Tak przy niedzieli: weterynarz czy lekarz weterynarii?
Język mas kształtuje, wg pani redaktor, nazewnictwo. Weterynarz zamiast lekarz weterynarii.... udostępniam post koleżanki po fachu, która uparła się, by podpisać wywiad z nią "lekarz weterynarii" a nie weterynarz. Argumentacja pani redaktor poraża....a może analogicznie powinno się napisać PISMAK!
(za zgodą autorki) zdjęcia załączam, jest na nich rozmowa między Natalią Strokowską i panią redaktor.
"Natalia Strokowska dodała nowe zdjęcia (7).
23 godz. ·
Zgodziłam się na późną rozmowę telefoniczną po 10 godzinach dyżuru w klinice pod Londynem. Do Anglii latam co jakiś czas, gdyż stawki godzinowe w Polsce rzędu 15-20 zł brutto nie pozwoliłyby mi na rozwój, naukę i godziwe życie.
Rozmawiała ze mną pani Dorota Romanowska z @NewsweekPolska. Na początku zachwalała moją działalność i podziwiała osiągnięcia. Zwróciła się do mnie z tematem słoni, który jest mi bardzo bliski, dlatego poświęciłam jej nieodpłatnie prawie godzinę swojego wolnego czasu.
Następnego dnia otrzymałam fragment tekstu do akceptacji i tu zaczęły się schody, a raczej problemy, których się w ogóle nie spodziewałam. Podpisano mnie w tekście sformułowaniem "Natalia Strokowska, weterynarz". Poprosiłam grzecznie o zmianę na prawidłowy tytuł "lekarz weterynarii", na co pani stwierdziła, że język kształtują masy, a tym sformułowaniem posługuje się tylko "jakaś tam grupa". Ukończyłam 5,5 roku medycyny weterynaryjnej, dwa lata specjalizacji, zaczynam 4 rok doktoratu i ciężko pracowałam na ten tytuł. Nie sądziłam, że przyjdzie mi kiedyś "walczyć" o prawidłowe nazewnictwo.
Sami Państwo oceńcie poziom "dyskusji" i argumentacji dziennikarki. Jestem zażenowana tym bardziej, że nasza grupa zawodowa zmaga się z problemami, o których wiemy tylko my sami. Codziennie stykamy się z gigantycznym stresem, ludzkim dramatem, cierpieniem i chorobą zwierząt oraz eutanazją, które wywierają na nas olbrzymie piętno psychiczne i sprawiają, że tracimy chęć do życia i pracy (zapraszam do obejrzenia mojego wystąpienia TEDxWarsaw "Interspecies communication":
Okazało się, że lepszym rozwiązaniem będzie usunięcie moich słów z artykułu, niż ich zachowanie z poprawnym nazwaniem mojego zawodu.
Dokąd zmierza polskie dziennikarstwo, jeśli nadal lepszymi liderami opinii w sprawach zwierząt są celebryci?
Aż się chce, bo MUSI napisać: durna dziennikarka! Zwykła głupia uparta baba i właściwie tyle w temacie.
A jeśli ogół społeczeństwa dość często, niektórzy nawet częściej (choć inni prawie wcale) powszechnie używają słów na ku*** i chu***, na pie**** i jeszcze paru innych, to tak mają w swych artykułach pisać dziennikarze? A ja głupia myślałam, że dziennikarz to jakaś elita, kulturalny wzorzec... A tu masz :(
Najlepsze jest to, że ona chce dostosować język do swoich czytelników. To oznacza, że czytają ją tylko nieuki?
Ona pisze, że jej czytelnicy, to ludzie wykształceni... Nie wiadomo tylko, co przez to rozumie. Chyba to, że skończyli gimnazjum? Swoją drogą "ładnie" myśli o swoich czytelnikach :) Wykształceni, ale głupi ;)
Na dworzu wiater wiał, a ja przyszłem do weterynarza.
Poziom czytelników :)
Do weteryniarza chyba :D
Sorry, meja kulpa :)
Z profesjonalną prasą nie wchodzi się w dyskusję!
Szkoda, że ten "profesjonalizm" to taki raczej samozwańczy...
Finalnie ten artykuł się nie ukazał. Pismak pozostał nieugięty.....
A pierwotnie z tego wywiadu miałaś mieć jakieś profity poza nazwiskiem pod tekstem?
Nie ja tylko koleżanka po fachu, Natalia Strokowska.
Ona udzieliła tego wywiadu po 10 godzinnym dyżurze w klinice pod Londynem, bezpłatnie poświęcając godzinę swojego wolnego czasu.