You are viewing a single comment's thread from:
RE: Pod prąd wąwozem w twarz ognistym wiatrom...
W szarży ginie około połowa biorących w niej szwoleżerów. Otwiera ona Napoleonowi drogę na Madryt. Pomimo licznych kontrowersji związanych z wersjami historycznymi tego starcia dla nas Polaków to wspaniała karta historii.
Naprawdę nie chce nikogo urazić, ale zawsze zastanawia mnie, czemu szczycimy się takimi aktami szaleńczej aczkolwiek bezsensownej odwagi. Bezsensownej bo:
- okupionej wysokimi stratami,
- wykonanej na czyjś nieracjonalny rozkaz,
- bez jasnych dla narodowej sprawy korzyści (czy rzeczywiście wojna Napoleona w tej części świata w jakikolwiek sposób przybliżały nas do niepodległości?).
Nie jestem historykiem, może mi coś umyka, ale wydaje mi się, że takich przypadków w naszej historii było niestety całkiem sporo.
Czas wojny rządzi się swoimi prawami. Polacy walczyli w armii napoleońskiej w nadziei na odzyskanie niepodległości.
Owszem, zgadza się. I nigdy prawdopodobnie nie dotrzemy do sedna bo nie będziemy w stanie zbudować odpowiedniego kontekstu związanego z tamtymi czasami i tamtejszą sytuacją geopolityczną.
Ale zgodzisz się, że z teraźniejszej perspektywy to wygląda trochę tak, jakbyśmy pomagali Napoleonowi zniewalać inne narody, po to tylko bo sami nie bylibyśmy w stanie dokopać tym którzy nas zniewolili. Obecnie raczej nie mamy problemów z tym by z dezaprobatą patrzyć na Ukraińców czy Irlandczyków, którzy za obietnice niepodległości walczyli dla nazistów.
Gdyby Napoleon był rzeczywiście takim wspaniałym człowiekiem to pozwoliłby walczyć naszym żołnierzom jedynie w wojnach z naszymi wrogami. Ale czy nasi przywódcy mieliby tyle odwagi i determinacji, żeby postawić takie warunki?
Patrząc z teraźniejszej perspektywy to każda wojna jest złą ponieważ w każdej cierpi ludność cywilna, której nie interesuje sytuacja geopolityczna ale np. zbiory mandarynek.
Skończyły się czasy gdy wojna dla przeciętnego człowieka oznaczała ciągnące raz w tą raz w tamtą stronę, raz jedne raz inne wojska. Wystarczyło pochować kury, córki i trochę żarcia na czarną godzinę i był spokój (oczywiście skandalicznie upraszczam).
Teraz na wojnach to głównie cywile cierpią, podczas gdy żołnierze kryją się za pancerzami albo coraz częściej siedzą w klimatyzowanych pomieszczeniach kilka kilometrów od domu sterując dronem zrzucającym bomby 2500 km od niego. Jeśli jest coś takiego jak słuszna wojna to chyba taka właśnie w obronie cywilów.
Nie jestem pacyfistą. I też nie da się też porównywać wkroczenia nazistów do Polski w 1939 do ich wcześniejszej aneksji Czechosłowacji. Bo na Czechów patrzyli jako na obiekt przeznaczony do germanizacji a na Polaków jako na potencjalnych niewolników, których rękami zbuduje się tysiącletnią rzeszę albo się ich eksterminuje. Albo obie te rzeczy.
Tyle, że mam wrażenie, że historia próbuje nam usilnie pokazać byśmy trzymali się własnego podwórka i tylko jego bronili przed agresją. Każdy silniejszy od nas zawsze próbował nas albo zniszczyć albo wykorzystać.
Zgadzam się z @alcik, mimo że z żołnierskiego punktu widzenia to zarówno ta szarża, jak i cała historia polskich oddziałów przy Napoleonie jest chwalebna (za odwagę, za wierność, za poświęcenie), to z punktu widzenia politycznego, kulturowego czy ideologicznego nie jest to warte upamiętniania (moim zdaniem). Wspieraliśmy swoją odwagą tyrana, który pragnął władzy nad całą Europą. To nie była chwalebna walka za wolność naszą i waszą...
Nie zgodzę się, warto pamiętać - i Francuzi o nich zapewne nie zapomną... o ile nie napiszą podręczników historii na nowo.
Gdyby tak traktować całość historii - Polskiego oręża na bitwy słuszne i mniej/nie słuszne - to... ostatnie 300 lat naszej historii byłoby zapomniane, a Polski by pewnie nie było w obecnych granicach. Mówilibyśmy wszyscy albo po niemiecku albo rosyjsku.
W drugiej wojnie światowej - takich bitew było więcej...
Takich gdzie walczyliśmy po stronie tyrana, który zniewalał inne narody? Nie przypominam sobie. Oprócz Polaków walczących w armii komunistycznej, to raczej zawsze walczyliśmy po stronie tych którzy walczyli z opresją / zniewoleniem.
Może też źle się wyraziłem. Nie nie warte upamiętnienia, ale nie jako bohaterów narodu, nie jako przykład słusznej postawy Polaka, ale za to jako przykład wybitnej postawy jako żołnierza po prostu.
Prasa francuska jesień 1939r.: "Dlaczego musimy umierać za Gdańsk?".
A czemu mamy się nie szczycić? Stało się, rozkazu nie odwołasz. ;)
Biczowaniem, czy tzw. pedagogiką wstydu faktów nie zmienisz. A bohaterstwo zasługuje na pamięć i szacunek. Moim zdaniem wyjścia są dwa - możemy wyciągać z naszej historii to co najlepsze, jak inne narody lub coraz bardziej pogrążać się w odmętach szaleństwa, które powoli zrównuje Polaków z nazistami, którzy nota bene tracą powoli narodowość i już w zasadzie nie wiadomo czy oni przybyli z Marsa czy ciemnej strony Księżyca...
Inna sprawa, że warto uczyć się na błędach. I z tej strony patrząc przychylam się do Twojego komentarza, że niestety mamy z tym nadal spore problemy. A zarazem wydaje mi się, że mamy jeszcze taką cechę, że ze skrajności lubimy popadać w skrajność - od romantycznych, bezsensownych zrywów, do kompletnej negacji jakiejkolwiek walki. Chyba minie jeszcze sporo czasu zanim uda się to jakoś wyśrodkować.
Bynajmniej nie jestem za samobiczowaniem. I jako wychowany w Polsce i w Polsce nauczany historii zgadzam się, że bohaterstwo rzeczywiście zasługuje na szacunek. Nieważne, że są wątpliwości czy akt bohaterski żołnierzy polskich został wykorzystany w słusznej czy niesłusznej sprawie. A może to błąd?
Bo właśnie o wyciąganie wniosków mi chodzi. Wystarczy:
by rodziły się wątpliwości.
I odcinam się z całą mocą od ustawiania Polaków w roli "Jezusa narodów, który cierpi za miliony". Zastanawiam się po prostu czy częściej nie powinniśmy wyłączać emocji i przynajmniej momentami próbować zastąpić je zimną kalkulacją.
I w naszej historii próbować częściej akcentować momenty gdy udało się coś zbudować, zdobyć albo utrzymać, albo czemuś zapobiec niż na siłę gloryfikowanie aktów owszem bohaterskich, ale za to nie do końca za naszą sprawę.
Tu przyznaję Ci rację. Mi na przykład marzy się, aby szerzej do świadomości - nie tylko w Polsce - weszły osiągnięcia takie jak np. Konfederacja Warszawska, czy w ogóle dorobek XVI-wiecznej Rzeczypospolitej. Tu naprawdę pod wieloma względami prześcignęliśmy zachodnią Europę.
Natomiast nic nie stoi na przeszkodzie, żeby w tym paskudnym międzynarodowym PR wykorzystywać też Somosierrę, Monte Cassino, czy Powstanie Warszawskie - tylko należy to robić z głową. To co napiszę jest brutalne, ale Izrael jest tu idealnym przykładem, że nawet z największego dramatu i hekatomby całego narodu można po prostu zrobić biznes i element nacisku. My także mamy argumenty potężnego kalibru, żeby walczyć z oszczerstwami jakie w ostatnich latach spadają na nasz kraj.
Ale też nie chciałbym żeby klęski stawały się czymś w rodzaju "mitów założycielskich". Czegokolwiek.