"Brud" - bezkompromisowo o seksie narkotykach i rock n rollu...
Po cukierkowym „Bohema Rapsody” miałem nieodparte wrażenie, że chyba jednak coś się skończyło. Biografie muzyczne mimo, że często są klepane na jedno kopyto to jednak maś w sobie pewnien nostalgiczny urok, bo z wieloma utworami pojawiającymi się na ekranie się zwyczajnie identyfikujemy. Tu jednak zabrakło rockowego pazura i chyba wielu poczuło się lekko zawidzionych. A przecież zanim powstał ten film była już elektryzująca biografia „The Doors” czy też znakomity „Ray”. Ale nic, bo szybko okazało się, że są jeszcze twórcy, którzy pamiętają hasło „Seks, drugs and rock n roll” :)
Na platformie „Netflix” zadebiutował film „Brud”, który jest adaptacją książki pod tym samym tytułem. Za jego realiazcję odpowiada Jeff Tremaire, który wcześniej realizował dzieła typu „Jackass”. Ale może to właśnie dlatego ten film ma tak wielkie... jaja. Realizacyjnie jest znakomicie – ujęcia i akcja poruszają się dynamicznie, aktorzy tworzą ciekawe charaktery. A co najważniejsze cały czas widzimy to co było ich kwintesencją: prochy, kobiety i szalone zabawy to dynamiczne odzwierciedlenie charakterów naszych bohaterów. Tu nie ma kompromisów, tu jest na ostro. A nam widzom bardzo się to podoba.
Co ważne – film będący luźnym odzwierciedleniem kariery Mötley Crüe robi wrażenie lekkiej beki. Członkowie kapeli wydają się mówić: patrzcie na nas, patrzcie na współczesnych... Kto potrafi żyć rockowo? Choć ich i tak przebił Ozzy Ozborne (tej sceny z filmu nie opowiem...)
Twórcy filmu zdobyli się w nim również na pewną refleksję. Każdy z bohaterów coś traci. Każdego coś mocno zabolało, a szalony hedonizm nie był w stanie im tego zrekompensować. To robi wrażenie, ma w sobie dużo absolutnego nastroju zmierzającemu ku dobremu. Rock powoli dogorywa. Ludzie wolą pop lub Hip-Hop. Ale stare tuzy to wciąż żywe legendy. Bo żyły ze sprzedaży płyt, a nie reklamowania płynu na pryszcze. To dawało im dużą dozę wolności. I w tym filmie pięknie go wyłowiono.
Do nadrobienia. Oglądałeś z muzycznych dokumentów "Ewolucję hip-hopu" na Netflixie?
Oglądałem kilka pierwszych minut - rozumiem, że warto?
Miałem nadzieje sięgnąć Twojej opinii. Słyszałem dobre słowa o tym dokumencie, a sam dopiero się przymierzam.
Mam ten film na radarze i celowniku. Fajnie, że w sumie to nie spoilerujesz - bo piszesz o wszystkim czego oczekuję i spodziewam się po tym filmie :-D.
Oczywiście, że nie spoileruje :) Strasznie mnie to w wielu tekstach wkurza, jak ktoś mi film opowiada, zamiast opisać swoje odczucia ;)
Kolega z pracy również polecał - dodaję go do swojej listy.
Czemu brakuje tagu #polish? Musiałem zaobserwować, bo ostatnich tekstów nawet nie widziałem, bez polish pozbywasz się zasięgu, bo mało kto przegląda po tagach ostatnio.