Dzieci jednego nieba

in #polish6 years ago


Źródło: Pixabay

Niewielka miejscowość, niewyróżniająca się spośród całej masy innych. Jedna podstawówka do której chodzą dzieci z dwóch wiosek. Minimalistyczna zerówka, która pamięta dzieciństwo mojej babci, znajdowała się kilometr dalej. Droga główna, przed którą ostrzegają rodzice, by się do niej niepotrzebnie nie zbliżać, ze względu na duży ruch.
Wszyscy wiedzą o sobie praktycznie wszystko. Kto z kim się trzyma, co sobie sąsiad kupił, gdzie zaczęła pracować tamta pani... Pomimo braku internetu, tempo przepływu informacji jest porażające. Stosunkowo zwyczajne miejsce.

W takiej wiosce mieszkał też pewien chłopiec. Delikatnie ośliniona koszulka, specyficzny sposób wymowy. Nie sposób było go pomylić z kimkolwiek innym. Parę lat starszy ode mnie, z wieku moich sąsiadów z paczki. Miły dla innych, pokojowo podchodził do każdego kogo poznał.
W zerówce już stał się obiektem żartów, których nie rozumiał. Bohater nietypowych sytuacji, głównie tych o negatywnym brzmieniu. Chciał zdobyć aprobatę swoich rówieśników, więc robił coraz to głupsze rzeczy, podpuszczany przez innych. On nie rozumiał, że robi coś nie tak. Uważał, że wszystko jest w porządku, przecież nikt mu nic złego nie robił, nie wyczuwał wrogich zamiarów. Po prostu słuchał bezwarunkowo swoich kolegów i koleżanek, którym ufał. Niestety już wtedy dzieciaki umieją dać w kość.
Nikogo nie zdziwiło to, że nie skończył zerówki, następnego roku już się tam nie pojawił. Nie pokazał się też w naszej podstawówce. Zachowywał się jak dziecko młodsze, niż wskazywałaby na to jego data urodzenia, do tego miał ogromne braki w nauce. Trafił do miejsca, które nazywaliśmy szkołą specjalną.


Źródło: Pixabay

Wtedy właściwie kontakt się urwał. Wcześniej włóczył się razem z nami po lesie, albo próbował bawić się z nami w Czterech Pancernych. Od momentu zmiany szkoły znacznie ograniczył kontakty z innymi. Czasami ktoś tylko wspomniał o nim, ale rzadko mówiąc coś sensownego. Raz na jakiś czas widzieliśmy go, kiedy spacerował ze swoją matką do wujostwa, które mieszkało niedaleko mnie. Słyszeliśmy różne plotki, które potrafiły urosnąć do rangi wybujałych opowieści. Na szczęście w miarę szybko mogliśmy je weryfikować, kiedy na meczach spotykało się jego rodzinę, pytając co u chłopaka słychać.
Z tego co mi wiadomo skończył gimnazjum, ale o dalszej edukacji w formie zawodówki mógł zapomnieć. Jego rodziców nie było na to stać, a on sam też nie miał głowy do tego. Pomagał ojcu, który zajmuje się drobnymi robotami w miejscowości.

Teraz? Kiedy jestem w rodzinnych stronach i czekam na busa do miasteczka czasami go widuję. Zazwyczaj wraca ze sklepu razem ze swoją mamą lub tatą. Wita się ze mną już z daleka, odpowiadam mu tym samym. Pyta tylko gdzie jadę, a ja mówię, że wielkie miasto wzywa. Pada głośne głośne "Aha" i zaraz mówi towarzyszącemu mu rodzicowi, że rozmawiałam z nim. Żeby nie przeszkadzać im w rozmowie, pochylam głowę na nieme "Dzień dobry".
Uśmiecham się do niego, trochę z uprzejmości, a może i współczucia? Trudno to ocenić, w sumie nawet nie próbuję tego zrobić. Bus akurat wjeżdża do zatoczki, pakuję się do niego z tobołkami, a on? Pewnie zostanie tutaj do samego końca, towarzysząc rodzicom aż do śmierci.


Zgłaszam artykuł do tematu "Kinezjologia edukacyjna" w 47 edycji Tematów Tygodnia





Sort:  

Historia jakich wiele, ale czy ktokolwiek mysli o takich ludziach? Byl to byl... nieistotne.
Poruszylas bardzo wazny temat zlosliwosci i ponizania przez dzieci. To bardzo przykre jak niewinne dzieci potrafia sie ranic. Znam ten przykry obraz ze swojego dziecinstwa...i rodzicow ktorzy bronia swoich dZieci wyrastajacych na potwory...

Dokładnie. Żyją sobie w domu, który przypomina ruderę, czasami dostaną od ludzi jakieś materiały budowlane. Nikt w sumie o nim już nie pamięta, odcięty od świata człowiek.
W dzieciństwie sama byłam ofiarą nieprzyjemności ze strony tych, których nazywałam wcześniej przyjaciółmi. Jednocześnie byłam na drugim brzegu, bo nie powiem, że też nikogo nie gnębiłam w swoim życiu. Z czasem przemyślałam sprawę, wyciągnęłam z tego wnioski. Tylko, że dzieciaki nie chcą być w ogonie ofiar, to nic niezwykłego.
A rodzice zapatrzeni w swoje dzieci - znam ten temat. Irytowało jak rodzice moi wierzyli wszystkim innym. Z czasem (i z drobną pomocą losu) zrozumieli, że inni opiekunowie nie są tacy jak oni, od tamtego czasu jest lepiej.

Moi rodzice tez raczej stali po stronie moich 'wrogow' myslac, ze ro ja zawsze zaczynam konflikty, pisałam o tym tutaj. Bardzo zle wplynelo to na mnie i na moja samoocene. Teraz majac dzieci wiem, ze trzeba patrzec obiektywnie na problemy dzieci i ani ich zbyt mocno nie bronic ani nie zakladac z gory, ze to one sa zle. Mam nadzieje, ze nie doswiadcza w szkole takich sytuacji jaka opisalas ty lub jaka w dzieciństwie przezylam ja czy ty. A przynajmniej jak juz beda w takiej sytuacji to przy mojej pomocy beda umialy zachowywac sie 'po ludzku'.

Coin Marketplace

STEEM 0.19
TRX 0.15
JST 0.029
BTC 63813.24
ETH 2654.52
USDT 1.00
SBD 2.76