Prądowe fatum

Ten rok to jakieś istne prądowe fatum. Najpierw kuriozalny rachunek za energię rozliczaną wg powierzchni (zamiast na podstawie licznika). Potem bezowocne szukanie elektroinstalatora. A gdy już - końcem września - gotowy byłem wziąć firmę, to okazało się, że czekanie na ich wycenę to czekanie na Godota. To jednak nie koniec problemów, bo na początku października zniknęły z Biskupiej firmy remontowe, a z nimi... dostęp do prądu.

I tak oto tkwimy w martwym punkcie. Nie mamy W KBK instalacji, a bez tego nie możemy ruszyć dalej. Na razie jeszcze zdzieramy farbę, ale powoli kończymy ten etap i teoretycznie będzie można zająć się tynkowaniem i malowaniem. Najpierw jednak musi być zrobiona instalacja, która jest również warunkiem sine qua non podpięcia prądu. Na to z kolei ponoć trzeba czekać miesiąc od złożenia wniosku. Trudno jednak robić cokolwiek oprócz drapania ścian jak nie mamy prądu. I błędne koło się zamyka. Od sąsiadów raczej nie pożyczymy, bo to same urzędy. Jest co prawda Centrum Jogi, ale trzeba byłoby ciągnąć prąd przez cały dziedziniec. Jakimś rozwiązaniem jest zakup agregatu prądotwórczego, ale i ono ma wady (agregat warczy i trzeba go poić benzyną).

Mimo przeciwności walczymy jednak dalej. Jutro od 16.00 kolejny dzień remontowy. Adres ten sam: Kraków, ul. Biskupia 18. Można przyjść i drapać farbę. Oczywiście można nam też pomóc w inny sposób, np. przy planowaniu instalacji (jeśli ktoś się na tym zna) lub pożyczając wspomniany agregat. O zrzutce nawet już nie wspomnę. Oczywiście za wsparcie we wszelkiej postaci otrzymuje się rycary, które w gotowym KBK będzie można wymienić na kawę, herbatę i inne dobra.