W powodzi lajków - parę słów o social media

in #pl-artykuly6 years ago (edited)

Kiedyś strony internetowe były proste, niewinne i przyjazne. Statyczny kontent składający się co najwyżej z tekstu i obrazków, w ten czy inny sposób tłumaczył co autor serwisu chciał nam przekazać. Współcześnie internet jest o wiele bardziej niebezpiecznym miejscem - składa się z okradających nas z każdego skrawka informacji serwisów, w których jest tyle ludzi, że brakuje miejsca na nas samych.

Znajoma ostatnio namówiła mnie do założenia Instagrama. Po pierwszym dniu korzystania z niego stwierdziłem, że to był koszmarny błąd - teraz chodzę jak cholerny japoński turysta i napierdalam zdjęcia wszystkiemu co się da, na ogół dodając do tego jakiś mniej bądź bardziej zgrabny opis.

Moi znajomi, bliżsi i dalsi, zareagowali natychmiastowo - z ciekawością dźgają kijkiem Poznania, a nawet Łodzi, te fragmenty swojego życia które wystawiłem na widok publiczny.

I to jest właśnie siła social mediów.

Ludzie na ogół mają bardzo ograniczony repertuar rozmów - na ogół skupiają się na tym, że Zrobili Rzecz X, bądź Rzecz X+1 Planują Zrobić. Bardzo rzadko rozmawiamy z kimś korzystając z samej abstrakcji, która dodatkowo pojawiła się poprzez jakieś dzikie samorództwo, Deus Ex Machina, nie wyrastając z czegoś co Jest bądź Było.

Nie będę wspominał o ostatnich aferach z wyciekami danych, czy co korporacje, które wiedzą o nas więcej niż my sami, robią ze swoją wiedzą. Bardziej chcę skupić się na tym, co ja, jako japoński turysta robiący zdjęcia losowym przedmiotom na ulicy, robię, w czym uczestniczę, dlaczego jest to ważne od mojej strony.

Social media i internet są dla mnie katalizatorami więzi społecznych, równie dobrymi co alkohol - a może i lepszymi.
Pracowałem w wielu miejscach i niesamowite jest to, jak lepiej poznawałem ludzi tam, gdzie była porządna, wewnętrzna firmowa komunikacja, zazwyczaj realizowana za pośrednictwem slacka. Nic nie zbliża ludzi tak jak wspólny ekshibicjonizm i informowanie o rzeczach które (w przypadku pracy - rzekomo) zrobili, bądź planują zrobić. Pozbawieni środków przekazu dużego kalibru jesteśmy zmuszeni do interakcji z innymi ludźmi twarzą w twarz - i swoim zasięgiem udaje nam się objąć jedną osobę, góra kilkanaście jeśli ta przekaże INFORMACJĘ znajomym.
Social media posiadają grawitację. Raz złapani w ich potężne pole przyciągania nie jesteśmy w stanie uciec i wchłania nas ogromna ludzka biomasa, zmieniając nas w kolejny łańcuszek gigantycznej sieci powiązań, wciągając za nami naszych bliskich, krewnych, zwierzęta domowe i brody. Wszystko co tam udostępnimy staje się przedmiotem zainteresowania całego świata, który wpraszamy do swojego życia. Możemy żreć posiłek razem z milionami, a jakiś anonimowy Chu Wei Quo z prowincji PingPongPak nie będzie mieć problemów żeby oglądnąć fotki z naszego popołudniowego treningu.

Social media są także jak kasyno. Wszystko zmienia się w jeden niekończący się potok lajków, komentarzy, zdjęć. Złapani, dzięki brudnym sztuczkom twórców serwisów, użytkownicy niczym nieme zombie raz po raz scrollują swój newsfeed z góry w dół i z dołu w górę, wpierdalając odpowiednik hotdoga w karmelu z szwedzkiego stołu wypełnionym kulturowym, informacyjnym fast foodem. Wchłaniamy tony bezwartościowych pustych informacji, shitpostu - fajnie być częścią życia innych ludzi, ale co z tego, skoro ich życie jest przerażająco nudne?
Oh, chwila, ktoś coś skomentował – sprawdzę powiadomienie.

Nie uważam jednak marnowania czasu w ten sposób za coś złego, wręcz przeciwnie! Nie jest to może najbardziej rozwijająca rzecz na świecie, ale pomaga poznawać ludzi, budować kontakty, czasami wyrywać strzępki ciekawych informacji o tym co ich interesuje. Pewien filozof stwierdził kiedyś, że pół życia marnujemy na bezczynność, a całe - na robieniu nie tego co się powinno. Zgodzę się z jego stanowiskiem, jednak powiem więcej - mamy pewną skończoną ilość czasu, której nie wykorzystamy produktywnie, bądź produktywnie wykorzystać nie możemy, bo odbije się to negatywnie na naszej wydajności. I tylko od nas zależy, jak ten czas wykorzystamy - czy będzie to oglądanie filmów, zaglądanie w życie naszych znajomych, czytanie książek czy zwykłe, proste, wręcz prostackie, leżenie do góry brzuchem.
Wtrącając pewną dygresję - osobiście uważam, że nie ma sensu wartościować - najważniejsze jest przeżywanie życia i mieć ludzi z którymi można przeżywać.

Problemem jest też to, że kiedy mamy ludzi, prędzej czy później jeden z nich robi się ważniejszy. to naturalna kolej rzeczy - gdy dana osoba zaczyna się wypowiadać, udzielać w społeczności, staje się coraz bardziej rozpoznawalna. Zdobywa wówczas autorytet, władzę, na którą wielu ludzi nie jest gotowych - nawet gdy jego pozycja we stadzie nie ma żadnego przełożenia na władzę realną. Człowiek skupiający wokół siebie wielu innych ludzi jest w stanie swoimi działaniami, często nieprzemyślanymi, trząść całą społecznością, generować dramy, psuć życie ludziom w których rzuca (mniej bądź bardziej słusznymi) oskarżeniami, skazywać na ostracyzm. A bardzo często zdarza się, że ludzie obdarzeni dużym kredytem zaufania nie są zdolni do piastowania zaszczytnej funkcji w (mikro)społeczeństwie.
Przypomina się tutaj anegdota Kirsta wspomniana w 08\15 - opowiadał tam o poczmistrzu, zacnym człowieku, który gdy został zwerbowany i dostał stopień kaprala, zmienił się w nadużywającego swojej pozycji sadystę.
Dlatego małe fora często padały - kiedy główne spoiwa społeczności zaczynają wirować, psując cały (w tym wypadku - niezbyt długi!) łańcuch powiązań, ludzie zaczynają uciekać jak najdalej. Dlatego też reddit i facebook są tak koszmarnie popularne - kiedy jedna mikrospołeczność przestaje nam odpowiadać idziemy do drugiej, jednocześnie ciągle zachowując kontakt z znajomymi. Nie wymaga od nas podejmowania trudnych decyzji - przejście z grupy/subredditu A do grupy B to kwestia sekund, a nic nas przecież to nie kosztuje. A przecież wszyscy kochamy podejmować decyzje które nie wymagają żadnego wysiłku, prawda?

Oczywiście, te procesy zachodzą także naturalnie - jednak internet pozwala nam rozprowadzać swoje ego po internecie, mieszając go jak zupę z "Ja" innych ludzi. Procesy które normalnie poznajemy w trakcie trwania znajomości przez miesiące czy lata, tutaj trwają ułamki sekund - dosłownie dostajemy chamsko życiem innych ludzi prosto w nasz durny, ciekawski ryj.

Ratunkiem - wobec bliżej niezidentyfikowanego problemu - wydają się społeczności anonimowe, gdzie każdy może być każdym, ty mną, a ja tobą. Niestety - nawet one nie zapewniają całkowitego ukrycia samego siebie. Na anonimowych forach obrazkowych ludzie zaczynają rozróżniać współautorów postów, bądź wiązać ze sobą kolejne anonimowe komentarze. Nie mówiąc o tym, że poszczególne działy mają całkiem bogaty, acz zaskakująco spójny charakter zbiorowy.

Ludzie nie są przystosowani do przetwarzania w pełni anonimowej, pozbawionej kontekstu i autora wypowiedzi. Kto coś powiedział, to pierwszy filtr czy warto coś sprawdzić, a forma wyznacza odbiór - inaczej odbierzemy ";)" napisane na twitterze przez Trumpa, a inaczej gdy zrobi to Pani Grażynka spod piątki.

I to są właśnie social media. Może i wykorzystamy naszą podwyżkę na rozwój relacji społecznych, ale po cholerę, skoro z tymi ludźmi są same problemy?


Obrazków użyczył zmarły już, niestety, Kazimierz Malewicz.
https://commons.wikimedia.org/wiki/Category:Kazimir_Malevich


Tekst luźno nawiązuje do Tematu Tygodnia "1990 w informatyce"

Sort:  

de facto kiedyś wszystko było bardziej prostsze i moim zdaniem często często lepsze chociażby biorąc jakość.

Teraz jest więcej jakościowych treści niż kiedykolwiek. Internet to gigantyczna skarbnica wiedzy, która tylko czeka na swojego zdobywcę - jedynym wyzwaniem jest wypatrzenie wartościowych rzeczy w tłumie :).

Bardzo głęboki i ważny tekst.
Gratuluję

Coin Marketplace

STEEM 0.18
TRX 0.15
JST 0.028
BTC 63064.93
ETH 2468.39
USDT 1.00
SBD 2.55