Bezspoilerowa recenzja pierwszych dwóch sezonów “Boku no Hero Academia”

in #polish4 years ago

bnha.jpg

Przez długi czas zwlekałem z obejrzeniem "Boku no Hero Academia". Nie tylko ze względu na swoją niechęć do wielu bajek ze studia "Bones", ale i kolegów obu płci z dobrym gustem. Wiedziałem, że jak się wkręcę w ten tytuł, to będę cierpiał czekając na kolejne sezony wraz z nimi, więc cierpliwie czekałem przez te kilka lat. Czy było warto? Jeżeli popatrzeć na to z odpowiedniej strony, to tak. A i tak przy okazji, mimo tytułu to w tekście jest kilka spoilerów, jednak ograniczyłem je do zera, by nie psuć za bardzo seansu tym, którzy jeszcze nie widzieli “My Hero Academia”.

Początkowo bardzo spodobał mi się koncept mocy i świata, lecz od pewnego momentu moje zainteresowanie zaczęło nieco spadać. Nie wiem, czy tylko ja tak miałem, ale oglądając BnHA odnosiłem wrażenie, jakby to było takim gorszym HxH w paru aspektach. Idea mocy jest zbliżona do Nen, zaś same umiejętności są zazwyczaj równie sensownie uzasadnione, lecz nie przekłada się to na jakość walk. Te są gorsze pod względem choreografii i ogólnie robią mniejsze wrażenie niż pojedynki z pierwszej serii "Naruto" (minus fillery, rzecz jasna). BnHA przegrywa również na polu stopnia budowania uniwersum i pisania dobrej fabuły. Historia kręci się w świecie, który jest nam dobrze znany, a co gorsza, akcja ogranicza się głównie do terenów szkoły. Od naszego różni się tylko tym, że pewnego dnia na ichniej Ziemi zaczęli się rodzić ludzie z czymś w rodzaju genu "X" z popularnych "X-menów". Owy "dar" zwie się "Quirk", objawia się u większości dzieci (80%) i może dać najróżniejsze umiejętności. Od utwardzania swojego ciała, zwiększania ilości włókien mięśniowych (co również w rzeczywistości skutkuje wzrostem siły), możliwością kontrolowania zwierząt, ptaków, owadów i innych stworzeń, czy atakowania żywiołami takimi jak ogień, czy woda. Jak nie trudno się domyśleć, takie supermoce to gratka dla złoczyńców, a skoro oni działają, to naturalnym jest, że musieli się pojawić bohaterowie, którzy stoją na straży sprawiedliwości.

"My Hero Academia" to taki shounenowy "fast-food" ze wszystkiego, co mogliśmy już zobaczyć w "Shounen Jumpie", czy innych komiksach z reszty magazynów. Postacie są generalnie płaskie i aż za bardzo archetypiczne. Mają co prawda kilka ciekawszych wątków, jak np. sprowadzenie matki jednego z bohaterów, do roli klaczy rozpłodowej w celu uzyskania dziecka z potężnym Quirk, ale autor nie rozwija ich w zbyt ciekawy sposób. Ot sprawa się wyjaśnia, a my idziemy dalej z bajką. O ile na początku budzili moją ciekawość, o tyle wraz z rozwojem fabuły, stawali się coraz bardziej kliszowymi bohaterami. Bakugo to gorszy Sasuke, Midoriya to zbitka dobrych i złych cech większości protagonistów z bitewniaków i na taki problem cierpli większość z postaci. Główny Zły jest wg mnie kompletnie nieudany i uważam go za jedną z gorszych kreacji Złoli, jakie widziałem. Fabuła również mnie póki co nie powaliła i nie widzę tu czegokolwiek, co by się wyróżniało na tle innych bajek z tego gatunku. Mimo całej krytyki, to ogląda mi się to dość przyjemnie, tak jak napisałem w poprzednim akapicie - autor nadrabia pomysłowością w zakresie umiejętności postaciami, jak i niektórymi, niegłupimi rozwiązaniami, ale za dużo rzeczy tu nie gra, bym mógł w pełni cieszyć się z seansu.

Poza All Mightem, rzecz jasna. Ten jest jedyny w swoim rodzaju. Samo anime już tak mnie aż tak nie jara, ale dla tego jednego bohatera jestem w stanie oglądać je do końca. Nie dość, że walczy moim ulubionym sposobem, to jeszcze robi to tak zajebiście dobrze, że zdążyłem obejrzeć jego najdłuższą walkę już kilkanaście razy. Uwielbiam oglądać starcia będące pokazem czystej, destrukcyjnej siły, w których inspirujący bohaterowie przełamują swoje limity i masakrują swoich przeciwników, a All Might vs Nomu to podręcznikowy przykład takiej walki, scena jak blondyn napierdala chodzącą kupę mięśni, jak worek kartofli to po prostu poezja!!! Animatorzy rewelacyjnie przedstawili jego potęgę, poprzez pokazywanie reakcji otoczenia i młodocianych bohaterów, których przerasta moc jaką dysponuje. All Might to nie tylko siła i góra mięśni, ale przede wszystkim serce do walki i inspirująca osobowość. To postać w stylu Mamoru Takamury z “Hajime no Ippo”, ktoś kto może pociągnąć całe show swoją wszechogarniającą zajebistością i motywującym głosem.

Żeby nie było, że tekst się kończy, a ja tylko krytykuję, BnHA jest bardzo ładnym bitewniakiem. Nie jest to co prawda poziom "FMA: Brotherhood", ale anime mocno daje rady. Postacie są ładnie narysowane, całość jest kolorowa, czasem aż za bardzo, a esencja tego gatunku, czyli bitki zostały bardzo dobrze zrealizowane. Ruchy są dynamiczne, czujemy siłę silnych ataków All Mighta, czy Endevoura. Odpowiednio mniejsze wrażenie robią też świeżo upieczeni, młodzi bohaterowie. Generalnie nie miałbym do czego się przyczepić, gdyby nie przyciemnianie scen w niektórych momentach, co potrafiło mnie wytrącić z rytmu podczas oglądania. A propos rytmu, muzyka jest mocno klimatyczna i potrafi bardzo dobrze podkreślić epickość niektórych momentów. Niestety, twórcy nie zawsze umieją dobrze dopasować utwór pod poszczególne fragmenty, co było dla mnie szczególnie widoczne np. podczas treningu Midoryi. Niektóre sceny wręcz się prosiły o inny podkład dźwiękowy, co jest tym bardziej bolesne, że BnHA ma dość pokaźną liczbę klimatycznych piosenek.

Mimo mojej dość negatywnej recenzji, to w sumie lubię to anime. Nie daje mi tyle frajdy, ile swego czasu pierwsza seria "Naruto", FMA, czy HxH, ale autor potrafi mnie zaskoczyć ciekawym rozwiązaniem, czy nie głupim pomysłem. Nie jest to tytuł, który jakoś szczególnie ubogaci Was kulturowo lub zmotywuje do rozmyślań. Ot przyjemny akcyjniak, którego fajnie się ogląda na telewizorze. Oba sezony oceniam na 7 z małym plusikiem.

Coin Marketplace

STEEM 0.19
TRX 0.15
JST 0.029
BTC 62980.29
ETH 2631.01
USDT 1.00
SBD 2.82