"Skandal w angielskim stylu" - nad wyraz dżentelmeński serial BBC
Jeżeli jest coś czego realnie możemy zazdrościć Angolom to jest to z pewnością poziom produkcji telewizyjnych i kinowych tworzonych przez największych graczy medialnych. Gdy słyszę zbitkę „brytyjski kryminał” to już wiem, że będzie ok. A gdy słyszę „aktorstwo”, to widzę jakość o jakiej wielu z nas może tylko pomarzyć. Gdy Jacek Kurski obejmował szefostwo TVP obiecywał te wzorce naśladować. Jak się szybko okazało – tylko żartował. Niestety TVP do BBC brakuje sporo. Mniej więcej tyle co Legii Warszawie w dzisiejszym wydaniu do tej z lat 90-tych. Widać to po tym. co nasza publiczna telewizja produkuje, a co robi konkurencja. To jest upadek. Ale czemu o tym piszę?
Dziś przez przypadek dowiedziałem się, że w ofercie HBO GO znalazł się właśnie miniserial BBC „Skandal w angielskim stylu”. Z racji tego, że cenię sobie to o czym pisałem wcześniej z przyjemnością obejrzałem ten mini serial (trzy odcinki). Wręcz wciągłem go za jednym razem. Bo przyznaję, zrobił na mnie nie małe wrażenie. Opowiada autentyczną historię Jeremiego Thorpe, który wdał się u progu swojej kariery politycznej w gejowski romans. Nie chcąc by wyszedł na jaw (obawiał się stabilności emocjonalnej kochanka) sugerował, że może być z nim kłopot i należy go jakoś rozwiązać. Ale jak to zrobić? Dżentelmeni postanowili go… zabić. I tu pojawia się intryga, która zaczyna bardzo działać na widza. A dlaczego?
Reżyserem filmu jest Stephen Frears. Znamy go między innymi z takich dział jak „Niebezpieczne związki”, „Królowa” czy też „Przeboje i podboje”. Jego filmografia jest duża, ale cechuje ją właśnie takie specyficzne podejście do dżentelmeńskości. To filmy z klasą, ale i bardzo wciągającą fabułą. Co też ciekawe często nawiązuje do interesujących epizodów z najnowszej historii Zjednoczonego Królestwa. Tutaj udało się wymyślić oryginalne spojrzenie na wydarzenie, które z punktu widzenia demokracji liberalnej nie powinno mieć miejsca. Oryginalność polega na spokojnym do bólu narracyjnym tonie wmieszanym w lekkie i ciepłe aktorstwo z którego absolutnie nie wynika, że mamy do czynienia z jakimś „łowcą zła”.
Hugh Grant tworzy kreację, która ma w sobie klasyczne ciepłe spojrzenia, ale jednak połączone z elementami psychopaty. Z jednej strony widać w nim postępowe ideały, ale z drugiej możemy odnieść wrażenie, że dla kariery jest w stanie poświęcić sporo. Także ukrycie mrocznych momentów z swojej przeszłości. I to za wszelką cenę.
W serialu nie widać nic z raczkującej rewolucji kulturowej, jaka miała miejsce pod koniec lat 60-tych. Uchwycono tylko element uprzywilejowanej klasy średniej. Ta ciepła wersja ludzkiej egzystencji nie może jednak podlegać negocjacjom. I tu rodzi się gratka dla widzów. Bo ta niepewność „bogatych” powoduje, że są w stanie sporo poświęcić, by było tak jak jest. Nikt tej uprzywilejowanej pozycji nie może odebrać. I tyle! A w serialu powoli zauważamy, co się stanie, gdy ta nienaruszalna opowieść zostanie naruszona. A jest to pokazane w bardzo ciekawy sposób!
Tak mnie ciekawi, że skoro masz wolny 5 tag, to mogłeś użyć np. sp-group i wspomóc swoją organizację
W miarę możliwości staram się wszystkich wspierać. Dla dobra wszystkich.
I kolejna ciekawa produkcja, którą pasowałoby poznać :) Znów mnie zachęciłeś do oglądania swoim tekstem :D
A ja dalej mam za mało czasu :(