RE: To mały krok dla Google, ale wielki skok przeciw łamaniu praw autorskich
Wydaje mi się, że mieszasz pewne pojęcia. Wszystko rozbija się o to, co chcesz zrobić z informacją, którą ty wytworzyłeś lub którą ktoś wytworzył. Moim zdaniem rozdrabnianie się na istnienie nośnika (co nazywasz analogowością) a zapis w środowisku wirtualnym jest niepotrzebne i niekorzystne.
Prawo autorskie chroni nie tylko wielkie wytwórnie, ale również mnie i moją pracę - nawet gdy jest to praca hobbystyczna i dla idei. Załóżmy, że ktoś również interesuje się historią mojego miasteczka. Nic mnie tak nie cieszy jak fakt, że ludzie udostępniają wytworzone przeze mnie treści swoim znajomym, chętnie wchodzę w projekty edukacyjne z lokalną podstawówką i robię to całkowicie non-profit. Ale teraz wyobraź sobie sytuację, gdy ktoś postanawia uzyskać osobistą korzyść plagiatując moje teksty. Czy uważasz, że tak uzyskany tytuł magistra lub doktorat świadczyłby o rzeczywistych kompetencjach plagiatora? Albo "sklonowanie" tych treści i wydanie książeczki. Czy też należy wówczas uznać, że to moja głupota, że 10 tekstów opublikowanych w sieci nie zaniosłam wcześniej do jakiegokolwiek wydawnictwa, bo uważałam, że to byłaby książeczka niekompletna? Widocznie się pomyliłam, bo ktoś wziął i wydał.
To autor decyduje na jakiej licencji udostępnia swoje utwory. Niezależnie od jego decyzji jest dozwolony użytek prywatny i dozwolony użytek edukacyjny - to są wyjątki prawa autorskiego, które zapobiegają wspominanemu przez Ciebie "cofaniu się". Są czytelnie opisane licencje Creative Commons. Skoro codziennie robisz tak dużo zdjęć i chciałbyś, aby większość zdjęć w sieci była do wykorzystania również komercyjnego, to słusznym posunięciem byłoby co najmniej raz w tygodniu usiąść i opublikować w dowolnym serwisie 10 lub 20 wybranych zdjęć na licencji CC-BY lub CC-BY-SA. To przybliżałoby nas wszystkich do sytuacji, gdy w sieci byłoby na przykład 99% zdjęć do dowolnego wykorzystania i tylko 1% objętych bardziej restrykcyjnymi licencjami.
I tak - gorąco popieram inicjatywy takie jak uwalnianie patentów przez Toyotę, otwarte zasoby edukacyjne, udostępnianie treści na licencjach pozwalających na powtórne wykorzystanie, ale nie popieram cwaniactwa, przypisywania sobie cudzej pracy i udawania, że zrobiło się coś, o czym de facto nie ma się pojęcia.