Bezspoilerowe, luźne omówienie “Avengers: Infinity War”
Tekst archiwalny. Newsów dziś nie będzie, bo nie mam za bardzo o czym pisać, a nie chcę pisać na siłę. Do końca kwietnia pewnie wrzucę jakiś dłuższy tekst (albo masakrowanie jednego kołcza albo o anime :P). Jutro w pracy może napiszę jedną albo dwie polecanki z anime, o których nie pisałem jeszcze na Hive/Steemit, bo wpisu o newsach jutro też pewnie nie machnę. No nic, udanego niedzielnego wieczora :), obyście spokojnie zasnęli.
Marvel dokonał tego po raz kolejny. Uczynili kolejny krok naprzód. "Infinity War" to produkcja na niespotykaną dotąd skalę, jeśli chodzi o kino super bohaterskie. Co prawda to nadal hermetyczny obraz, przeznaczony przede wszystkim dla mniejszych lub większych fanów MCU, ale z drugiej strony jest to moim zdaniem, jeden z oryginalniejszych filmów z bohaterami w dziwacznych kostiumach. Wydaje mi się, że film był w miarę przystępny dla niedzielnego widza, a scenariusz i zajebiście odważne decyzje studia były dodatkowym atutem. Jest to chyba pierwszy film Marvela z naprawdę poważnymi konsekwencjami, które mogą być niemożliwe do naprawienia. Są one tak olbrzymie, że naskrobanie czegoś sensowniejszego bez spoilerów, to naprawdę swoiste wyzwanie.
Jest to pierwszy film, w którym to Villian jest centralną postacią. Jest autentyczny, a ideologia którą się kieruje, jest niestety bardzo logiczna i uzasadniona. Tak samo autentyczna jest jego wielka moc, którą emanuje przez cały czas trwania filmu. Duża w tym zasługa świetnych umiejętności Josha Brolina, który świetnie odgrywa zarówno te smutne, wzruszające momenty, jak i sceny walki z jego udziałem. Jego Thanos to zupełnie inny poziom w porównaniu z dotychczasowymi przeciwnikami w MCU. Jeśli dodać do tego epickie momenty, w których Marvel pokazał, że ma "jaja jak arbuzy", to ta przepaść dramatycznie się rozszerza.
Nie widzę sposobu, by opisać zajebistość i wielkość tych scen bez nadmiernych spoilerów, więc powiem jedynie, że to najczystszy fanserwis. To co widzieliście w trailerach i filmikach promocyjnych to NIC. Również w tym aspekcie widać pewność siebie studia, bo pozwolili sobie na zrobienie filmu przeznaczonego dla fanów. Fanów, którzy śledzą MCU od lat i czekali na taki właśnie produkt. Przepełniony interakcjami pomiędzy postaciami, odniesieniami do poprzednich filmów. Zwykły widz powinien mniej-więcej zakumać o co chodzi, nie jest to specjalnie trudne i moim zdaniem nie trzeba znać poprzednich części, by cieszyć się "Infinity War". Jeżeli przeżyją ten chaos i obraz im się spodoba, to będą się raczej cieszyć odważnymi ruchami ze strony Marvela.
Fabuła jest zdecydowanie dojrzalsza, postacie stają przed naprawdę trudnymi wyborami, w których pierwsze rozwiązanie jest złe, a drugie jeszcze gorsze. Humor co prawda pojawia się tu i ówdzie, ale jest go zdecydowanie mniej. Moim zdaniem to dobra decyzja, gdyż podkreśla to powagę filmu. Człowiek nie wybija się ze smutniejszego rytmu, a zabawne sceny wynikają przede wszystkim z interakcji pomiędzy postaciami. Stark, Dr Strange i Star Lord razem są po prostu zajebiści, szczególnie ci pierwsi xD! Dwóch buców z ego jak Lech Wałęsa, którzy zawsze stawiają na swoim i mają resztę w dupie. Drax jako Kameleon też jest zajebisty, całe kino wyło ze śmiechu.
Jeśli chodzi o samo zakończenie... O, tak powiem, jest ciekawe i pobudza jeszcze bardziej oczekiwanie na kolejną. Sama finałowa walka kojarzy mi się z różnymi anime-bitewniakami typu DBZ, HxH, Naruto łamane przez gry typu DotA, LoL. Generalnie jest na co popatrzeć, nie tylko w trakcie bitew. Wszystkie scenerie, zarówno te na Ziemi, jak i w kosmosie, są po prostu śliczne.
Generalnie wyszedłem bardzo zadowolony z kina i na pewno pójdę na niego jeszcze raz, bo tego co odjaniepawlił Marvel nie da się ogarnąć za jednym razem. Pomijając to że jedna postać jest moim zdaniem zbyt OP i kreację drugiej, to nie mam żadnych zarzutów do tego filmu. Idźcie dzisiaj do kina. WARTO!!!