Selekcja negatywna w szkołach czyli dobry spawacz jest lepszy od złego matematyka. Cz. II system.
Na początku należy przyjąć pewna stałą która jest podstawą całego tego artykułu, a mianowicie szkoła to jest biznes.
W takim wypadku śmiało można zacząć traktować ucznia jako klienta. Klienta który ma pewne wymogi, który przychodzi z konkretnymi oczekiwaniami i którego należy zadowolić jak najlepiej, bo inaczej odejdzie do konkurencji. Przygotowanie na studia wyższe w zakresie nauk ścisłych, przygotowanie w zakresie humanistycznym, lub ogólnym, albo wykształcenie dobrych elektrykow, mechaników, stolarzy, lub może jedno i drugie. Pewnie były by też placówki z celami zgoła innymi jak nieutrudnianie uczniom za bardzo życia, szkoły w których nie było by prac domowych, albo takie o, ani za dobre, ani za słabe. W końcu były by szkoły, które biorą jak leci, trzymają do pełnoletności i wydalają. Wymogi te są najróżniejsze, a spełnianie ich ma jeden główny cel, to jest zarabianie pieniędzy. Nic innego się nie liczy i można podarować sobie jakieś bajki o misjach społecznych czy tym podobnych. Możliwość zarobków łączy w sobie wszystko co najważniejsze, przyciąga najlepszych i powoduje, że ludzie się starają.
Najlepsze szkoły to nie te których uczniowie są najlepsi, ale te w których pracują najlepsi nauczyciele, a najlepsi chcą zarabiać najlepsze pieniądze. Absurdem jest przecież gdy fabryka dobrych samochodów i fabryka dziadostwa na kołach maja taki sam dochód, w socjalizmie niestety to codzienność. Szkoła to jest biznes, a najlepiej opłacane szkoły z najlepszym sprzętem przyciągały by nie tylko najlepszych nauczycieli, ale i najlepszych uczniów. Wymagających wiedzy, głodnych nauki. Placówki, aby nie odstraszyć klientów nie mogły by pozwolić sobie na obniżanie poziomów dlatego przyjmowały by wyselekcjonowanych uczniów. Nie szły by na ilość, bo ich finansowanie zależało by od jakości. Ci którzy odpadli by na rekrutacji szli by do gorszych szkół, z gorszym sprzętem i gorszymi nauczycielami, ale za to z jednym celem, stać się lepszymi, wejść na wyższym poziom. Czyli w skrócie zarobić więcej pieniędzy. Niżej znajdowały by się średnie placówki, ze średnim personelem i średnimi dzieciakami. Dokładnie takie jaki istnieją teraz, dla zwyczajnych obywateli chcących po prostu osiągnąć średnie wykształcenie i pójść do normalnej pracy, proza życia.
Najniżej znajdowały by się szkoły dla kompletnych olewusów, którzy po prostu chcieli by przetrwać. Bez zbędnych równań matematycznych, bez głupiej przyrody czy ortografii. Takich dla których najlepsza szkoła to szkoła zamknięta na kłódkę. A szkoły takie powinny być dziadowskie, ze starym sprzętem, nauczycielami równie zapalonymi do pracy co ich wychowankowie i co najważniejsze z opinią wstydu. Aby ludzie tam pracujący wiedzieli, ze pracują w takim miejscu bo w żadnej innej szkoli ich nie chcieli i uczą uczniów których także żadna szkoła nie chciał w swych murach.
Na koniec zostawił bym poza rankingiem szkoły specjalne. Jednak jesteśmy humanitarni, a ułomnymi też trzeba się zająć, mimo ze nie mają szansy w rywalizacjach z innymi.
Jak zatem przydzielane będą pieniądze dla placówek? Przecież nie każdy człowiek musi być doktorem matematyki aby być wartościowym. Dokładnie tak, dlatego szkoły będą rywalizować w swoich kategoriach. Zespół szkół rolniczych będzie wypuszczał techników którzy na egzaminie technicznym będą mogli wykazać się wiedzą i zaprezentować poziom szkoły. W takim przypadku uczniom będzie zależało równie mocno żeby dobrze wypaść co samym nauczycielom. Wszak od tego będą zależały ich zarobki. Uczniowie liceów będą się mierzyli z maturami, a zawodówki z egzaminami zawodowymi. W zasadzie dlaczego najlepsza szkoła mechaników samochodowych miała by mieć gorszy sprzęt niż najlepsze liceum? Przecież maturzysta nikomu regeneracji sprężarki nie zrobi.
Tylko żeby to miało jakąkolwiek racje bytu, należało by całkowicie odwrócić swoje myślenie. Szkodliwa ideologia która opanowała zupełnie oświatę, a która twierdzi, że wszyscy uczniowie są równi, musi w końcu zostać odrzucona. To rywalizacja od zawsze byłą siłą napędową wszystkich osiągnięć i pokonywania barier. Może to pomogło by zaradzić szerzącemu się kultowi głupoty i pokazać ludzi leniwych, którzy wolą chuliganić zamiast siedzieć nad książkami, jako ludzi przegrywających życie, zamiast jak do tej pory, ukazywać ich jako tych fajnych. Wszak to oni będą chodzić do szkół które będą wstydliwe.
W takim wypadku często słychać retorykę, że patologia rodzi patologie i słabe dzieci trzeba mieszać z dobrymi aby się podciągnęły. Od wielu lat jest to stosowane w polskich szkołach i zawsze powoduje podobne skutki, czyli ściągnięcia w dół uczniów dobrych, którzy nie maja z kim rywalizować, a za to ich lekcje są rozbijane, a sami są rozpraszani. Społeczeństwo statystycznie posiada odsetek ludzi wybitnych jak i pewnie procent ludzi głupich i nic tego nie zmieni. A w programie nauczania ma chodzić o to, aby wybitni stawali się jeszcze lepsi, średni po prostu byli średnimi, a słabi żeby nie przeszkadzali, bo skoro ani matury nie zdadzą, ani silnika nie zregenerują to do trzymania miotły szkoła potrzeba im nie będzie.
Pojawia się tu kolejne zagadnienie, a mianowicie wypaczenie wszelakich testów i egzaminów. Ktoś w rządzie założył sobie, że dany odsetek Polaków ma osiągać wykształcenie maturalne, a że ciężko było zmienić proporcje mądrych do głupich, zdecydowano się obniżyć wymogi na egzaminie i po sprawie. Idąc tym torem myślenia wystarczyło by aby matura mogła być zdana za samo przystąpienie do niej i w rezultacie otrzymamy sto procent społeczeństwa ze zdaną maturą tylko, że w takim przypadku nic nie wartą.
Mamy więc szkoły z dobrymi nauczycielami (słabi nauczyciele odstraszają dobrych uczniów i są zwalniani, pracują sobie w gorszych szkołach za odpowiednią do swoich umiejętności stawkę), ale potrzebne jest jeszcze to aby nauczyciele Ci nie zajmowali się głupotami. Jeżeli płacimy komuś pieniądze za naukę, to nie może marnować swojego czasu na wypełnianie jakiś stert nikomu niepotrzebnych dokumentów. Nie może tracić czasu na bzdurne konferencje czy bezsensowne opisy postępów itd.
Krótka piłka, słabi uczniowie idą do słabych szkół. Wszelkie zajęcia dodatkowe powinny być przeznaczane dla uczniów najlepszych, aby w przyszłości mogli zarobić jeszcze więcej.
Właśnie dlatego najlepsze szkoły powinny dostawać najwięcej pieniędzy z budżetu państwa. Przecież piszemy tu o szkołach publicznych na które idą pieniądze z podatków. Największe podatki płacą zaś najlepiej zarabiający czyli z pewnością najlepsi w swoich dziedzinach. To nie było by zbyt humanitarne gdyby za podatki najlepszego stolarza w mieście opłacana była szkoła w której uczą się dzieci myślące tylko o przeszkadzaniu na lekcji i utrudnianiu nauki takim jak on.
Wypełnianiem dokumentów może zajmować się sekretarka której zarobki mogą być niższe od najlepszych w swojej dziedzinie nauczycieli. Bo przecież magister w języki angielskim nazywany jest masterem, a ja nie zamierzam płacić mistrzowi za cokolwiek innego jak uczenie moich dzieci lub pogłębianiu swojej wiedzy.
Dlatego dobrze by było gdyby ktoś kto strajkuje o lepsze szkolnictwo miał jakiś pomysł jak miało by ono wyglądać, a nie tylko myślał o bezsensownym pompowaniu pieniędzy w słaby system. Drodzy nauczyciele wam naprawdę nie przeszkadza, że dobry matematyk zarabia tyle samo co słaby matematyk, a obaj zarabiacie tyle samo co wf’ista patrzący jak dzieci kopią piłkę?
Edukacja nie jest taką dziedziną gospodarki jak inne, jest ich królową. Słabe hutnictwo czy inni slabi ekonomiści spowodują zapaść gospodarki w konkretnych segmentach. Słabe szkolnictwo oddziałuje na wszystko pozostałe, a nawet na samo siebie. Bo kto wyszkoli dobrego nauczyciela jak nie nauczyciel?
Można by powiedzieć, że prywatyzacja załatwi wszystko. Przecież najlepsze szkoły czy uczelnie są prywatne (w normalnych krajach, nie w Polsce), a autor w końcu mianuje się wolnościowcem.
Tyko edukacja to sektor o tyle newralgiczny, że nie wiadomo gdzie szukać najlepszych dopóki sami się nie odsłonią. Każdy musi startować z równego poziomu i sam wykazać na jaką szkołę w kolejny etapie edukacji zasługuje. Jestem wolnościowcem, ale kieruje się rozsądkiem. Zasoby strategiczne państwa muszą być pod kontrolą. Nie sprywatyzujemy wojska i nie sprzedamy zagranicznemu koncernowi, tak samo szkolnictwo jako gałąź strategiczna po zdegradowaniu czy spenetrowaniu przez obcych spowoduje upadek całości społeczeństwa.
Szkolnictwo to podstawa, bez niego nie ma co myśleć o Okcydencie, ale szkolnictwo z rozmysłem. Takiemu szkolnictwu to i pan Bóg naboje do piór nosi.
!tipuvote 0.2 hide
Fakt że edukacja w Polsce wymaga reformy, nawet nasze "najlepsze" uczelnie znajdują się gdzieś na dole rankingów międzynarodowych. Nie wierzę że istnieje idealny system nauczania, jednak żyjemy w świetnych czasach aby brać przykład z najlepszych, eliminując negatywne strony ich systemów. Jednak do reform trzeba kompetentnych ludzi i odwagi, czego jak widać w obecnym i poprzednich rządach brakuje.
Bardzo ciekawy punkt widzenia. Podobnie mówiłem u siebie. Natomiast mam pytanie takie bardziej techniczne o strajk. Może ktoś wie i może mi pomóc.
Nauczyciele mówią, że mało zarabiają (co pewnie jest prawdą), ale chciałbym wiedzieć, kto decyduje o tym, ile dany nauczyciel zarabia?
Tzn. przychodzi nowy nauczyciel do szkoły, do dyrektora i dyrektor mu mówi "Zatrudniam Pana i zgodnie z ustawą/rozporządzeniem ministra/uchwałą daję panu x złotych na miesiąc, bo tylko tyle mogę dać wg prawa" czy może "Zatrudniam Pana i daję x złotych / mc, bo szkoła ma w tym momencie taki a taki budżet, więc żebyśmy nie mieli długów, to więcej nie mogę."?
Bo teraz strajkują przeciw rządowi, że rząd ma dać. Jak to danie miałoby się odbyć w praktyce? Czy chodzi o jakąś ustawę, w której będzie napisane "Każdy dyrektor ma przyznać pracownikom 1000 złotych podwyżki", czy o jakieś nowe rozporządzenie, w którym będzie napisane, że "z dniem dzisiejszym wynagrodzenia nauczyciela wynoszą x+1000 zł", czy może po prostu zwiększenie ogólnej subwencji oświatowej o y złotych? Ktoś kojarzy, jak to działa?