przy "Wiedźminie" zależało mi na maksymalnie neutralnym podejściu, by nie sugerować się ani na plus, ani na minus. Tekst momentami może być trochę chaotyczny, mogę kilkukrotnie zahaczyć o kilka wątków, ale zależało mi na tym, by odbić część, moim zdaniem, nieuzasadnionych zarzutów wobec serialu. Oglądałem z oryginalną ścieżką dźwiękową i napisami, bo to moja domyślna forma oglądania. Od biedy przeżyję lektora, ale dubbingu nie zniosę, chyba że to gry albo bajki dla dzieci. Aczkolwiek postanowiłem, że za 3 seansem posłucham sobie całkowicie po polsku, bo podobno nasza wersja jest naprawdę dobra. No to zapraszam do swojej spoilerowej recenzji serialu. Ostrzegam też, że mówię o paru rzeczach, które prawdopodobnie znajdą się w kolejnych sezonach.

Powiem szczerze, nie chcę dokładnie analizować serialu wątek po wątku i porównywać z książką. Nie ma to większego sensu, bo adaptacje (jeśli nie są reklamowane jako wierne ekranizacje) z zasady muszą coś zmienić. Skrócić/wydłużyć jakieś wątki, pokazać znane nam wątki, ale nieco inaczej, dodać rzeczy, o których nie pomyślał autor (np. częściowo przez lenistwo, jak Togashi od mangi “Hunter x Hunter”, czy Sapkowski w książkach), a które powinny się tam znajdować. Nie wiem, czy to dobrze ujmę, chodzi o konsekwencję w budowaniu świata. Coś, co ma np. "Fullmetal Alchemist", czy "One Piece", a czego nie ma DBZ, "Wiedźmin", "Star Wars" (filmy, nie serial "The Mandalorian"). Tym bardziej nie chce mi się analizować, bo widać, że show-runnerka i Henry Cavill naprawdę polubili to uniwersum i nie kieruje nimi wyłącznie chęć zarobienia kasy. Wydaje mi się, że autentycznie chcą przenieść świat Sapkowskiego na ekran tak wiernie, jak to tylko możliwe. Jasne, niektóre wątki bardzo na tym cierpią, ale widać że odrobili lekcje i zapoznali się z pierwowzorem. Weźmy na początek odcinek, który adaptuje opowiadanie z jeżem z Erlenwaldu. Fakt, Geralt jest w zamku królowej Calanthe z innych powodów, ale wygląda to z grubsza tak samo, jak w książce, a w zakończeniu wychodzi na to samo - związuje się z Ciri przeznaczeniem. Poza tym dostajemy więcej cudownego Jaskra, którego jest dokładnie taki sam, jak w książkach. Pamiętacie, co mówiłem o growym i książkowym Lambercie i Regisie? No to w przypadku serialowego i książkowego Jaskra jest podobnie. Obaj latają za pannami, jadaczka im się nie zamyka, gadają bzdury, bywają irytujący, obaj wyglądają tak młodo i uroczo, że trudno oszacować ich wiek. Mimo, że większość ich relacji z tego odcinka, to pomysły twórców serialu, to bez problemu mogę sobie wyobrazić książkowego barda w tych scenach, czy rozmowach między nim, a Geraltem. Fragment w którym Biały Wilk ratuje tyłek bardowi, momentalnie przypomniał mi o kilku podobnych scenach z książek. Zwłaszcza moment, gdy Jaskier musi przez chwilę udawać eunucha, który został pozbawiony części swojej męskości przez bliskie spotkanie z kopytem osła. Czuć między nimi podobną chemię, co w słowie pisanym Sapkowskiego. Tak jak w anime, serialach i filmach nie przepadam za takimi głupawymi postaciami typu comic-relief, tak tego Jaskra polubiłem chyba nawet bardziej niż jego książkowy pierwowzór.

Pewne pomysły mogły autora umknąć ludziom, ewentualnie nie wryło im się to za bardzo w pamięć. Nie dziwię się, Sapkowski o wielu rzeczach jedynie napomknął (względnie - dawał pewne rzeczy wyraźnie do zrozumienia, ale w oszczędny sposób) albo wspominał tu i ówdzie, jak w przypadku historii Yennefer. Jest w 80-90% taka, jak w książce. Ma romans z Istreddem, wypowiada znajome teksty, zachowuje się bardzo podobnie itd. Tylko że w książce nie mieliśmy zwykle zbyt obszernych fragmentów o jej historii, ograniczał się głównie do krótkich wspomnień - czy to o trudach nauki magii, pobytu w Aretuzie, czasów jak Yenna była garbata etc. Mogę zgodzić się z krytyką, co do nie pozbawiania płodności u czarodziejów, czy czarodziejek, bo Sapkowski wyraźnie zaznaczył, że tylko nieliczni ją mają (jak Visenna, mama głównego bohatera) lub zachowali zdolności reprodukcyjne. Gdyby do Aretuzy przyszła jakaś piękna kobieta, która nie musiałaby poprawiać swojego ciała i byłaby odpowiednio inteligentna oraz pracowita, to zachowałaby płodność. Rozrodczość to cena, jaką trzeba zapłacić w zamian za wizualny level-up. Tak wynika z tłumaczeń starszych i mądrzejszych postaci tego uniwersum, wg niektórych płodność nie stanowi przeszkody w nauce magii, a co najwyżej mogła ją spowolnić, zaburzyć balans (gdyby np. Vilgefortz zrobił dużo dzieci z jakąś zdolną czarodziejką, to mieliby własną mini-armię, przez co mogliby za bardzo urosnąć w siłę) albo wyrwać maga spod władzy Kapituły Czarodziejów. Wszakże ludzie zawsze bronią bardziej swojej rodziny, ze szczególnym uwzględnieniem dzieci niż miejsca pracy. Inni twierdzą, w sumie słusznie, że dzieciak wymaga cholernie dużo uwagi, a nauka magii, zaklęć, opanowanie chaosu itd. wymaga go jeszcze więcej. Aczkolwiek w serialu nie zostało dobitnie powiedziane, że tylko Yenna straciła narządy do reprodukcji, a jedynie zasugerowane. Może coś mi umknęło w odcinku, w którym wraca do Aretuzy i tłumaczyła młodym adeptkom, ale nie powiedziano o tym w kontekście jej rówieśniczek. W drugim sezonie można jednym, góra dwoma zdaniami dodać, że wszyscy oddają swoją płodność za dostęp do silniejszej magii... Nie wiem, otrzymania oficjalnej licencji, jak w anime "Hunter x Hunter", czy "Fullmetal Alchemist". Bo magię umiały już przed wizytą w super zakładzie piękności.

nc_ohc=IsLPMuu-PgAX9q8XD7&_nc_ht=scontent-frt3-2.xx&_nc_tp=6&oh=16abe5c4122f742170e388fab74d4b7f&oe=5EF44F81

Mogę się zgodzić, że postawa Yenn jest odmienna od książkowej, ale nie przeszkadza mi to za bardzo. Jasne, zmienia to nieco optykę na Yennefer, bo przez zmiany scenarzystów wygląda trochę jak rozkapryszona feministka, która chce mieć wszystko "bo tak", zamiast zwykłej, rozpuszczonej, ale świadomej swojej wartości i siły suki. Innymi słowy - jest to osoba arogancka, która chce być najważniejsza i mieć wszystko, ale posiada na tyle dużo siły i pewności siebie, że może pozwolić sobie na pewną dozę arogancji. Niby to niewielka zmiana, ale po zestawieniu światopoglądów obu czarodziejek o zapachu bezu i agrestu, to odrazu widać różnicę. Nie eksponują tego na tyle mocno, by mnie drażniło. Może byłoby inaczej, gdyby bardziej zmieniono jej charakter. Jak to zauważyła moja koleżanka Ola, Yennefer jest wtedy na innym etapie życia, więc przez jakiś czas mogła taka być, nie kłóci się to z jej postrzeganiem świata i historią. Aha, jeszcze jedna uwaga, do tych czepiających się o czarodzieja od wyglądu. Sapkowski nie dopowiedział tej kwestii w książkach (napisał, że przerabiano je na piękne kobiety, ale z pewnymi skazami, których nie dało się usunąć, ale nie opisał szczegółowo tego procesu), więc fakt jego istnienia nie jest odstępstwem od książki, a organicznie dodanym wątkiem. Może się Wam nie podobać, ale wpasowuje się w magię i magów przedstawionych przez Sapkowskiego.

Za to mogę się zgodzić, co do spłycenia tego serialu względem książek, ale zwalam to częściowo na budżet i przekład. Załóżmy, że Polska byłaby tak bogata, jak UK, czy USA i kręcilibyśmy adaptację jakieś książki z biedniejszego kraju, np. Azjatyckiego. Zakładam, że i my nie zrozumielibyśmy, względnie zmienilibyśmy pewne rzeczy, które byłyby ważne dla tamtejszej społeczności. Zresztą, nawet pomijając takie rzeczy, to przy każdym przekładzie zawsze coś tracimy. Rola twórców w tym, by dodać coś od siebie lub zminimalizować straty. Nie zamierzam wszystkiego bronić, bo niektóre zmiany są po prostu nie do obrony. Na przykład sceny w Brokilonie są równie beznadziejne, co bitwy. Nie dlatego, że driady są czarnoskóre. Ich wątek jest po prostu nudny, kiepsko napisany, nieprzemyślany (po co im kusze, skoro są najlepszymi łuczniczkami na kontynencie, a lepsi mogą być co najwyżej wybitnie utalentowani łucznicy albo Zerrikanki?). Dlaczego driady strzelały do czarnoskórego elfa, a nie do Ciri? Jeśli dobrze pamiętam, to w książce również do niej strzelali na początku. Nie wspominając o tym, że robi się jeszcze gorzej, gdy do Brokilonu wchodzi Dopler-Myszowór (jakim cudem on przeszedł bez problemu, jak chwilę wcześniej robiono problemy Ciri i jej towarzyszowi?). Koncept lasu z własnym mikroklimatem jest fajny, ogólny pomysł na jego mieszkanki w sumie też, ale tylko to, reszta jest do dupy. Oby to poprawili, jak Geralt tam trafi po wpierdolu, jaki zafunduje mu Vilgefortz.

nc_ohc=yphXUPYfKzMAX_6lVK&_nc_ht=scontent-frx5-1.xx&_nc_tp=6&oh=5dac915a4d437fe58ae8426d8d684892&oe=5EF28ACC

Wątek Ciri jest całkiem spoko, ale traci przez Brokilon i początkowe podróże z Darą. Jeśli chodzi o rodziców Cirilli, to o Yenn już pisałem. Pomijając jej quasi-feministyczne zapędy, to jest to postać, którą znam z gier i książek. Co innego Geralt. Gdy ogłosili, że Superman zagra Geralta, to byłem nieco sceptyczny. Fakt, od początku mówiłem, że to dobry wybór (nie najlepszy, ale daleko mu do złego - same gabaryty Cavilla pasują z grubsza do opisu książkowego Białego Wilka), ale wiecie - miałem pewną nutkę niepewności. Po 1 seansie broniłem tego aktora, a po drugim wiem, że to jest mój Geralt. Widać, że Henry zagrywał się w 3 część gry i przeczytał książki, bo zachowuje się tak, jak ten spod pióra Sapkowskiego. Mała gada, często chrząka, burczy, choć czasem potrafi zamknąć gębę i z grubsza wie, kiedy co powiedzieć, to czasami jest tak uparty, że nie da mu się przemówić do rozsądku. Jak coś mu wejdzie do głowy, to zrobi to, choćby skały srały. Nie dostrzegłem ani jednego odstępstwa - często powtarza podobne słowa, co w książce. Czy to o Bogu, przemyśleniach na temat przemijania, dopasowywaniu się do obecnej rzeczywistości. Obejrzyjcie serial i przeczytajcie 1 i 2 tom, trzeba naprawdę dużo złej woli, by mówić, że "to nie jest Geralt z Rivii, o którym pisał Andrzej Sapkowski!" czy coś w tym guście.

No ale żeby się nie zrobiło za słodko, to pogadajmy sobie o bitwach, które spieprzono. Mówiąc bardzo delikatnie. Co za debil posyła konnicę w bój w takiej sytuacji? Siła konnicy, nawet tej lekkiej, opiera się na szybkości i tratowaniu piechurów. Jeśli piechota nie jest ciężko opancerzona lub przygotowana w długie piki (a Nilfgaardczycy w tej bitwie takowi nie byli), to nawet lekko opancerzone wojska konna wjeżdżają w nich, jak rozgrzany nóż w masło. Nie używa się ich w takiej sytuacji, co w serialu. Przy niesprzyjających warunkach geograficznych (piechota idzie z pagórków, Cintryjczycy byli na dole) i przy kilkunastometrowej różnicy (nim konik nabierze rozpędu, to dobiegnie do niego kilku siepaczy i bez problemu zabije wierzchowca i jego rycerza). No i to gadanie podczas bitwy - co tam, niech sobie Calanthe pogada, postoi jak kołek, Nilfgaardczycy poczekają. Eist niestety nie miał tego farta, bo camper-Cahir strzelił mu pięknego headshota. Bitwa o wzgórze Sodden była co prawda sensowniejsza, ale w jej przypadku dało się odczuć brak budżetu. Widać to po śmiesznie małej ilości Nilfgaardczyków i nieporównywalnie mniejszym heroizmie czarodziejek. Sapkowski często o niej wspominał, czy to w formie wspomnień Triss Merigold, czy opowiadań, pieśni. Idealnie pasuje tu mem z materiałem źródłowym i Netflixową adaptacją - to pierwsze robi wrażenie, to drugie powoduje śmiech. No bo nie dało się nie śmiać, jak widzi się Triss broniącą bramy do twierdzy, przywołując jakieś pnącza do powstrzymania paru Nilfgaardczyków. No i ta dziwna magia - typy poświęcają swoje życie, by zrobić groźną kulę ognia, a Yennefer odbija je jak Goku kule energii Freezera przed rzuceniem Genki Damy. Ale żeby nie było, że tylko narzekam - bardzo mi się podobało wykorzystanie magii i innych ras w warunkach bojowych. Trujące grzyby, sproszkowany dwimeryt, sztuczna mgła wojny do maskowania przemieszczających się oddziałów, a szczególnie niziołki wystrzeliwujące z procy materiały wybuchowe, które raniły rykoszetem. Dajcie więcej tego w kolejnych sezonach, a będzie zajebiście.

A teraz pomówmy sobie o czymś mniej złym, czyli odcinkach ze Smokiem i Sylvanem. Epizod z Borchem Trzy Kawki był całkiem spoko. Nie przeszkadzała mi starsza wersja rycerza, ale wolałem Andrzeja Chyrę w tej roli. Lepiej pasuje do tego książkowego, zwłaszcza w kontekście sceny seksu z Zerrikankami, której zabrakło w serialu. Nie podobała mi się jedynie scena z pocałunkiem przy obronie smoczego jaja, bo była wstawiona kompletnie bez sensu. Co do narzekań na smoka, to tu akurat stanę w obronie Netflixa. Nie wiem, czy taki był zamysł twórców serialu, ale jestem skłonny założyć się o 2 angielskie funty, że tak. Smok przypomina Słowiańskiego żmija (link na dole recenzji) i patrząc z tej perspektywy, to faktycznie chłopi mogli regularnie mylić widłogona ze smokiem. Poza tym używa telepatii, tak samo jak w książce. Podobały mi się pozostałe zmiany, bo odcinek dzięki temu miał więcej akcji. Inaczej jest w przypadku odcinka z Sylvanem. Nie dość, że ścięto materiał źródłowy do niezbędnego minimum, to jeszcze sam epizod był wg mnie, co najwyżej taki sobie. Nie wkurza mnie on jednak, bo nie polubiłem za bardzo tego opowiadania, a w serialu było zabawniej - sprzeczka między Silvanem, a Wiedźminem, nadgorliwy Jaskier i moment, jak Geralt uderza go po jajach. Ot wspominam o tym z recenzenckiego obowiązku.

Ale za to część zmian wyszła na dobre. Przy pierwszym seansie przeszkadzała mi scena, w której Pavetta straciła kontrolę nad swoją mocą i lewitowała z Dunym, ale przy drugim było już ok. Może nie powinienem tego mówić przed przeczytaniem tego rozdziału dla porównania, ale wydaje mi się, że twórcy tego odcinka zrobili lepszą robotę niż Sapkowski. Teksty o przeznaczeniu i w ogóle cała otoczka wokół tego wątku wypadły raczej lepiej niż w książce. Fakt, Sapkowski dał mi więcej powodów, nad którymi myślę, ale mówię to z perspektywy wszystkich tomików, a nie jednego z rozdziałów. Nadal jednak nie podobała mi się inba na zamku, ta walka między mieszkańcami Skelige i Cintry wyszła dla mnie zbyt sztucznie. Umiarkowanie podobały mi się zmiany w opowiadaniu o Strzydze. Triss Merigold przejęła wątek po jednej postaci, inaczej wygląda rozmowa Geralta z Foltestem, a także nieco zmieniono śledztwo. Wstęp z opowiadania “Wiedźmin” z tomu “Ostatnie życzenie” został wykorzystany w adaptacji historii o Renfri. W Netflixowej wersji Geralt dowiaduje się o Strzydze od damy do towarzystwa, a następnie udaje się do górników, skąd zabierają go wojownicy króla Foltesta. Nie jestem pewny, czy preferuję wersję Netflixową, czy Sapkowskiego, ale z drugiej strony, to fajnie było zobaczyć coś innego.

Postacie przypominają lub są podobne do swoich protoplastów, a odstępstwa między nimi są mniej więcej takie, jak w przypadku gier. Widać je, ale jakby dłużej się nad tym zastanowić i spojrzeć na cały obrazek, to nie ma w sumie za dużej różnicy między nimi. Nawet ci nieszczęśni Nilfgaardczycy, którzy mają niepraktyczne i tandetne zbroje, zostali sportretowani, jak w książce. Wielka, kruczoczarna masa, która zalewa pole bitwy i dewastuje wszystko, co stanie jej na drodze. Działa zgodnie z doktryną wojenną Emhyra var Emreisa - "Spalić, zniszczyć, rozpierdolić wszystko to, co zbędne, włącznie z ludźmi, w możliwie jak najbrutalniejszy sposób. To co się przyda, zagrabić na wozy, a niewolników skuć łańcuchami i zabrać do kopalni". Znajome są również słowa Fringilli Vigo i innych mówiących o Białym Płomieniu. Emhyr jest okrutnikiem, którego lepiej nie wkurzać, ale nie można powiedzieć, że nie daje przestrzeni do rozwoju lub niezbędnych zasobów (ludzkich, wywiadowczych, finansowych etc.). Plan Vilgefortza ma sens, a jego serialowy odpowiednik zachowuje się tak, jak ten książkowy. Zakładam, że z grubsza poprowadzą tę historię tak jak w pierwotnej formie, jeśli tak, to w żaden sposób się to nie wyklucza z tym, jak przedstawił go Sapkowski. To przystojny, przebiegły, mądry, inteligentny i rozważny człowiek. Wie, że realizacja planu nie będzie łatwa, ale ma mnóstwo czasu i jest odpowiednio silny by móc go urzeczywistnić. W serialu podburzał magów północy i południa, by osłabić i skłócić obie grupy, niektórzy magowie drwią z jego umiejętności bojowych. Podczas bitwy o Sodden mógł się podłożyć Cahirowi lub się z nim dogadać (w końcu Emhyr i Vilgefortz długo ze sobą "współpracowali" w książkach). Wydarzenia z końcówki bitwy i w ogóle sposób, w jaki się zachowywał po odzyskaniu świadomości, mocno sugerują że to była gra z jego strony. Powtarzam się, ale gdyby porównać wątki Vilgefortza z książki z serialowymi, to raczej nie odczulibyśmy dużej różnicy.

Sporo ludzi narzeka na to, że serial nie adaptuje dokładnie 1 i 2 tomu. Moim zdaniem, to akurat decyzja na +. Postać Geralta i jego świat jest znany głównie graczom, a fabuła przeniesiona 1:1, niekoniecznie by kupiła widzów nie znających tego uniwersum. Twórcy musieli wykorzystać rzeczy z późniejszych tomów, by uatrakcyjnić serial dla zwykłego widza i wyszło to imo lepiej niż kurczowe trzymanie się Geralta samotnie jeżdżącego po szlaku. Jasne, to też można przedstawić bardzo fajnie, ale wydaje mi się, że świat widziany wyłącznie z perspektywy Geralta byłby mniej ciekawy dla odbiorców. Oczywiście, gry zrobiły fenomenalną robotę, ale gracze, a widzowie, to trochę dwie różne grupy. Sam przez lata błędnie je ze sobą utożsamiałem, ale po kilku wydarzeniach (np. takim sobie zainteresowaniem wśród graczy większością filmowych adaptacji gier), przekonałem się o mylnym rozumowaniu. Fakt, obie grupy mają wiele wspólnego, ale to nie czyni ich tym samym. Mimo, że ptaki mają w sobie dużo genów dinozaurów, to przecież nimi nie są, prawda?

Zakończyli serial w idealnym momencie, pozostawiając nam uczucie lekkiego niedosytu. Można narzekać na to, że to wygląda tak, jakby ktoś nagle urwał taśmę filmową, ale dla mnie to był dobry zabieg. Dzięki temu widzowie, nawet jeśli znają ciąg dalszy dzięki książkom, są bardziej zaciekawieni kontynuacją. Nie był to idealny serial, cierpi na parę wad, ale biorąc pod uwagę jego całokształt, to mogło wyjść dużo gorzej. Co prawda trochę doskwierało mi to, że na kontynencie postacie nie są wyłącznie białe, ale to detal, który nie powinien wpływać za bardzo na ocenę. Zwłaszcza, że to twór który mówi dużo o tym, dlaczego rasizm jest chowy, jak również anty-rasiści są chowi (bo przesada w każdą stronę jest zła, czarnoskórzy, czy Arabowie też cisną po nas, to normalne dla gatunku ludzkiego). Poza tym mamy koniunkcję sfer, czyli logiczne wytłumaczenie. Takowego już nie mogę znaleźć dla spłaszczenia "Wiedźmina" do poziomu zachodniego fantasy, bo jednak "Gra o Tron", "Władca Pierścieni" różnią się od dzieła Sapkowskiego. "Wiedźmin" jest bardziej surowy, życiowy, tak jak wschodnie fantasy od np. rosyjskich pisarzy. Może podam zły przykład, ale to tak, jak życie w mieście i na wsi - na wsi ma się większą styczność z naturą i jej prawidłami. Śmiercią (przez brak szpitali, domy z tzw. łożem śmierci i niekontrolowaną naturą), seksem (byk albo koń bierze krowę albo klacz, jak go zapiecze korzeń, a rodzice muszą tłumaczyć dzieciom, co się wlaśnie dzieje, mieszczuchy mogą zobaczyć co najwyżej spółkujące psy, czy koty), trudami ciężkiej pracy (bo tylko farciarze lub utalentowani ludzie zarabiają dużo w łatwy sposób, a większość musi mniej lub bardziej harować). Miasto to zachodnie fantasy, wieś to wschodnie fantasy. Może zbyt uproszczony przykład, ale brak mi odpowiedniego doświadczenia w tych sprawach. Wschodnie fantasy znam z opowiadań czytanych za dziecka, a zachodnie z paru książek. Za mała baza porównawcza, stąd poprosiłem o ekspertyzę kolegę Kubę, który potwierdzil moje przypuszczenia. Z drugiej strony, jak wspominałem w poprzednich tekstach, "Wiedźmin" będzie bardziej zrozumiały dla odbiorców z Anglii, czy Niemiec. Mam tu na myśli kulturę w rozwiniętych cywilizacjach, stuktury polityczne, wojskowe, podejście do nauki w szkołach, czy takie rzeczy jak imiona bohaterów, które w żadnym przypadku nie brzmią Słowiańsko. Taki to "Wiedźmin" Sapkowskiego, mix przeróżnych kultur z rozmaitych zakątków globu.

Jeśli kolejne sezony utrzymają poziom, a twórcy przyłożą się trochę bardziej do scenariusza oraz dostaną większy budżet, to raczej czeka nas kilka sezonów naprawdę dobrego serialu. Światowy sukces serialu i całkiem dobre przyjęcie (co prawda bez peanów z zachwytu, ale też bez dużych narzekań) powinny zmotywować Lauren S. Hissrich do cięższej pracy, a Netflixa do większego zaufania. Oby, bo zakładałem że początek będzie gorszy, a było całkiem nieźle. Ino ogarnijcie następnym razem kogoś do bitew, by się odpowiednio przygotować do godziwego przedstawienia bitwy pod Brenną. Dla mnie to takie 7/10, może +7/10.
Dziękuję Oli, Karolowi i Kubie za pomoc przy paru fragmentach tekstu.


Oceny, jakie wystawiłem poszczególnym odcinkom. Nie przywiązujcie do nich 100% uwagi, bo sam jestem ich niepewny, ale oddają tak w około 80% moje wrażenia.

  1. 6.5/10
  2. 4/10
  3. 8/10
  4. 7.5/10
  5. 6/10
  6. 6.5/10
  7. 6.5/10
  8. 6/10
    https://www.slawoslaw.pl/zmij-slowianski-smok/

Coin Marketplace

STEEM 0.19
TRX 0.15
JST 0.029
BTC 63101.67
ETH 2588.03
USDT 1.00
SBD 2.74