Filozofia a system szkolny

in #polish6 years ago (edited)

Liczba ro podstawowe kryterium oceny, której skala mieści się pomiędzy sześcioma liczbami naturalnymi. Zwykle ogranicza się do pięciu. Liczba sześć jest zarezerwowana jako najwyższa, najlepsza. Być może ma to związek z kabałą, w której 6 jest liczba doskonałą. Być może.
Jednakże oceny wydawane za zakres wiedzy zbyt często są z nią nieadekwatne, a wręcz przerysowane.
Tytułując osobę ocenianą mianem „dobrego ucznia” od razu na myśl przychodzi osoba z samymi ocenami powyżej liczby 4. „Złym uczniem”natomiast jest osoba, której skala ocen waha się w dół od liczby 3. Jak to się przekłada na rzeczywistość pozaszkolną?

A2BCFBFC-0A89-4E97-8676-ED6052D3AEE4.jpeg
fragment pracy Stanisława Wyspiańskiego

Jestem zdecydowaną przeciwniczką ówczesnego szkolnictwa podstawowego i średniego w takiej formie, w jakiej prawie niezmienne istnieją od zaborów w Polsce. Uważam, że większość uczniów jest bezsensownie przytłoczona zbędną wiedzą, którą bardzo szybko zapomina się po czasie, bądź tez pamiętając ją, jest tak istotnie przydatna, ze można grać o milion w „Milionerach”. Ale go nie wygrać. Zwykle tak jest. A jak jest naprawdę?

Jest różnie, jak w życiu. Ale najlepiej zacząć od początku, czyli od szkoły podstawowej, w której nabywa się niezbędne umiejętności czytania, pisania, podstawowego myślenia logicznego, liczenia i co najważniejsze - kontaktów z rówieśnikami. Wszystko byłoby w porządku, gdyby nie to, ze dzisiejsze szkoły są przepełnione. Każda klasa mieści 20+ uczniów, w związku z czym, nauczyciel ma mniej czasu aby dokładnie wybadać umiejętności danej osoby. Co za tym idzie - klasyczny podział na uczniów słabszych i gorszych. Oczywiście, poza szkołą mamy (w Polsce na szczęście ten trend również rośnie) tutorów. I zajęcia pozalekcyjne, które rozwijają nabyte bądź nabywane umiejętności. Tu również powinna zacząć się praca mądrych rodziców nad szlifowaniem umiejętności dziecka. Co do samej szkoły. Zajęć wczesnoszkolnych jest dużo, lecz tak zwanych zadań domowych jeszcze więcej. A po co?
Aby wykorzystać w prawie stu procentach czas młodego adepta i zająć go szkołą.
Oczywiście każdy rodzic chce, aby jego dziecko było najlepsze, tylko po co?
Rozwój na różnych płaszczyznach, który może zapoczątkować dobrymi owocami jest niezbędny. Szkoła tego nie umożliwia w takim stopniu, jaki powinien być. Polska szkoła jest szara, przytłaczająca i zatłoczona. Rozwój umysłu i umiejętności wiąże się z odkrywaniem, uczeniem zupełnie nowych rzeczy i myśleniem, czyli niezbędna umiejętnością w każdym wieku. A myślenie pomaga w łączeniu skrajnych rzeczy ze sobą. Na przykład - umiejętności muzyczne przydają się w matematyce i Vice versa. Umiejętności rysunku, geometrii, przestrzenności, które również odzwierciedlają się w matematyce i fizyce. Nauka chemii, fizyki i matematyki jest potrzebna do fotografii. Nauka podstaw, ale przede wszystkim zdolności zrozumienia. Każda dziedzina jest w którymś momencie spójna z inną poprzez metodę naczyń połączonych. I tu rodzi się pytanie - jak odkryć takie dziedziny jak fotografia?
I w tym miejscu pojawia się inne słowo - pasja. Lecz wróćmy na chwilę do kryterium oceniania i podziału na dobrych i złych uczniów.

Uczeń, który ma tę „pasję”, tudzież zajęcia pozalekcyjne jak muzyka, szachy, plastyka, poświęca większość swojego czasu na szkołę i właśnie te zajęcia -staje się dobrym uczniem. Ale odwróćmy sytuacje o 180 stopni. Ten sam uczeń, który bardziej poświęca się swoim pasjom, czy zajęciom, zaniedbując szkołę staje się złym uczniem. Czy rzeczywiście tak jest?
Hipotetyzując, osoba która poświęca się bardziej pasjom niż „zaborowej” nauce, posiada mniej wszechstronnej wiedzy w różnych dziedzinach, niż osoba poświęcająca się głównie nauce szkolnej. Zatem która osoba jest dobrym uczniem?
Moja odpowiedź - osoba pierwsza.
Mówi się, niechaj pierwszy rzuci kamieniem, który pamięta dokładne kształtowanie się terenów Europy, lub tez dynastię panującą XVIII-wiecznej Rosji.
I w tym momencie dostajemy uderzeniem w kostki od XXI wieku i internetu. W jego dobie wystarczą dwie minuty by znaleźć dokładnie te informacje, przeanalizować je i być może zapamiętać.

406F4D25-4C64-45A4-A6DF-D34EFB3936A2.jpeg
prace Vivian Maier

A co więc z umiejętnościami nabytymi? Nie neguję uczenia się, bądź szkolnictwa samego w sobie, ponieważ wykształca ono właśnie tę zdolność uczenia się, skupienia, zapamiętywania, czy tez odkrywania. Neguję jedynie jego przestarzałość, brak perspektyw i dosłowne uwięzienie w tym systemie olbrzyma o kurzych nogach. Podkreślam jedynie wagę jednostkowego podejścia do ucznia, jego sposobu myślenia, który jest indywidualny, jego umiejętności i zdolności. System oceniania w polskiej szkole dosłownie zmiażdżył wiele indywidualności, których niektórzy nauczyciele nie potrafili rozwinąć, pokazując drogę i możliwości uczniom. Dlatego uważam, ze alternatywą są tutaj tzw. Prywatne szkoły tworzone przez grupy ludzi w celu rozwinięcia indywiduum i umiejętności danej jednostki. Za przykład może służyć szkoła założona przez brytyjską aktorkę, Tildę Swinton, która to zniosła całkowicie system i kryterium oceniania, oraz prowadzi praktykę open-space, pozwalająca uczniom na poznanie nie tylko teorii danej dziedziny, lecz jej praktyki, np. Poprzez bardzo częste wizyty w muzeach, czy laboratoriach.
XXI wiek przyniósł nam gwałtowny wzrost technologii, popęd za nowoczesnością, minimalizmem i robotyką. Lecz w wielu umysłach niczego jeszcze nie zmienił.
Mówi, się ze artyści są humanistami, a humaniści zostają poetami. Otóż nieprawda. Uważam, ze to zdolni matematycy i fizycy są poetami i artystami, bowiem bazując w świecie liczb muszą nadwyrężać swoją wyobraźnię.

Sort:  

A ja ostatnio zacząłem myśleć o tym, że tak naprawdę te wszelkie podziały klasowe na czystej krwi ścisłowców i czystej krwi humanistów (humanistów w rozumieniu współczesnym rzecz jasna; pierwotnie było to określenie na człowieka, który miał bardzo szerokie zainteresowania) są objawem ludzkiej ograniczoności. Zamykanie się w ramie matematyki, ogrodnictwa, geologii, filologii polskiej, historii etc etc wpływa w mniejszym lub większym stopniu na zahamowanie naturalnego pociągu człowieka do wypłynięcia na szerokie pola zainteresowań. Wiem, że zabrzmi to kuriozalnie, ale człowiek to naprawdę niegłupia istota i potrafi zauważać analogie między wieloma zjawiskami. A nawet analogie między analogiami. I niekiedy pogłębiając wiedzę z dziedziny zupełnie oderwanej od zawodowych/głównych zainteresowań można wpaść na genialny pomysł, który znajdzie swoje odbicie właśnie w tych drugich - w naszych głównych zainteresowaniach.

Romualdzie, w punkt! Tak jak napisałam a propos fotografii i dziedzin nauki z nią związanych, wszystko się ze sobą gdzieś łączy.

Tak, to doskonały przykład (chociaż na fotografii się nie znam, ale hmm... chyba domyślam się o co chodzi z połączeniem fotografii i matematyki). A tak poza tym to ciekawy wpis, mam podobne poglądy na te sprawy. Uczniowie zdolni nudzą się w klasach 30 osobowych, nauczyciele zawsze równają poziom klasy w dół - do tych słabszych. Natomiast stawiając na indywidualny rozwój - dziecko zdolne mogło by iść dalej jeśli opanuje jakieś zagadnienie, a nie czekać kilka miesięcy aż tego samego zdoła się nauczyć kolega z ławki. Ciekawym sposobem wyjścia jest też edukacja domowa.

No tak, ale w jaki niby sposób rozwiązać problem przeludnienia szkół? Nauka domowa to jednak fantazja, we współczesnym świecie pogoni za zarobkami i karierą nie wyobrażam sobie by nagle tysiące rodzin decydowały się uczyć dziecko w domu.
Z resztą problem sam się niejako rozwiąże, bo zaraz spadnie na nas katastrofa demograficzna i dzieci będzie po prostu tak z dwa razy mniej. Tylko ciekawe czy będziemy w stanie wtedy utrzymać szkolnictwo na tak rozbudowanym poziomie 🤔

Tutorzy - tak jak pisałam wyżej :)

Obecna koniunktura właśnie sprzyja uczeniu dziecka w domu.

Tak to wygląda statystycznie:
http://edukacjadomowa.pl/kondycja-edukacji-domowej-w-polsce/

Oczywiście wszystko w granicach możliwości. Nie każdy rodzic jest w stanie przygotować swoje pociechy do rozszerzonej matury z chemii. Ale na poziomie szkoły podstawowej? Myślę, że jest to możliwe. W szkole średniej zawsze można próbować dalej i wspomagać się tutorami/korepetycjami.

W sytuacji kryzysu demograficznego i dominującej mentalności konsumpcyjnej?
Wzrost wygląda bardzo ładnie i cieszy ale przy skali problemu jest znikomy i nie przekonuje mnie o trendzie. Zaś prywatni nauczyciele to rozwiązanie dla elit nie dla mas.
Po za tym domowe nauczanie jeśli nie jest wzbogacone o częste kontakty z innymi dziećmi, zwłaszcza w sytuacjach gdzie mogą konkurować nie jest za dobre.

Obecnie kilkanaście tysięcy dzieci korzysta z edukacji domowej - pisałeś, że nie wyobrażasz sobie by nagle tysiące rodzin decydowały się uczyć dziecko w domu. Dlatego wkleiłem te statystyki. Zgadzam się w pełni, że edukacja domowa musi być wzbogacona o jakieś inne formy interakcji dziecka z otoczeniem. Ale tego jest przecież od groma: kluby sportowe, ministrantura, związki strzeleckie, harcerstwo, szkoła muzyczna etc etc. Prywatny nauczyciel w sensie regularnych lekcji to oczywiście rozwiązanie dla nieco zamożniejszych ludzi. Ale można przecież korzystać z korepetycji doraźnie lub organizować korepetytora dla grupki 2-3 rówieśników. Rozwiązań jest mnóstwo.

Rzucam kamień: Romanowowie! :)

Ale zgadzam się z Tobą. Najgorszy w tym wszystkim jest sztywny system, bo nie brakuje młodych, otwartych ludzi którzy mogliby poprowadzić mądre, rozwijające lekcje, ale blokuje ich prikaz z góry: wszystko musi być dokładnie jak w programie nauczania.

A ja uważam że jest całkiem odwrotnie i wina leży po stronie nauczycieli, którym się nie chce i robią tylko to co muszą i co łatwe. Chociaż przy przeludnionych szkołach aż tak się im nie dziwię.

Spotkałem i takich, i takich. Ale tych z wizją mi szkoda.

Szkoła to nie tylko miejsce zdobywania wiedzy, ale również wychowania, nauki dycypliny, szacunku dla zwierzchników, pewnej karności, jak to osiągnąć bez systemu ocenienia i dyscyplinowania? Już teraz rozpad autorytetu i niemożność dyscyplinowania uczniów wychowuje pokolenia roszczeniowych nierobów

Z tą dyscypliną nie zgadzam się, bowiem jak dziecko miałam ją większa w szkole muzycznej niż w zwykłej szkole ;)

Ale to obserwacja jednostkowa, więc ciężko się zgadzać lub nie z tezą ogólną czym jest lub powinna być szkoła.
Chętnie bym jednak pociągnął temat. W jaki sposób ta szkoła muzyczna nauczała dyscypliny?

Mój tato był moim metronomem ;) a tak całkiem serio - dlatego, ze jeśli nie ćwiczysz, nie idziesz dalej, nie rozwijasz się. Wiec to o wiele bardziej ćwiczy dyscyplinę i chęć poznania niż sama teoria.

Innymi słowy dyscyplinował "strach"przed brakiem postępów. W przypadku grania łatwo te braki samemu zauważyć, chociaż np. dla mnie konieczność występu przed komisją była dodatkowym mobilizatorem zwłaszcza że co innego grać wyluzowanym a co innego w stresie. Tak czy siak dyscyplinę wymuszał brak postępu. Czymże innym jak nie świadectwem braku postępów są negatywne oceny na sprawdzianie? Stare czasy, ale mam wrażenie że miewałem sytuację gdy byłem przekonany że już wiem o co chodzi w danym zagadnieniu. Przychodził sprawdzian, przychodziła słabsza ocena i wychodziło na jaw że jednak nie umiem. Oceny są potrzebne, dyscyplinują bo z jednej strony pomagają w ocenie dokonanych postępów, a z drugiej strony pomagają wywołać negatywne konsekwencje braku postępu (dziś już w małym stopniu - wychowanie bezstresowe i inne bzdury).

Nie zgadzam się z tym, ze oceny dyscyplinują. Uważam, ze wręcz przeciwnie. Jak byłam jeszcze w Polskim liceum, w pierwszej klasie moja skala ocen była powyżej 5. Ale mało wtedy zajmowałam się innymi rzeczami, które robię dzisiaj. Kolejna klasa zmotywowała mnie do tego, aby odpuścić większość rzeczy, których nie zdaję na maturze, a te które zdaję robić tak jak zwykle. Historii sztuki musiałam uczyć się sama, całej od początku. W trzeciej klasie wyjechałam za granicę i maturę pisałam w przylotach do Polski, zdałam, nie było rewelacyjnie, ale dostałam się na zagraniczne studia, choc wszyscy nauczyciele temu przeczyli. Tu nie chodzi o bezstresowe wychowanie, czy coś w ten deseń, tylko, ze ciagle mamy do czynienia z pewnym sztywnym systemem, który już dawno powinien był upaść, bo nie zdaje racji. Spójrz - idąc dalej, po co jest tylu studentów prawa potrzebnych dzisiaj? Aby byli urzędnikami. Tylko 1 procent robi aplikacje. Tak samo z resztą kierunków. Po co w Polsce tylu magistrów? Za granicą to ma sens, bo nie każdy idzie na magisterskie studia. A tu? Po co to potrzebne? To błędne koło nakręca się i stwarza złe warunki dla rozwoju człowieka od początku.

W jaki więc sposób zdyscyplinować dzieci na które teraz to już chyba nawet krzyknąć nie można? Po za tym wydaje mi się że o innym dyscyplinowaniu w ogóle mówimy, bo Ty mówisz bardziej o motywacji. Najlepszą motywacją jest miłość / pasja ;) Może lepszym słowem na określenie tego o czym ja mówię byłaby karność? Chodziło mi o to że oceny mają za zadanie być karą w przypadku nie robienia tego co masz zlecone i nagrodą w przypadku robienia tego co trzeba. Oceny w oparciu o sprawdziany i testy są bardziej zobiektywizowane, więc teoretycznie jest mniejsze ryzyko że nauczyciel będzie przydzielał kary i nagrody niezgodnie z faktycznymi poczynaniami ucznia. System karania i nagradzania jest bardzo ważny społecznie. Dziecko powinno się tego nauczyć. Przy okazji zawsze to lepiej jeśli młody człowiek buntuje się przeciw nauczycielom trzymającym jakiś rygor, niż żeby miał się buntować przeciw czemukolwiek co pozostało, bo wszystko już wolno.

Studentów jest tyle, bo a) ktoś wmówił Polakom że to słuszne i tak trzeba budować "karierę", b) jest to odwlekanie podjęcia ważnych decyzji życiowych i wzięcia odpowiedzialności za swoje życie. System oceniania punktowy czy w skali 1-5 nie ma raczej nic z tym wspólnego, tak sądzę.

Żeby była jasność, ja nie uważam obecnego systemu edukacji za najlepszy, ba nawet za dobry, ale nauczenie systemu że za dobro nagradzamy za złe postępowanie każemy uważam za kluczowe. Może brakuje mi wyobraźni i dlatego nie wyobrażam sobie jak bez stosowania ocen to przeprowadzić żeby było dobrze. Aha i jeszcze najważniejsze ;) system nagradzania i karania nie jest potrzebny do motywowania, ale do tego by społeczeństwo funkcjonowało sprawnie. Nie zawsze można robić to co jest naszą pasją (taki świat gdzie każdy by realizował swoją pasję uważam za utopię)... Innymi słowy ten system jest po to by nauczyć człowieka posłuszeństwa.

Owszem, system oceniania jest potrzebny, tylko zauważ teraz jakie podziały tworzy system złożony z liczb od 1 do 6. Na egzaminach jest miejsce na punktację, ale przy sprawdzaniu prac w ciągu roku można by napisać w jednym, dwóch zdaniach co było dobre, a co złe w pracy ucznia. W systemie 1-6 nie ma również miejsca na kreatywność i samodzielne myślenie. Albo spełniasz kryteria, albo nie. Wystawianie takich ocen to praca dla prostego automatu, nie człowieka, który ma za zadanie przekazanie wiedzy. A już na marginesie dodam, że liceum nauczyło mnie jak zdać maturę. I absolutnie nic więcej.

Nie wiem co stoi na przeszkodzie aby nauczyciel wystawiając gorszą ocenę od 5 wskazał czego zabrakło, co trzeba poprawić itd. to jest już rola nauczyciela by wykorzystać dobrze narzędzia które ma. Nie wiem w jaki sposób samo pisanie miałoby być dyscyplinujące, zwłaszcza w dobie podwarzania autorytetów, jak wspomniałem oceny mają dwie role w kwestii dyscypliny informują o postępach, ale również ułatwiają wprowadzanie negatywnych konsekwencji. Po za tym ocena, zwłaszcza w oparciu o jakiś system punktacji jest bardziej obiektywna i w jakimś stopniu chroni ucznia przed niesprawiedliwą oceną.

Czytałem kiedyś ciekawe badania (nie przytoczę jakie, mogę poszukać w wolnej chwili) - oceniano uczniów w skali ocen, a drugiej grupie dodatkowo pisano co zrobili dobrze/co mają do poprawy. Druga grupa zrobiła dużo większe postępy w przyswajaniu wiedzy. Sam nie wiem czemu się tego nie robi. Może jest to brak czasu. Ale z drugiej strony napisanie zdania lub dwóch nie zajmuje aż tyle czasu, żeby nie dało się go wygospodarować. Więc obstawiam brak chęci. Nie wnoszę za zniesieniem ocen, tylko ich ulepszeniem. Zwłaszcza w przypadku przedmiotów czy dziedzin, w których jest dużo miejsca na kreatywność.

Jeśli chodzi o podważanie autorytetów, to robiłem to nagminnie w gimnazjum i szkole średniej. Niektóre autorytety się obroniły, zyskując mój szacunek. Inni w trakcie tego podważania pokazali swoje kompleksy i lęki. Uważam, że podważanie autorytetów jest pozytywnym zjawiskiem - autorytet nie należy się z urzędu. Natomiast problemem jest bezkarność uczniów w przypadku ich skandalicznego zachowania.

Pełna zgoda

Coin Marketplace

STEEM 0.19
TRX 0.15
JST 0.029
BTC 64349.20
ETH 2673.53
USDT 1.00
SBD 2.83