Polska stolica rasizmu - rozprawka nad sprawą z perspektywy mieszkańca.
Dzisiaj postanowiłem pochylić się nad pewnym problemem mojego rodzinnego miasta, którym jest Białystok - domniemana stolica polskiego rasizmu. Postaram zastanowić się nad przyczyną występowania takich zachowań i zawrzeć w tym tekście swoje przemyślenia.
Swój wpis zacznę od określenia z grubsza o co chodzi z tą "rasistowską stolicą polski" - otóż w nieodległej przeszłości, mniej więcej chodzi o okres ostatniej dekady, w Białymstoku miała miejsce seria rasistowskich przestępstw, a do najpoważniejszych z nich można zaliczyć podpalanie drzwi domów/mieszkań, w których mieszkały rodziny obcokrajowców czy w skład których obcokrajowcy wchodzili. Dodatkowo trzeba wspomnieć o pobiciach pewnego sympatycznego czarnego mężczyzny, który pracował jako "pogodynka" w jednej z miejscowych niszowych telewizji. Pojawiały też się wszelkiego rodzaju skandale - większość rozgłoszona przez teatr "TrzyRzecze" - jak słynna prokuratorska interpretacja muralowej swastyki określonej mianem "Indyjskiego symbolu szczęścia".
Władze miasta oczywiście podjęły bardziej bądź mniej zdecydowane kroki żeby ukrócić negatywną sytuacje - Pan prezydent miasta ostatnio odwołał uroczystość państwową, w której miał wziąć udział ponieważ pojawiło się liczne grono związane z ONRem. I o ile walka z rasizmem odniosła jakieś skutki - bo liczba incydentów tego typu zdecydowanie zmalała - to prowadzona równolegle wojna o ocieplenie wizerunku samego miasta i odcięcie się od przypisanej łatki "rasistowskiej stolicy polski" trwa nadal i jest bardzo powolnym procesem.
Widok z mojej perspektywy
Nie będę ukrywał, że bardzo lubię miasto, w którym żyję - głównie ze względu na to, że życie toczy się tutaj spokojnie mimo całkiem sporej ilości mieszkańców. Należy też wspomnieć, że miasto po za mianem stolicy rasizmu szczyci się nieoficjalnie tytułem najbardziej zielonego miasta w Polsce - i faktycznie można dojść po za miasto wyruszając ze ścisłego centrum i idąc jedynie przez parki, lasy i rezerwaty przyrody.
Jeżeli chodzi o temat rasizmu to niestety muszę nie zgodzić się ze wszystkimi tymi, którzy twierdzą, że problemu nie ma. Problem istnieje - zwłaszcza wśród starych mieszkańców miasta - i przejawia się nie tyle w postaci rasizmu co organicznej, często irracjonalnej ksenofobii. Dla wszystkich mieszkańców, którzy twierdzą inaczej proponuję wyjście z babcią czy dziadkiem do baru z kebabem prowadzonym przez Tunezyjczyka, Araba czy Turka - oczywiście nie mówię, że problem dotyczy wszystkich starszych ludzi, ale nietrudno będzie usłyszeć z niejednych ust "żeby wracał do siebie" czy "brudnych łapskach".
Pewien pan - niestety nazwiska nie pamiętam i nie udało mi się jego godności teraz odszukać - ściśle związany ze wcześniej wspomnianym teatrem wysunął tezę, jakoby powodem ksenofobii i rasizmu w Białymstoku był fakt, że na miejsce wywiezionych i zamordowanych przez Niemców Żydów po wojnie wprowadzili się ludzie ze wsi - dopowiem, że w mniemaniu tego Pan człowiek ze wsi najwidoczniej musiał przejawiać jakąś formę uwstecznienia, zaściankowości i strachu przed zmianami.
Każdy skutek ma swoją przyczynę.
Głównym powodem, przez który "kupuję" jedynie połowicznie przytoczoną argumentację działacza związanego z teatrem jest to, że sam fakt osiedlenia się w mieście ludzi pochodzących ze wsi nie tłumaczy stanu Białostockiej rzeczywistości - Warszawa po wojnie też była wyludniona, duża część mieszkańców zginęła, a nowi mieszkańcy nie pojawili się z próżni. A jakoś nie słyszę wielkich kontrowersji głoszących o wszechobecnej ksenofobii. W takim wypadku należałoby zadać sobie pytanie co spowodowało taki obrót sprawy, że powojenni osadnicy Białegostoku mieli takie a nie inne zdanie o obcych i byli w tym na tyle zagorzali, że przekazali swoją "spuściznę" następnym pokoleniom mojego miasta.
Sam wysnułem pewna teorie - i tutaj zaznaczę to słowo: TEORIE. Mianowicie początków przemiany społeczności obecnych wschodnich województw Polski (Zwłaszcza podlaskiego i lubelskiego ) z miana tolerancyjnych i wielokulturowych na zamknięte i nieufne a momentami wrogie wobec "nieswojskich" ludzi dopatruję w latach 1939-1941. Wtedy do Polska zachodnia znalazła się pod okupacją hitlerowskich Niemiec, a cały wschód został "wyzwolony" przez armię czerwoną "która na swych bagnetach zaniosła nam dobrobyt, pokój i wolność od burżuazyjnego wyzysku". I według mnie ten fakt ma decydujące znaczenie: w latach 1939-1941 w planach Stalina Polska nie miała być bratnim narodem wyzwalanym spod hitlerowskiego terroru, a częścią ZSRR, którą należało odpowiednio do tego przygotować lub przesiedlić ludność polską, wyeliminować panów i inteligencję.
Patrząc wielkość i siłę ośrodków wojennej Polski podziemnej możemy zauważyć pewien intrygujący szczegół: o ile pod okupacją Niemiecką polskie konspiracje rozwijały się prężnie i po dość niekrótkim czasie były zdolne do akcji, o tyle na kresach wschodnich - w tym na obecnym wschodzie Polski - organizacje podziemne napotykały wiele trudności, a ich rozmiar i liczba była znacząco mniejsza niż w drugiej strefie okupacyjnej. Za takim stanem rzeczy najprawdopodobniej stał fakt, że duża część biednej ludności żydowskiej, ukraińskiej, białoruskiej itd. bardzo ochoczo szła na współpracę z okupantem organizując oddziały policyjne lub zwyczajnie "strzelając" z ucha będąc dobrze obeznanym w okolicy. Dodam też od siebie - że swoją wiedzę czerpię jedynie z podań osób starszych(wiedzieli o nich z opowieści np. swych rodziców), które zasłyszałem bezpośrednio u źródła, lub przekazali mi je moi znajomi. Sama karta historii jest dosyć niepełna i niechętnie ruszana przez historyków - ciężko było mi znaleźć jakiekolwiek pewne informacje odnoszące się do tamtych wydarzeń. Cała sytuacja wydaje mi się tożsama z tematem o zbrodni w Jedwabnem: wiemy że zdarzyło się coś złego, ale niekoniecznie chcemy wyszukiwania i wygrzebywania kolejnych brudów z historii. Trochę nad tym ubolewam, bo wychodzę z założenia, że nawet najbrudniejsza karta historii nie powinna zostać zapomniana - będzie wtedy przestrogą dla przyszłych pokoleń.
Jednak, żeby już nie przedłużać - zazwyczaj ludzie nie lubią czytać długich tekstów - to przejdę do rzeczy. Ogólnych nastrojów strachu czy wrogości wobec obcych śród obecnej - zwłaszcza starszej części - ludności Białegostoku doszukuję się w złych wydarzeniach z czasów II wojny światowej - i nie twierdzę tutaj, że jedynie nas skrzywdzono. Sytuacja na kresach wschodnich była cały czas napięta czy to przez nastroje nacjonalistyczne danych grup etnicznych w 20-leciu międzywojennego, czy przez irracjonalne obwinianie kogoś za swoje niepowodzenia - wojna jedynie stworzyła okazję do chwycenia się za łby i "załatwienia" wszelkich niewyrównanych rachunków za pomocą sztachety.
I teraz wydawać by się mogło, że postawa ksenofobiczna czy rasistowska jest kompletnie bez sensu - irracjonalna - jednak wydarzenia te, choć wydarzyły się dosyć dawno to wciąż dotknęły ludzi których znamy lub ich rodziców/dziadków. Patrząc na obecną sytuację mogę przyznać z ulgą, że najmłodsza część populacji w większości nie przejawia już skłonności swoich dziadków/rodziców.
P.S Nie, nie jestem zwolennikiem przyjęcia 0,5mln uchodźców na raz i zostawienia ich samym sobie jak np. w Niemczech czy forsowanych przez niektóre lewicowe grupy ubogacania kulturowego. Jestem za wolnością w myśl zasady "żyj i daj żyć innym". No i też wolę Tunezyjczyka/Turka/Araba prowadzącego działalność gospodarczą w postaci budy z kebabem niż polskich pato-patriotów.
Pozwolę sobie dodać kilka faktów od moich przodków oraz z mojego życia. To na wszelki wypadek gdyby znalazł sie jakiś lewak i zaczął by oczerniać mieszkańców Białegostoku oraz wybielać żydów i imigrantów...
fakt 1. Moja prababcia (wdowa) po 2 kadencyjnym burmistrzu z dwudziestolecia między wojennego. Oraz właścicielka 20 hektarowego gospodarstwa. została zadenuncjowana przez żyda jako "kułak i burmistrzowa". Na szczęście sprawa rozgrywała sie bardzo blisko dni w których słynny akwarelista postanowił najechać Stalina i to uratowało prababcię od wywózki. za to jestem Adolfowi wdzięczny.
fakt2 mój dziadek wraz z braćmi byli w AK a po wkroczeniu armii czerwonej byli zwierzyną łowną głównie dla jednego żyda z UB. Brat dziadka przyjrzał mu sie z bliska bo był schowany w snopku słomy w czasie gdy żyd przetrząsał stodołę gdyby żyd go znalazł. to by zginął na szczęście akcja skończyła się tym że żyd ciągle powtarzał "żeby złapać chociaż jednego z tych Borowskich i zobaczyć jak wygląda" jako że bracia byli tylko pionkami to udało sie rozliczyć z całej działalności w czasie amnestii. Chociaż mój dziadek akurat siedział w katowni UB 2 tygodnie. Co ciekawe tego żyda jeszcze brat dziadka spotkał jako podwładnego w fabryce w Łodzi. Swoją drogą niezły przypadek, żyd myślał że sie w tej Łodzi schowa od mieszkańców Podlasia a tu pech. Oczywiście następnego dnia koleś był już ze strachu w Izraelu nie wiem może myślał że AK wysłało za nim likwidatora :D
Teraz wyobraźcie sobie że ludzie w takich okolicznościach tracili rodziny. i co dziś mamy od nich wymagać miłości do oprawców oraz ich dzieci?
Teraz fakt z mojego życia: uczyłem sie zaocznie 15 lat temu w pewnym technikum sąsiadującym z ośrodkiem dla "imigrantów" i widziałem naocznie co te dzikusy z Czeczenii wyrabiają. sam osobiście straciłem lusterko w samochodzie po prostu na złość. A koledze wybili szybę i ukradli radio. o pobiciach młodszych uczniów nawet nie będę wspominał ale z opowieści wiem że potrafili wejść do szkoły i pobić ucznia w biały dzień. Policja oczywiście nic nie robiła w tej sprawie i odmawiała przyjazdu. (wiem bo sam wzywałem do mojego lusterka). Z nieoficjalnych źródeł wiem że było też ciche przyzwolenie policji aby skinheadzi co jakiś czas robili na ten ośrodek naloty w celu utemperowania towarzystwa.
Jak widać to wyłącznie bezradność Policji jest powodem samosądów. Gdyby Policja przetrzepała dupsko. Pokój po pokoju w tym ośrodku to nie było by samosądów. Trzeba pamiętać że samosądy są wyłącznie z ludzkiej bezradności.
Wyważony, przemyślany, odważny tekst. Brawo!
Dziękuję.