Luźna opinia o “Saikano”

in #polish4 years ago

123.jpg

Archiwalny tekst, tym razem o specyficznym, romantycznym anime. Popołudniu wrzucę recenzję filmu animowanego "Mortal Kombat".

"Saikano" to jeden z tych niewielu przypadków, gdy moje serce bierze wyższość nad rozumem. Staram się przed dodaniem do listy "obejrzanych" lub "zakończonych" (w zależności od tego, czy jest to Filmweb, czy MyAnimeList) odpowiednio "zważyć" wady i zalety danego tworu. Jeżeli film/serial/anime, jest typowym "guilty pleasure" lub po prostu solidnym średniakiem i sprawił mi olbrzymią radość (np. filmowa adaptacja "Ghost in the Shell" albo “Sailor Moon”), to wyraźnie to zaznaczam. “Saikano” jest jednym z niewielu anime, które lubię mimo wszystkich jego wad, a tych jest całkiem dużo. Zacznijmy od jego ogólnej brzydoty i widocznych niskich nakładów pracy, niektóre postacie są czasem rysowane gorzej niż w “DBSuper”. Nie jest to moim zdaniem poziom "Brzoskwini" (tam już przy pierwszym odcinku musiałem zasłaniać oczy, by tego nie widzieć...), lecz odbiór wśród moich znajomych był różny. Niektórzy przebrnęli do końca, część z nich żałowała, innym się podobało. Jak było u mnie? Za pierwszym razem byłem zachwycony, za drugim nieco mniej, a za trzecim, gdy miałem bodajże 24 lata, świetnie się bawiłem, ale wady zaczęły zbyt mocno przeszkadzać w seansie.

Moja przygoda z tą bajką zaczęła się chyba w okolicach 2, czy 3 klasy gimnazjum. Wiadomo, problemy wieku nastoletniego, hormony, głupie pomysły, burze emocjonalne i tego typu sprawy. W okolicach godziny 19 przy kolacji zacząłem szukać jakiegoś smutnego, "poważnego" (pozdrawiam fanów "Elfen Lied" i "Mirai Nikki" xD) anime dla "dojrzałych" i “inteligentnych” odbiorców. Rzucił mi się w oczy post jakiegoś gościa, który napisał, że nawet twórcy zamieścili ostrzeżenie, by nie oglądać serii od pewnego momentu, jak chce się znać to "dobre zakończenie" (było to nawet w napisach, więc chyba legitne i oficjalne). Podjąłem wyzwanie i odpaliłem pierwszy odcinek. Jakoś wtedy przeżyłem tę kiepską animację, a sama fabuła, jak i opening oraz ending, mocno mnie zaskoczyły. Całość obejrzałem w 3 dni, kończąc w środku nocy pomiędzy wtorkiem, a środą. Za każdym razem, gdy do niego wracałem, to czułem się rozwalony przez najbliższe dni - jak po “Perfect Blue”, czy innych dołujących bajkach.

Taki urok anime skierowanych dla "młodych-dorosłych". W większości przypadków, im starsi jesteśmy, tym większą "bekę" mamy z tego typu bajeczek. Niektóre sceny są tak "awkward" (wszelkie momenty, gdy z dziewczyny wypada amunicja, rakiety itd.) lub pozbawione większego sensu (np. przerysowane postacie oraz wojskowi i kompletny brak logiki w ich działaniach), że trudno się z nich nie śmiać. Mimo tych wad, to nie byłem w stanie dać niskiej oceny temu anime. Od strony fabularnej, to nie było najgorzej. Ba, jeżeli przymkniemy lewe oko (czasem też prawe... w ekstremalnych przypadkach polecam alkohol, pomaga w przełknięciu tego, co oglądamy) na pewne głupotki na poziomie "Sailor Moon: Crystal", to naprawdę można czerpać sporą radość z oglądania.

Wątek romantyczny, jest naprawdę emocjonalny i smutny. Bardzo, bardzo smutny. Nadmiernie epatowany, zbyt płytki i pojawiający się zbyt często, a mimo to jakoś zadziałało w moim przypadku. Może to przez tą kreskę i postać głównej bohaterki, która wygląda w tej animacji, jak "siedem nieszczęść" i serce się samo kraje? Albo totalną beznadzieję, tak jakby twórcy zadali sobie cel stworzenia maksymalnie dołującej opowieści. Przy każdym z 3 seansów, bardzo mocno wczuwałem się w relacje bohaterów, ich życiowe wybory oraz skutki z nich wynikające (czasem przyjemne, nawet bardzo... :> ale głównie smutne, jak to życie), walki z przeciwnościami losu. No i to zakończenie, mimo że było trochę głupiutkie, to jego symbolika w ogólnym rozrachunku do mnie przemówiła. Łzy ściekały po policzku, a ja nie umiałem dojść do siebie przez kilka najbliższych dni. Za pierwszym razem żałowałem, że anime zakończyło się w takim momencie, chciałem poznać dalsze (pewnie niezbyt długie) losy głównego bohatera oraz jego przemyślenia po niedawnym wydarzeniu. Wyłem jak bóbr przy finałowym odcinku.

Nie znam mangowego pierwowzoru, jedynie animowane wersje ("Saikano" i 2-odcinkowa mini-seria OVA "Saikano: Another Love Song"), nie wiem więc, czy w komiksie udało się autorce uniknąć dziwnych pomysłów (lub są mniej dostrzegalne, przecież nie od dziś wiemy, że czasami animacje wypadają gorzej od czarno-białych komiksów przez zbyt niski budżet). Nie wiem również, czy manga odniosłaby w moim przypadku podobny efekt. Studio, jakkolwiek ich nie krytykować, potrafiło stworzyć dołujący klimat oraz tak przedstawić emocje, by trafić niektórych prosto w serce. Podobało mi się również to, że twórcy starali się coraz to bardziej "podbijać" stawkę w kwestii dołowania widza. Dawali kilka razy złudną nadzieję, że będzie już dobrze, że Chise i Shuuji już odnaleźli pokój ducha, żyją relatywnie przyjemne (mimo trwającej wojny), tylko po to, by po tych krótkich, szczęśliwych momentach, zalać nas wiadrem smutku i ogólnej beznadziei. Mogli to rozwiązać lepiej, mądrzej napisać, a już na pewno ładniej zaanimować. Całe "Saikano" moim zdaniem nie umywa się do genialnego, 18 odcinka "RahXephona". Tam w pojedynczym odcinku zawarli część podobnych wątków, które porusza "Saikano" i wyszło to nieporównywalnie lepiej (chyba jeden z najlepszych odcinków anime, jakie widziałem kiedykolwiek w życiu, po prostu zniszczył mnie). Swoją drogą, polecam. Szczególnie, jak lubicie klimaty "Neon Genesis Evangelion", ale samo NGE było dla Was zbyt poryte i niezrozumiałe.

Reasumując, "Saikano" to trochę takie mangowe "brzydkie kaczątko", które może być pięknym łabędziem, jeżeli jesteście w stanie dużo wybaczyć i lubicie łzawe historie (trochę dla kobiet). Tylko ostrzegam, czasami można się poczuć, jakby się wstało po dobrej imprezie z mocnym kacem, a obok nas leżała niezbyt ładna dziewczyna. Oglądacie na własną odpowiedzialność ;).

Coin Marketplace

STEEM 0.19
TRX 0.15
JST 0.029
BTC 63651.41
ETH 2679.55
USDT 1.00
SBD 2.80