RE: Satanizm Laveyański - podstawy
Piszę ze swojej perspektywy, ale w tym co piszę nie próbuję nikogo nawracać - a tym bardziej przekonywać. Zaznaczam co jest moją wypracowaną opinią i nie ukrywam że jestem wierzący. Jeśli ktoś się nie chce "nawracać" to po co robić to na siłę? Po co kogokolwiek przekonywać do swych racji? Czy ja coś ugram na przekonaniu kogokolwiek? Jeśli odebrałeś to jako "nawracanie" to nie taki był sens mojej wypowiedzi. Podzieliłem się fragmentami swoich myśli które dla osób siedzących w temacie mogą być jakąś wskazówką dlaczego myślę tak a nie inaczej. Pisząc że nie chcę kogoś komentować - tzn. że nawet nie chcę poświęcać czasu na pisanie o kimś - na kogo uważam że szkoda czasu. Crowleya życie prześledziłem w miarę dokładnie od początku do śmierci, czytałem fragmenty jego książek, wiem jak wielki wpływ miał i jak wyglądało jego życie. Przecież każdy zainteresowany może poszerzyć swoją wiedzę szukając. A drugi - Lavey - widziałem z nim wywiady i wyznawców i mam też swoją opinię. Więc aby nie urażać nikogo - nie komentuję - bo moja wypowiedź byłaby raczej negatywna w stosunku do wyznawanych myśli obu bohaterów. Zaznaczyłem że w historii było jeszcze więcej takich osób - nie znam nikogo kto wchodziłby w materię okultystyczną i wychodził z niej cały i zdrowy na umyśle lub duchu.
Dla mnie nie ma różnicy to czy omawiamy inkwizytorów co torturowali ludzi, islamskich terrorystów, czy jakiś satanistów, oni są dla mnie tak samo chorzy jak ci którzy mówią że mu kot kazał zabić. To co nazywasz chorobami ducha to po prostu najczęściej choroby psychiczne, bo co to za różnica czy ktoś wariuje bo widzi/słyszy Szatana czy Napoleona? Tak samo opętania przez danego ,,złego" występują tylko u ludzi którzy którzy mieli styczność z daną religią i rytuały tej religii im pomagają. Takie jest przynajmniej moje zdanie.