Przeczytane : "Czarnobylska modlitwa. Kronika przyszłości." - Swietłana Aleksijewicz

in #polish5 years ago (edited)

IMG_20190828_134718_1_20190918093349672.jpg

Kiedy w październiku 2015 roku ogłaszano laureatów Nagrody Nobla i w końcu przyznano tę nagrodę w dziedzinie literatury, zapewne prezydent Białorusi Aleksander Łukaszenka z jednej strony był dumny, a jednocześnie trafiał go szlag i krew go zalewała z nerwów, że mu wycięto taki numer. Otóż tego roku pierwszy raz w historii Białorusi przypadła Nagroda Nobla i to w dziedzinie literatury. Zdobyła ją uznana pisarka Swietłana Aleksijewicz - kobieta, która była solą w oku białoruskiej władzy i której książki były zakazane na Białorusi. Swietłanę Aleksijewicz już wtedy kojarzyłem, bo wtedy zaczynałem się wtedy interesować katastrofą czarnobylską dzięki między innymi kanałowi Grzecha 40, o czym wspominałem kilkukrotnie. Z tego co mi wiadomo, to gdzieś czytałem, że (podobno) władze białoruskie nieco "odkręciły" śrubę i zezwoliły na sprzedaż książek Swietłany Aleksijewicz na terenie tego kraju


Swietłana Aleksijewicz

large_aleksijewicz.jpg
Źródło : Wydawnictwo Czarne
Zdjęcie: © Margarita Kabakova

Uroziła się 31 maja 1948 roku w Stanisławowie (obecnie Iwano-Frankiwsk), mieście które przed rozbiorami należało do Rzeczypospolitej, ale także w czasie II RP czyli w tak zwanym dwudziestoleciu międzywojennym. Budowę miasta rozpoczął w 1654 roku hetman Stanisław Potocki, a w maju 1662 roku zostało oddane do użytku. Po pierwszym rozbiorze Polski miasto dostało się pod zabór austriacki i pod panowaniem dynastii Habsburgów. Po drugiej wojnie światowej trafiło ono pod terytorium Ukraińskiej Socjalistycznej Republice Radzieckiej, czyli Związku Radzieckiego.

Swietłana Aleksijewicz jest białorusko-rosyjsko-ukraińską pisarką, felietonistką, reporterką, autorką sztuk teatralnych i laureatką Literackiej Nagrody Nobla z 2015 roku. Była ona 14 kobietą nagrodzoną Nagrodą Nobla w dziedzinie literatury i pierwszą osobą z Białorusi nagrodzoną tą prestiżową nagrodą. Jest ona najbardziej znaną białoruską pisarką tuż obok Aleksandra (Alesia) Adamowicza, autora między innymi "Chatyńskiej opowieści", na której podstawie Elem Klimow nakręcił w 1985 roku film "Idź i patrz", o którym pisałem w jednym z odcinków "Filmy, które mną wstrząsnęły". Swietłana Aleksijewicz nieoficjalnie uchodzi także za kontynuatorkę twórczości Alesia Adamowicza.

Swietłana Aleksijewicz ma rosyjsko-ukraińsko-białoruskie korzenie. Jej ojcem był były białoruski żołnierz Armii Czerwonej. Po demobilizacji jej ojca, rodzina Swietłany Aleksijewicz przeniosła się na białoruską wieś i tam zamieszkała.

Twórczość Swietłany Aleksijewicz charakteryzuje się tym, że opisywała w swoich pracach losy prostych ludzi radzieckich, czyli potocznie zwanych homo sovieticus. Jej chyba najbardziej znanymi książkami są : "Krzyk Czarnobyla" z 1997 roku, "Cynkowi chłopcy" o radzieckiej inwazji na Afganistan i losach żołnierzy, "Czasy secondhand. Koniec czerwonego człowieka" o przemianie gospodarczej po upadku ZSRR i ludziach homo sovieticus, którzy musieli obudzić się w nowej rzeczywistości, "Wojna nie ma w sobie nic z kobiety" o kobietach służących w Armii Czerwonej podczas Wielkiej Wojny Ojczyźnianej (tak Rosjanie nazywają walkę z III Rzeszą po napaści w 1941 roku) ,"Ostatni świadkowie. Utwory solowe na głos dziecięcy" o radzieckich dzieciach, które przeżyły drugą wojnę światową, czy "Czarnobylska modlitwa. Kronika przyszłości" o ludziach, którzy byli naocznymi świadkami wydarzeń z 1986 roku. Tę ostatnią książkę będę chciał omówić w tej notce.

Pisarka jest przede wszystkim znana z tego, że nie jest przychylna rządzącemu Białorusią Aleksandrowi Łukaszence i jest za pełną demokratyzacją tego państwa. Dlatego też autorka nie jest lubiana przez białoruskie władze i jej książki były przez długi czas zakazane na Białorusi.

Oprócz Nagrody Nobla w dziedzinie literatury z 2015 roku, Swietłana Aleksijewicz jest laureatką wielu międzynarodowych nagród. Między innymi dwukrotnie była laureatką Nagrody im. Ryszarda Kapuścińskiego: w 2011 roku za książkę "Wojna nie ma w sobie nic z kobiety" oraz w 2015 roku za "Czasy secondhand. Koniec czerwonego człowieka".


IMG_20190826_151504_1_20190918122819484.jpg

Czarnobylska modlitwa. Kronika przyszłości

Ciężko będzie mi zrecenzować tę książkę, dlatego też ograniczę się do krótkiego (tak, jasne) opisu. "Czarnobylska modlitwa" jest to książka-reportaż, w którym autorka opisuje swoje rozmowy z żyjącymi świadkami katastrofy nuklearnej w Czarnobylskiej Elektrowni Jądrowej im Włodzimierza Ilicza Lenina, do której doszło 26 kwietnia 1986 roku w okolicach 1:24 w nocy i która odcisnęła piętno na ich późniejsze życie.

Książka ta liczy sobie około 280 stron. Składa się ona z trzech części, na które złożyło się chyba 41 rozdziałów (jeśli dobrze policzyłem), nie licząc wstępu i epilogu. Pierwotnie książka ta ukazała się w 2005 roku, a miała swoją premierę w Polsce miała 6 listopada 2012 roku i ukazała się dzięki Wydawnictwu Czarne. Pezekładem tekstu na język polski zajął się Jerzy Czech. Z tego co mi wiadomo, pierwsze dwa wydania książki posiadały twardą i lśniącą okładkę. Wydanie, które ja posiadam, jest to wydanie IV, które się ukazało 28 marca 2018 roku. W przeciwieństwie do wydań poprzednich posiada ono miękką okładkę, która niestety jest bardziej podatna na uszkodzenia. Na okładce książki widzimy zdjęcie, na którym widać wiejską chatę przykrytą śniegiem, a w tle widać czerwone niebo od wschodu/zachodu Słońca. Autorem tego zdjęcia jest Gueorgui Pinkhassov, natomiast projektem okładki zajęła się Agnieszka Pasierska.

Na samym początku autorka wyjaśnia genezę powstania tej książki, pisze o katastrofie w Czarnobylu i przedstawia, że to nie ma być książka o samej katastrofie, a ma być o zwykłych ludziach, którym przyszło żyć w tym czasie i zmagać się ze skutkami tej katastrofy,
ma być świadectwem tamtych wydarzeń. Następnie Swietłana Aleksijewicz przeprowadza krótki wywiad... ze samą sobą i później rozpoczyna się właściwa część książki. Na końcu w rozdziale zatytułowanym "Zamiast epilogu" autorka umieściła chyba jakiś urywek z białoruskiej prasy, mówiący o organizacji wycieczek do strefy zamkniętej.

Swietłana Aleksijewicz prawie przez 20 lat rozmawiała z ludźmi, którzy byli świadkami tamtych wydarzeń i nagrywała te rozmowy. Wśród rozmówców byli między innymi : żony strażaków gaszących pożar w elektrowni, nauczyciele, byli żołnierze, byli likwidatorzy, byli piloci i załoga helikopterów, byli mieszkańcy Prypeci oraz okolicznych wiosek, nielegalni mieszkańcy strefy zamkniętej (czyli tak zwane "Samosioły"), byli milicjanci, byli pracownicy elektrowni, naukowcy, dziennikarze, politycy, zwykli ludzie którzy wtedy byli dziećmi, itd...

Rozmowy ze świadkami tamtych wydarzeń mają formę monologów, chociaż niekiedy padają kwestie wypowiedziane przez autorkę. Każdy z rozmówców przedstawia swoją historię, lecz autorka (prawie wcale) nie umieszcza swoich pytań, jest ona milczącym świadkiem monologów. Trzeba też zauważyć, że większość rozdziałów rozpoczyna się od słów "Monolog o...", choć jest kilka wyjątków. Gdzie występuje kilku rozmówców, część ta rozpoczyna się słowami "Chór o...". Są tutaj krótkie rozmowy zajmujące jedną stronę, ale niektóre z nich są długie i rozciągają się nawet na kilkanaście stron. Pierwszym monologiem jest relacja Ludmiły Ignatienko, żony strażaka Wasilija Ignatienki, który brał udział w akcji gaszenia pożaru tamtej nocy. Na pewno Craig Mazin czytał tę książkę i opierał się na monologu Ludmiły Ignatienko podczas tworzenia scenariusza do miniserialu "Czarnobyl" od HBO. Zapewne książka ta była jednym ze źródeł służących powstaniu tego miniserialu.

Książka ta zawiera wstrząsające wspomnienia ludzi, którym przyszło żyć w pobliżu elektrowni atomowej w 1986 roku, ale niektóre wspomnienia wybiegają dalej w przeszłość. Opowiadają między innymi o czasach stalinowskich, czy o późniejszej wojnie domowej w Tadżykistanie po rozpadzie ZSRR, jak np. mordowano nowonarodzone dzieci i wiele innych wstrząsających wspomnień.

Książka ta w dużej mierze przedstawia świadectwo jak władze radzieckie traktowały przedmiotowo swoich obywateli, kiedy trzeba było ich wysłać do Czarnobyla żeby "likwidować" skutki tej katastrofy. Życie i zdrowie jednostki się nie liczyło wobec tragedii narodowej. Po prostu taki delikwent dostawał "rozkaz" wyjazdu, często nie podawano celu podróży, ale ludzie się domyślali. Oczywiście można było odmówić, ale groziło to więzieniem w przypadku rezerwistów, oraz wyrzuceniem z partii w przypadku cywili. W książce można przeczytać relacje ludzi, którzy dostali "rozkaz" wyjazdu do Czarnobyla, na przykład jeden filmowiec z Białorusi, który był w strefie zamkniętej kilkukrotnie i filmował tam.

Ale najbardziej w pamięci zapadła mi relacja jednego człowieka, który w 1986 roku jako młody mężczyzna, który był dopiero po wojsku (wrócił chyba z Afganistanu, o ile dobrze pamiętam) i w zakładzie pracy podczas przerwy śniadaniowej dostał wezwanie do odpowiednika Wojskowej Komendy Uzupełnień niby na ćwiczenia rezerwy. On już się domyślał gdzie pojedzie. Wtedy za mówienie na głos, że jedzie się do Czarnobyla straszono sądem wojskowym i że sieje się panikę. Stamtąd ten facet pojechał oczywiście do Czarnobyla, gdzie był likwidatorem i po trzech miesiącach wrócił. Dostał tam dyplom i chyba grupę inwalidzką drugiego stopnia za usuwanie szkód. Potem jak wrócił do pracy, zaczął chorować i został wezwany do kierownictwa na "dywanik", że jak będzie tak często chorował to go zwolnią. Ten im odpowiedział w dosadny, żołnierski sposób, że był w Czarnobylu i ratował im... życia. I od kierownictwa usłyszał, że "Myśmy Cię tam nie wysyłali" i ten gość później został zwolniony. Tak właśnie władze radzieckie, czy tam post-sowieckie traktowały swoich obywateli / bohaterów. Najpierw wysłać pod osłoną rozkazu, a potem zostawić samemu sobie. Na miejscu tego gościa za te słowa, że "Myśmy Cię tam nie wysyłali" dałbym temu kierownikowi w pysk, żeby spadł mu ten głupi łeb z tej szyi i nie patrzałbym, że mógłbym pójść siedzieć. Oczywiście mógł odmówić wyjazdu do Czarnobyla, ale groziłoby mu sądem i kilkoma latami odsiadki. Skoro ten kierownik był taki mądry post factum, to czemu pozwolili temu gościowi tam wyjechać jak dostał wezwanie. Na pewno takich historii życie napisało więcej.

Tak właśnie Związek Radziecki "troszczył" się o swoich obywateli, którzy praktycznie nie mieli nic do powiedzenia, nawet za czasów "pjeriestrojki" Towarzysza Michaiła Gorbaczowa. Związkowi Radzieckiemu było na rękę, żeby "cisi" bohaterowie Czarnobyla "zamknęli mordy" i nie opowiadali o tym, co tam widzieli i przeżyli. Z resztą dostali zakaz opowiadania o pobycie w strefie. Co było w Czarnobylu, tam miało pozostać. A takich ludzi było wielu, umierali w bólach, w męczarniach na raka, a państwo potem się na nich wypięło.

Według wspomnień ludzi, którzy zamieszkiwali okoliczne wsie, zanim je wysiedlono, katastrofa czarnobylska przypominała wojnę. Ta fraza, że "to była wojna" powtarza się często i z ust welu ludzi. Mówili, że tyle pojazdów wojskowych i żołnierzy nie widzieli od czasów kontrofensywy radzieckiej z 1943 roku. Tylko, że tym razem to była wojna z niewidzialnym przeciwnikiem, atomem. Przed katastrofą czarnobylską dzielono atom na ten "zły", niszczycielski (Hiroszima i Nagasaki) i na ten "dobry" uwięziony w reaktorach i dający prąd. Po katastrofie czarnobylskiej ta granica się zatarła. Ponadto ludzie wspominają czas po wybuchu reaktora jak koniec świata, jak apokalipsę. Tutaj jest ładna pogoda, Słońce świeci, błękitne niebo, nieświadomi ludzie byli zajęci swoimi sprawami, a obok rozgrywała się atomowa apokalipsa. Czytając o czarnobylskiej apokalipsie przypomniał mi się wiersz "Piosenka o końcu świata" autorstwa Czesława Miłosza, który został wydany w 1945 roku, w tomie "Ocalenie". Tam też jest opisywane codzienne życie ludzi i że koniec świata nie nadejdzie tak, jak opisywany był w Nowym Testamencie. Dla ludzi czarnobylskich to był właśnie koniec świata. Zostali zmuszeni do opuszczenia rodzinnych gospodarstw należących do ich rodzin od pokoleń, widzieli jak im zabijano zwierzęta, zakopywano im domy w "mogilnikach", a i tak wracali do swoich gospodarstw przez lasy, nielegalnie w nocy, unikając wojskowych patroli. Bo kochali swoją ziemię i chcieli tutaj umrzeć.

Podsumowując. "Czarnobylska modlitwa" jest to trudna i ciężka książka do czytania. Pomimo swoich 280 stron byłoby możliwe przeczytać ją w jeden dzień. Mnie się czytało ją szybko, ale musiałem robić sobie przerwy. Gdybym chciał, to pewnie ukończyłbym ją w dwa popołudnia, ale jest to ciężka książka. Dlatego też czytałem ją z przerwami przez ponad dwa tygodnie. Oceniać tej książki nie będę, ponieważ uważam, iż takich książek jak ta nie powinno się oceniać i stawiać numerków. Jeśli ktoś interesuje się katastrofą czarnobylską z punktu widzenia zwykłych ludzi, to polecam tę książkę. Ale ostrzegam, nie będzie to łatwa i przyjemna lektura.

Sort:  

Twój post został podbity głosem @sp-group-up oraz głosami osób podpiętych pod nasz "TRAIL" o łącznej mocy ~0.17$. Zasady otrzymywania głosu z traila @sp-group-up znajdziesz w ostatnim raporcie tygodniowym z działalności @sp-group, w zakładce PROJEKTY.

@michalx2008x

Chcesz nas bliżej poznać? Porozmawiać? A może chcesz do nas dołączyć? Zapraszamy na nasz czat: https://discord.gg/rcvWrAD

Widze lubisz czytać. Myśle że potrzeba na to czas i skupienia. Oczytany chłopak.

Raczej lubiący czytać niż oczytany. :)
Jak tylko mam chwilkę czasu to czytam.

Hi, @bartheek!

You just got a 1.12% upvote from SteemPlus!
To get higher upvotes, earn more SteemPlus Points (SPP). On your Steemit wallet, check your SPP balance and click on "How to earn SPP?" to find out all the ways to earn.
If you're not using SteemPlus yet, please check our last posts in here to see the many ways in which SteemPlus can improve your Steem experience on Steemit and Busy.

Coin Marketplace

STEEM 0.19
TRX 0.14
JST 0.030
BTC 62647.38
ETH 3335.62
USDT 1.00
SBD 2.46