Recenzja “Spiderman: Homecoming”

in #polish4 years ago

245.jpg

Postaram się dziś wrzucić jeszcze jakiś dłuższy tekst, ale nie obiecuję, bo dałem się namówić na długą wycieczkę dzisiaj i... nie będzie mnie pół dnia w domu :P. Tak czy siak, mamy niedzielny poranek, więc życzę Wam miłego dnia i końcówki weekendu :)!

"Spiderman: Homecoming" był dla mnie kompletnym zaskoczeniem! Spodziewałem się że będzie to kolejny, bezpiecznie zrobiony film ze świata Marvela, ale zdziwiłem się z bardzo pozytywnym skutkiem. Nie było to co prawda jakieś wybitne widowisko, ale jarałem się tak samo, jakbym oglądał "baję ze Spajdermenem" na “Fox Kids”.

Od premiery minęło już trochę czasu, więc uznałem, że napiszę recenzję, w której nie będę ukrywał spoilerów. Jeśli nadal go nie widziałeś, to odradzam dalsze czytanie. Aha, z góry też dodam, że poza kreskówkami, kilkoma grami, to w ogóle nie znam uniwersum "Człowieka Pająka", więc nie oczekujcie opinii znawcy, bo nie od tego jestem. To opinia zwykłego człowieka, który coś tam ogarnia, ale niezbyt dużo ponad nieźle poznane podstawy. Troszkę wiem też dzięki ludziom z "Comics Weekly", ale ta wiedza i tak nie jest zbyt uszeregowana, więc pełni rolę ciekawostek, którymi można zabawiać znajomych przy spotkaniu albo piwie.

Wracając do filmu, już samo "intro" nastawiło mnie na najbliższe 2 godziny -

Sprawdźcie sami, nie kojarzy się Wam z czymś? :D Cała reszta była równie przyjemna i stanowiła porządnie zrealizowany mix nieco poważniejszych klimatów (wbrew pozorom, pomysł na fabułę nie jest taki znowu głupi, jak w wielu filmach z super-bohaterami), jak i przygód nastolatków. Zrobiono to tak naturalnie i zgodnie z moją wiedzą o Peterze Parkerze, że nie mam jakichkolwiek zastrzeżeń. Wszelkie zmiany są dla mnie naturalne i oczywiste, osobiście nie czuję też jakieś olbrzymiej różnicy (postać Petera podobno opiera się również na nowym "Człowieku-Pająku", czyli Milesie Moralesie) między jego wersją z animacji, a tą z filmu "Homecoming". Przede wszystkim, dzisiejszy Peter nie byłby "fotoreporterem-freelancerem", tylko najprawdopodobniej "YouTuberem", który kręciłby vlogi do sieci. Flash Thompson co prawda nie jest tym starym, "dobrym" półgłówkiem i przytępionym osiłkiem. Tak jak większość motywów z komiksów, zaadaptowano go do nowego środowiska w bardzo naturalny sposób. Jest podręcznikowym przykładem tzw. "hejtera", znęca się i dokucza Pajęczakowi. Jednocześnie ma dzianych starszych, więc w kwestii jego występków działa stara zasada: "Duży może więcej". Po pierwszych zdjęciach i ogłoszeniu aktorów, obawiałem się, że będzie typowym nerdem ze zbyt dużymi okularami. Na całe szczęście, jego aktor ma potencjał na zbudowanie jakieś masy mięśniowej... Doczekamy się Venoma w wydaniu MCU za kilka lat? Oby :). Super wypadło również standardowe “cameo” Stana Lee. Z filmu na film robią to coraz lepiej (poza “Deadpoolem”, ten jest poza skalą :D).

Klimat filmu jest niesamowity. Od "Ant-Mana" zapanowała moda na filmy super-bohaterskie o nieco mniejszej skali. W "Deadpoolu", "Loganie" czy też, wcześniej wspomnianym "Człowieku-Mrówce". Nie ma walk o bezpieczeństwo Ziemi lub przynajmniej kontynentu (jak w "Wonder-Woman"). Póki co, każdy z tych filmów, jest za to szczerze chwalony. Nie inaczej jest moim zdaniem w przypadku "Spiderman: Homecoming". Przez praktycznie cały seans czułem się jak dziecko. Najnowsza odsłona "Człowieka Pająka" ma w sobie duże pokłady ciepła, charakterystycznego dla chyba (nie śledzę rozwoju tego gatunku, jak się mylę, to przepraszam) wymarłego gatunku filmów familijnych. Całkiem zręcznie połączono to z produkcją przeznaczoną dla dzisiejszych nastolatków.

Liceum pełni ważną rolę w filmie, a zachowania co istotniejszych dla fabuły uczniów, przypomina trochę moje szczenięce lata. Zresztą, nawet te krótkie dialogi pomiędzy mniej znaczącymi uczniami ("kogo przelecę, z kim się ożenię, kogo zabiję" - miałem w liceum ze 30 dziewczyn w klasie, jest w tym trochę prawdy :D) nadawały tej szkole większego "życia". Autentycznie się wzruszyłem, gdy Grubcio zaproponował Peterowi złożenie "Gwiazdy Śmierci" z klocków Lego. Sam co prawda nie miałem tego zestawu (i specjalnie o nim nie marzyłem), ale uwielbiałem się bawić klockami i w sumie, to nadal lubię je składać. Miałem za to podobne przygody z kumplami z dziecinnych lat i poczułem znane mi poczucie nostalgii... Uwielbiam to! Istotną częścią składową w "Spiderman: Homecoming", jest również humor. Zendaya wypadła naprawdę solidnie w roli Michelle. Taka typowa "outsiderka", która nie boi się pocisnąć kolegom z klasy (świetna scena, jak nazwała Petera i Neda "przegrywami", gdy ci patrzyli rozmarzeni na ładne nóżki koleżanki w spódnicy) i rzucać "dojrzałymi" w oczach licealistów tekstami. Zabawnie wypadło nawiązanie do kultowej sceny z pierwszego "Spidermana" (tej w której Pajęczak całuje dziewczynę). O "Iron Manie" i jego “żarciksach” z urody cioci May (prawdziwy podrywacz, nie ma co ( ͡° ͜ʖ ͡°), a jak się młody zbulwersował :D) nie ma co mówić, cała laska ryczała ze śmiechu.

Tym sposobem przechodzimy do tej części filmu, która niespecjalnie mi się podoba, a mianowicie - zbyt dużo nawiązań do "Avengersów". Sam Tony Stark nie jest jeszcze najgorszy (choć nie powiem, powoli zaczyna mnie drażnić to, że Robert Downey Jr. gra "Iron Mana" na jedno kopyto, a scenarzyści chyba nie mają pomysłu na rozwój tej postaci...), choć ten w połączeniu ze wstawkami z "Kapitanem" i kilkoma innymi nawiązaniami do MCU, lekko irytował. Ot zwykłe uczucie przesytu. Był okres, że filmy "Marvela" dużo subtelniej i mniej nachalnie budowały uniwersum (tak, pamiętam o Iron-Man 2 :P). Moim zdaniem, ograniczenie jednego z tych motywów, wyszłoby raczej na dobre temu obrazowi. Wracając jednak do Starka, mimo że ten jest grany, na "jedno kopyto", to miał kilka fajnych momentów tym filmie. Przede wszystkim, Robert naprawdę stara się grać takiego typowego "zastępczego ojca", który jako rodzic, daje co prawda dużą swobodę, ale jednocześnie jest bezwzględnie konsekwentny w razie jakiegoś występku. Stara się wymusić myślenie na Peterze i wydobyć z niego jego najlepsze umiejętności (w ten sposób sprawdzając, czy chłopak ma faktyczny potencjał, czy tylko sprawia takie wrażenie). Świetnie to wypadło w kontekście końcówki filmu, gdy główny bohater uświadamia sobie, że to nie strój czyni go super bohaterem. Istotny jest również sam początek filmu, który jasno daje nam do zrozumienia, kto jest prawdziwym Złolem w tym odcinku serialu "Marvel Cinematic Universe". Jest to Tony Stark, który zachowuje się jak (uwaga, teorie spiskowe! xD) przedstawiciel rodziny Rothschildów, czy innego podejrzanego rodu. Najpierw burzy (albo sprzedaje broń) , potem zarabia na zbieraniu gruzów, a na końcu kosi tłuste dolary za odbudowę. Istne "Perpetuum Mobile", a hajsy się zgadzają. Parę razy rzuci jakieś nędzne ochłapy z pańskiego stołu na cele dobroczynne, by pokazać "Hej, jestem taki dobry i szczodry!" i poprawić sobie notowania.

Tym samym dochodzimy do Vulture'a, który jest dziełem działalności Starka. Adrian Toomes był prawdopodobnie uczciwym obywatelem, płacił podatki, dawał ludziom dobrze płatną pracę, był ideowym i pracowitym człowiekiem. Potem wpada przedstawiciel rządu i wyrzuca przyszłego złoczyńcę z jego miejsca pracy na zasadzie: "Elo, mamy w dupie, że poniosłeś takie nakłady finansowe, by móc sprawnie oczyścić miasto. Los twoich robotników i twoje kredyty również mamy gdzieś. Możesz się odwoływać, ale twoje listy wsadzimy sobie w..." - znajome, prawda? Michael Keaton stworzył zajebistego Villiana, chyba mojego ulubionego, jeśli chodzi o współczesne filmy z super bohaterami. Gościu ma sensowną motywację, kieruje się chęcią zysku i zapewnienia dobrego życia swojej rodzinie. To nie jego wina, że rząd nie pozostawił mu innego wyjścia. Podobało mi się jego męskie podejście, świetne teksty (monolog, którym chciał przestraszyć partnera swojej córki był znakomity... co ja mówię, cała sekwencja odkąd Peter przyszedł do jego domu, była niesamowita!), nieco brutalności (świetne "zniknięcie" jego kamrata, który chciał się zawinąć z interesu). Mam nadzieję, że Marvel wyciągnie wnioski z recenzji ludzi i antagoniści będą równie ciekawie wykreowani w kolejnych filmach. Szkoda tylko, że przy nocnych walkach (szczególnie ta na samolocie, praktycznie nic nie było widać) efekty były niezadowalające. Ba, powiem więcej - wydaje mi się, że "latanie" Człowieka Pająka (przyczepianie się do budynków) wyglądało trochę sztucznie, tak jakby twórcy nie chcieli za bardzo inwestować w tej film. Z drugiej strony, nie było ich aż tyle, co w "WonderWoman", gdzie się to dużo bardziej odczuwało.

Reasumując, poza kilkoma mniej udanymi motywami, owoc współpracy Sony-Marvel, jest wyjątkowo udany. Trochę daleko mu co prawda do perfekcji, ale jeśli nie jesteście za starzy (lub umiecie obudzić w sobie dziecko, bo z tego, co widziałem, to było trochę narzekania od kilku uznanych recenzentów, że są zbyt starzy, by w pełni cieszyć się seansem), to polecam obejrzeć. To przemyślany film z wieloma zaletami i tylko kilkoma wadami. Jest to definitywnie najlepszy "Spiderman", jakiego mieliśmy kiedykolwiek na "srebrnym ekranie". Ode mnie leci 8/10. Czekam na sequel, bo scena po napisach zapowiada coś dobrego :3.

Ps. Byłbym zapomniał, nie czekajcie na drugą scenę po napisach. Nie dość, że wyjątkowo długo się ciągną, to ostatnia jest totalnie beznadziejna. Po pierwszej możecie opuścić kino bez strachu, że stracicie cokolwiek ;)

Coin Marketplace

STEEM 0.31
TRX 0.11
JST 0.034
BTC 64060.81
ETH 3129.62
USDT 1.00
SBD 4.17