Dziadek do orzechów i cztery królestwa - Recenzja
Reżyseria: Lasse Hallström | Joe Johnston
Scenariusz: Ashleigh Powell
Młoda dziewczyna zostaje przeniesiona do magicznego świata żołnierzy z piernika i armii myszy.~Filmweb
Dziadek do orzechów to już trzeci film w tym roku, który zawiódł oczekiwania finansowe Disneya, ale czy to oznacza, że nie warto obejrzeć dziadka do orzechów w kinie?
Dziadek do orzechów to historia kilkunastoletniej Klary, która po raz pierwszy świętuje Boże Narodzenie ze swoją rodziną po śmierci mamy, tajemniczy prezent, który ta po sobie pozostawiła otwiera Klarze drogę do magicznego świata i jak okazuje się tylko ona może go ocalić.
Dość skomplikowana produkcja filmu wraz z wymianą reżysera, a także dokrętkami, które trwały ponad 30 dni z gruntownie przerobionym scenariuszem, a także zwiastuny przeładowane przez CGI nie napawały mnie optymizmem, kiedy jednak na sali gasną światła staram się zapomnieć o takich rzeczach i wyłączyć wszystkie swoje oczekiwania a każdy film otrzymuje ode mnie czystą kartę i właśnie dlatego oglądając dziadka do orzechów wiele elementów filmu bardzo pozytywnie mnie zaskoczyło,szczególnie na jego genialnym początku, tak bardzo zwracam uwagę na początek, ponieważ film niestety nie jest pozbawiony wad, ale najpierw skupmy się na tym,co mi się podobało.
Pierwsze minuty filmu dziejące się w Londynie są naprawdę świetne i od samego początku jesteśmy zaangażowani emocjonalnie w postać Klary, która obwinia ojca za to, że próbuje przejść po śmierci mamy do porządku dziennego. Wcielająca się w główną bohaterkę znana z Interstellar Mackenzie Foy jest po prostu doskonała i ma niebywałą charyzmę ekranową a tu demonstruje cały swój potencjał aktorski.
Chciałbym szczególnie wyróżnić też rolę Matthew Macfadyena, który wciela się w postać ojca Klary, mimo krótkiej obecności na ekranie udaje mu się stworzyć rozdzielającą emocjonalnie postać, która daje nam nadzieję na mądry i wzruszający film.
To, co bardzo mnie zaskoczyło szczególnie biorąc pod uwagę jak wyglądają zwiastuny tego filmu to fakt, że jego duża część zrealizowana jest w wśród prawdziwych rekwizytów i scenografii ani nie tylko na Green boksie. Początkowe sekwencje filmu są naprawdę baśniowe i sprawiły, że zatęskniłem za Disneylandem, który uważam za jedno z najbardziej magicznych miejsc na świecie.
Dużą ulgą również było dla mnie to, że większość postaci jest realizowana w tradycyjny sposób za pośrednictwem kostiumów i makijażu, a nie tak jak to było w Alicji w krainie czarów, za którą szczególnie nie przepadam przy pomocy komputerowych efektów specjalnych. Ten powiew tradycyjności bardzo przypadł mi do gustu, chociaż wiem, że niektórzy widząc postaci, które wyglądają tak niecodziennie, mogą z góry przekreślić ten film.
Chciałbym wyróżnić dziadka do orzechów także za to, że podejmuje ciekawe ryzyko artystyczne i przedstawia mitologie świata za pomocą przepięknie zrealizowanych scenicznych sekwencji baletu, biorąc pod uwagę przepiękną muzykę Jamesa Newtona Howarda wplatając elementy kompozycji Czajkowskiego, szkoda tylko, że taka sekwencja jest tylko jedna nie licząc tej, która znajduje się na napisach końcowych.
A teraz trochę wad...
Niestety zaraz po fantastycznym początku akcja rusza do przodu i pojawiają się nowe postacie, dzieją się różne rzeczy, natomiast nie mają one zbyt wiele wspólnego z konfliktem wewnętrznym głównej bohaterki, który został zarysowany na początku filmu. Od pewnego momentu przestałem być zaangażowany emocjonalnie, ponieważ kompletnie brakowało mi motywacji głównej bohaterki do tego, aby brała udział w akcji.
Brakuje tu też jakichkolwiek relacji między bohaterami, a o pozostałych postaciach jestem w stanie powiedzieć jedynie to, że mają ciekawe kostiumy i grają ich znani aktorzy.
Chociaż moim zdaniem największą wadą jest to, że tytułowy Dziadek do Orzechów jest postacią pozbawioną kompletnie charakteru i mogę o nim powiedzieć jedynie to, że jest ubrany na czerwono i jest odważny.
Niektóre postaci są dobre, niektóre złe, ale wszystkie nie mają absolutnie żadnego powodu do tego, żeby robić to, co robią. Najśmieszniejsze jest to, że komputerowo wygenerowana mysz była według mnie lepiej zarysowaną postacią niż większość innych pojawiających się w tym filmie. Natomiast w trakcie finałowych sekwencji w dialogach pojawiają się słowa, które mogłyby sugerować co twórcy chcieli faktycznie powiedzieć, niestety nie jest to absolutnie w żaden sposób związane z tym, co dzieje się na ekranie przez większość czasu, przez co akcja filmu, chociaż zrealizowana w sposób pomysłowy i ładny przez większość czasu pozostawiała mnie obojętnym, co po tak fantastycznym początku, który już w pierwszych minutach filmu wycisnął ze mnie łzy było bardzo rozczarowujące.
Podsumowując:
Dziadek do orzechów i cztery królestwa jest oczywiście filmem, który można śmiało obejrzeć doceniając wiele jego pojedynczych elementów, które jednak nie układają się w logiczną całość wykorzystującą ich potencjał. Cieszę się, że mogłem zobaczyć ten film w kinie natomiast obawiam się, że ta historia nie zostanie ze mną na zbyt długo dlatego ostateczna ocena to 5/10.
Jestem jak najbardziej za tym, żeby robiono ekranizacje baśni. Ale chciałbym, żeby były one naprawdę na poziomie i miały w sobie magię! Taką, z której disneyowskie produkcje słyną...