Nowy hardware dla dzieci Bożych: chrześcijaństwo i transhumanizm

in #polish6 years ago (edited)





W pułapce



Transhumaniści nie znoszą tego, co ludzi krępuje i więzi. Nie akceptują nawet nieuchronności śmierci.


Według Marka O’Connella, autora zbioru wywiadów z transhumanistami To Be a Machine (2017), od dzieciństwa zmagają się oni z granicami ludzkich możliwości. Nie potrafią się pogodzić, że czegoś nie są w stanie zdobyć, że nie mogą żyć wiecznie, badać Kosmosu, myśleć na poziomie geniuszy. Chcą więc przyspieszyć ewolucję homo sapiens poprzez użycie technologii dla ulepszenia własnych ciał i umysłów.


Chcą stać się maszynami - całkiem dosłownie.


W pewnym sensie także chrześcijaństwo zrodziło się z buntu przeciw naszym ludzkim ograniczeniom i brakom: tym, które przyniósł ze sobą grzech pierworodny. Paweł z Tarsu widział rolę Chrystusa w ścisłym powiązaniu z tym pra-grzechem:


“przestępstwo jednego sprowadziło na wszystkich ludzi wyrok potępiający, tak czyn sprawiedliwy Jednego sprowadza na wszystkich ludzi usprawiedliwienie” (Rz 5, 18)


Pawłowy Chrystus przeciwdziała skutkom grzechu Adama. Można by powiedzieć: wyzwala ludzi z tego, co ich krępuje i więzi… Czy to oznacza, że chrześcijaństwo i transhumanizm stawiają sobie podobne cele?


Znaki Antychrysta


Podejrzewam, że jakieś 99% chrześcijan, jeśli nawet słyszało kiedykolwiek o transhumanistach, uważa ich w najlepszym wypadku za nieszkodliwych fantastów. Niektórzy reagują gniewem. Baptysta i bioetyk z Cedarville University Dennis Sullivan jest oburzony:


Teologicznie (...) to policzek wymierzony Stwórcy, który w księdze Rodzaju po stworzeniu człowieka powiedział, że wszystko, co stworzył było dobre. A ludzie mówią: „nie dość dobre, my możemy to zrobić lepiej”. To bardzo aroganckie.


Dla Tomasza Terlikowskiego sytuacja jest jasna. Cytuje on opinię Sullivana i wyciąga wniosek: transhumanistyczne próby poprawiania Boga “zwiastują nadejście Antychrysta”.


Przyszłość już nadeszła



W Stanach Zjednoczonych i krajach najwyżej rozwiniętych ignorowanie transhumanizmu staje się coraz trudniejsze.


W swej istocie transhumanizm nie jest żadnym pomysłem rodem z science fiction czy komiksów o superbohaterach, do zrealizowania za kolejne sto lat - pisze prezbiterianin Christopher Benek. - Jako pastor małej kongregacji widzę transhumanizm na co dzień w mojej wspólnocie. Parafianie przychodzą do kościoła z ulepszonymi biodrami i kolanami. Mają operacyjnie zamontowane rozruszniki serca. Niektórzy nawet dzięki Lasik Eye Surgery zamienili swój gorszy od standardu wzrok na wzrok 20/15, lepszy niż doskonały. Transhumanizm już się dzieje.


Benek ostrzega, że zbyt negatywne podejście chrześcijan do transhumanistycznych idei może ich w przyszłości postawić w roli hipokrytów. Podaje przykład: jeśli technika CRISPR umożliwi w przyszłości edycję ludzkich genów w taki sposób, że wyeliminuje raka, nikt rozsądny nie odrzuci tego rodzaju technologii.


Z kolei Bruce Sterling ubolewa na stronie WIRED, że poprzez ignorowanie technologii i transhumanizmu chrześcijanie stawiają się na marginesie współczesnej kultury. Jego zdaniem Kościół jako instytucja zawodzi nie będąc w stanie bardziej systematycznie odnieść się do rewolucji w genetyce; do ulepszania człowieka, jakim interesują się rządy; do internetowej filozofii transhumanizmu, która zdominowała umysły całego pokolenia w colleges i w uniwersytetach.


Czy zabraknie chętnych do nieba?



Polski konserwatysta Adam Witczak zestawia transhumanizm z dawną chrześcijańską gnozą, wedle której świat, materia i ludzkie ciało są z natury niedoskonałe, bo pochodzą od Demiurga, niższego Boga. Inaczej jednak niż w przypadku tradycyjnych religii, transhumanizm nie obiecuje wyzwolenia z “więzienia ciała” dopiero po śmierci, w zaświatach. Wręcz przeciwnie. Posługując się metaforą komputera można powiedzieć, że transhumanizm obiecuje nam nowy, lepszy hardware - a nie tylko lepszy software, jak gnoza i wszystkie inne herezje chrześcijaństwa.


A opinia publiczna jest coraz bardziej pod wpływem tej “gnozy faktów”: pod wpływem zmian wprowadzanych przez nauki i technologie w nasze jak najbardziej materialne i doczesne życie. Witczak wskazuje tutaj - podobnie jak Sterling - na odkrycia w dziedzinie neurologii, sztucznej inteligencji i genetyki.


Konserwatyści poklepują się po plecach, mówiąc, że „człowiek nigdy nie ucieknie z wygnania poza Eden i nigdy nie zdusi w sobie tęsknoty za rajem”, ale optymistycznie nastawiony transhumanista odpowiada: „Człowiek nie musi nigdzie uciekać i nigdzie wracać, właśnie buduje sobie raj na Ziemi – i to rzeczywiście działa; anioł z mieczem ognistym stoi u bram Edenu, ale chętnych do szturmowania już nie ma.


Bardzo jestem ciekaw, co myślą o tym wszystkim nasi Steemitowi chrześcijanie i (być może także) nasi transhumaniści?



Opracowałem i cytowałem (kursywą) na podstawie:


Angela Chen, They want to be literally machines, tu

Bruce Sterling, Christianity versus transhumanism, tu

Tomasz Terlikowski, To zwiastuje nadejście Antychrysta, tu

Adam Witczak, Od techniki do gnozy — konserwatyzm w dobie transhumanizmu i przemian technologicznych, tu


Grafika pochodzi stąd



Post to pierwszy artykuł mojej nowej serii CHRZEŚCIJAŃSTWO I TRANSHUMANIZM




Sort:  

Tak, człowiek ma w sobie ogromny pociąg do wykraczania poza granice, do sięgania po coś, co w tym momencie jest poza jego zasięgiem. Ot, dzięki temu wykształciła się kultura, potem cywilizacja.
Bardzo lubię biblijną przypowieść o Wieży Babel: oto mamy ludzi, którzy chcą sięgnąć Boga (dosłownie) budując fizyczny budynek, który utonie w chmurach.
Nie odbierałam tej historii nigdy jako przekazaniu, że człowiek nigdy Boga nie dosięgnie. Wieża Babel jawi mi się jako ostrzeżenie, że budowanie ziemskich potęg nie jest drogą, która prowadzi do Boga, do dotknięcia transcendencji.
Co to ma do transhumanizmu?
Otóż człowiek zawsze będzie chciał się udoskonalać, poprawiać swoją fizyczną ułomność, sięgać po więcej.
Kluczowym pytaniem jest: po co to robi?
Drugim ważnym pytaniem jest: co potem?

My dzisiaj też czujemy presję nieziszczonych jeszcze przyszłości. W wielu sporach o prawa samostanowienia jednostki i definicje człowieka (choćby w debacie o in vitro) podświadomie wysławiamy lęki świata postludzkiego, istot, które mogą być wszystkim, toteż nie widzą sensu w niczym. I wzbiera w gardle nieprzetłumaczalna groza.
[Jacek Dukaj, Krajobrazy duchowości, która jeszcze nie nadeszła]

Podejście które tutaj prezentuję jest podejściem ułomnym właśnie. Nie jestem w stanie sobie wyobrazić człowieka obdartego z człowieczeństwa, czyli niedoskonałości. Przynajmniej nie jestem w stanie sobie wyobrazić, że człowiek miałby sam siebie z owej skazy grzechu pierworodnego uwolnić poprzez technologię.
Moje rozważania tutaj to taka kulawa metafizyka.
Sama jestem żywo zainteresowana temu, jak technologia służy człowiekowi.
Jednak zawsze na dnie pozostaje metafizyczny dreszcz grozy (a nie gnozy) przed nieznanym.
Operujemy tak niesamowicie abstrakcyjnymi pojęciami, lubię to! I czekam na więcej wpisów o transhumanizmie.

Dziękuję za obszerny, bardzo interesujący komentarz.

Widzisz... Ty się cieszysz, że temat prowadzi do wysokich abstrakcji, a ja się zastanawiam, czy właśnie abstrakcje nie są historyczną przyczyną, dla której kojarzymy człowieczeństwo z "niedoskonałością". Rozumuję tak: Jahwe Biblii hebrajskiej przypomina greckich bogów, gniewa się, niszczy, wspiera mordowanie na wojnach Narodu Wybranego. Nie jest doskonałą miłością. W ogóle nie jest zbyt doskonały... PóźniejJezus (ten historyczny) także zbyt doskonały nie był, nazywał dzieci nie Żydów psami i musiał się chrzcić w Jordanie, aby zmazać grzechy... (Przepraszam, wiem jak o brzmi dziś, ale są to informacje z Nowego Testamentu).

Kiedy wspólnoty po-Jezusowe oddzielały się od judaizmu i szukały sposobu, aby się przebić w Imperium Rzymu - w kulturze dominował hellenizm i neoplatonizm. Wcześni pisarze chrześcijańscy i Ojcowie Kościoła otworzyli drogę do abstrakcyjnego Boga-idei. Doskonała miłość, wszech-moc, wszech-wiedza - wszystko w stopniu najwyższym.

Doskonałość została zarezerwowana dla Najwyższego, a nam nieszczęsnym pozostały ułomności. Paweł poprzez ideę grzechu pierworodnego (i Jezusa jako anty-Adama) postawił kropkę na i. Ułomność stała się częścią naszej natury i dziś by jej nam nawet brakowało, gdyby transhumaniści mieli rację...

Ale, historycznie patrząc, chyba wcale nie musiało tak być....?

W ST Jahwe nie gniewa się i nie jest okrutny dlatego, że taki jest naprawdę. Jest tak przedstawiony, bo ludzkie poznanie pozwala w okresie starotestamentowym na tylko takie rozumienie świata i dzieł bożych. Na przestrzeni wieków, od Tory, poprzez Proroków, do Nowego Testamentu i czasy ostateczne dorastamy, dojrzewamy do rozumienia Bożej Miłości, Miłosierdzia. Generalnie, przez wieki dojrzewa humanizm. Kodeks, z innej beczki, Hammurabiego, wydawał się niezwykle miłosierny w czasach jego powstania. Jak to, tylko oko za oko? A dziś prawo oko za oko, ząb za ząb wydaje się nieludzkie. Jednym z krzewicieli przebaczenia jest Jezus z Nazaretu. Nawet w ostatnich czasach o ile dojrzeliśmy. Np mamy prawa dziecka. Także -ludzkie widzenie Boga nie czyni Jego samego w Jego istocie niedoskonałym. Niedoskonałe jest ludzkie postrzeganie. Z kolei kiedy się czyta Testament, cóż, to trudna lektura i potrzeba pewnego trudu, wglądu, żeby odpowiednio go zinterpretować. Jezus przychodzi do domu Izraela, bo wie, że tego potrzebują dzieci narodu wybranego. Takiego Mesjasza zrozumieją - nie mają jeszcze przecież za grosz w głowie pomysłu, że zbawienie można rozszerzyć poza naród wybrany. Ortodoksyjni Żydzi nadal mają z takim myśleniem problem, po tylu latach. Poprzez historię z Syrofenicjanką Jezus przełamuje pewien bardzo trudny dla Żydów schemat, tak trochę metodą kruszenia. Cała ta ustawka z tą kobietą ma na celu zasianie ziarna, rozmiękczenie obserwatorów wobec nadchodzącego rozszerzenia łaski zbawienia na pogan. Grzechy natomiast istnieją - ale przecież Jezus nie zmywał w Jordanie swoich grzechów, tylko grzechy śmiertelników, których przyszedł zbawić. Jezus w Jordanie bierze na siebie grzechy tych, którzy przyszli się oczyścić do Jana i tych, którzy potem przyjdą do Niego po oczyszczenie - najpierw obmywa je wodą, potem własną krwią.

Cześć! Redakcja Tygodnika Kuratorskiego jest pod wrażeniem Twojej twórczości i chcemy prosić Cię o zgodę na publikację opisów oraz linków do Twoich postów w przyszłych numerach. Zależy nam na promocji wartościowych treści poprzez tworzenie cotygodniowego artykułu zbiorczego. Więcej możesz przeczytać tutaj: Tygodnik Kuratorski #0

Dziękuję za wyróżnienie. Bedzie mi bardzo miło czasami się u Was pojawiać.

Chciałbym przy okazji poprosić o dorzucenie do listy polskich tagów tematycznych #pl-religia, który rozwinął się bardzo ładnie dosłownie w ciągu ostatniego tygodnia.

„anioł z mieczem ognistym stoi u bram Edenu, ale chętnych do szturmowania już nie ma." - jak tylko to przeczytałem przypomniał mi się Ojciec Kościoła Efrem Syryjczyk, który w swoim poetyckim dziele (pisał bardzo dużo poezji) napisał: "Teraz gdy tu (na krzyżu) miecz usunęła włócznia, możemy tam powrócić". Napisał to w Pieśńi De Naticitatae. Tak mi się tylko skojarzyło czytając Twój tekst, który jest ważny nawet bardzo bo porusza niesamowicie ciekawe zagadnienie, które powoli staje się coraz częstszą praktyka. Pozwolę się odnieść w dłuższym komentarzu do tego trochę później bo teraz nie bardzo mam czas a zależy mi żeby przedstawić swoje zdanie. Pozdrawiam

Ojcowie Kościoła mieli dobrą intuicję. Dla jasności: o tym aniele z mieczem, który broni Edenu przez nikim, to był cytat z tekstu Witczaka, który mnie także poruszył.

Z zainteresowaniem czekam na Twoją odpowiedź. Jak ma być dłuuuuga odpowiedź, to może lepiej zrób z niej osobny artykuł - RIPOSTĘ i wrzuć do tematygodnia? Zawsze to szansa na dodatkowych czytelników, komentarze i głosy.

Także serdecznie pozdrawiam.

Coin Marketplace

STEEM 0.30
TRX 0.11
JST 0.033
BTC 64275.05
ETH 3147.49
USDT 1.00
SBD 4.29