Uważaj, bo Ci żyłka pęknie!

in #pl-artykuly6 years ago (edited)

Przychodzi czasem taki moment, że pęka ci żyłka - ostatnia z dostępnych na dany czas żyłek bezpieczeństwa. Nieistotne z jakiego powodu - może rozbiłeś swój ulubiony kubek, uderzyłeś się w palec czy usłyszałeś o jedno słowo za dużo.

Ważne, że padł ostatni bezpiecznik, do czary goryczy wpadła ostatnia kropla.

Reakcje na przeciążenie systemu są różne, często wywołują szok otoczenia.

.... taki spokojny chłopak!
.... co jej strzeliło do głowy?
.... dlaczego?

Mało kto rodzi się furiatem, psychopatą czy samobójcą – najwięcej zależy od tego, jaki bagaż wyniesiemy z dzieciństwa. To wtedy na nasz komputer pokładowy wgrywane są najważniejsze programy.

Dostaniesz gówniane oprogramowanie – będziesz się borykać z życiem jak z największym wrogiem, na każdym zakręcie pytając płaczliwie: dlaczego mnie się to zawsze przytrafia? (z akcentem na MNIE).

Wgrają ci towar z najwyższej półki – nie będziesz wiecznie zadawać retorycznych pytań Bogu i biadolić. Nie będziesz powtarzać jak mantrę: taki los, życie się na mnie uwzięło, co ja mogę zrobić, ludzie są podli, życie jest ciężkie. Będziesz działać.

Pamiętaj – nigdy nie jest za późno na zmianę oprogramowania. Przekonania, które ci towarzyszą "od zawsze" nie muszą być prawdą objawioną. Możesz pozbyć się śmieci.

Na podobny bodziec każdy z nas może zareagować inaczej. Nawet najsilniejszy i najlepiej przygotowany do życia człowiek może się ugiąć pod stopniowo zwiększanym ciężarem obowiązków i codziennych problemów.
Nawet ten wyposażony w najlepszy program może się załamać pod wpływem traumatycznych wydarzeń – to nie wstyd.

Istotne jest to, co się dzieje po pęknięciu żyłki.

Czy po nokaucie przychodzisz powoli do siebie, wstajesz i idziesz dalej?
Po chwilowym szoku podnosisz pięści do obrony?
A może bierzesz giwerę i strzelasz do przypadkowych ludzi na ulicy?

Kilka dni temu odświeżyłam znajomość z dwoma filmami, które niegdyś zrobiły na mnie ogromne wrażenie. Lubię czasem wracać do tych ulubionych i sprawdzać, czy odbiorę je podobnie jak 10 czy 15 lat temu. Często dopiero wtedy uświadamiam sobie, jak bardzo się zmieniłam.

Przypadek to czy nie, oba filmy ukazują człowieka doprowadzonego do ostateczności. Człowieka, który pomimo ogromnej presji psychicznej, zawsze ma wybór.

Chociaż... ale o tym później.

Uwaga, będą spoilery!

Porozmawiajmy o Dolores

Pierwszy obraz, Dolores Caiborne w reżyserii Taylora Hackforda, został nakręcony na podstawie powieści Stephena Kinga o tym samym tytule. Nie jest to jednak horror, których z założenia nie oglądam, a thriller psychologiczny – dzięki temu udało mi się poznać choć jedną adaptację tego popularnego pisarza.

Tytułowa Dolores (rewelacyjna Kathy Bates), to zgorzkniała, zaniedbana i gburowata kobieta w średnim wieku, mieszkająca w małym miasteczku na końcu świata. Od samego początku irytuje i wzbudza niechęć. Oskarżona o morderstwo bogatej podopiecznej nie robi nic, by sobie pomóc – kłóci się z policją, jest harda i nieugięta – zero pokory.

Do miasta przyjeżdża jej córka Selena (Jeniffer Jason Leigh), odnosząca sukcesy dziennikarka – od samego początku widać, że do matki ma stosunek co najmniej niechętny. Słuchając trudnych rozmów między nimi powoli poznajemy przyczyny tej niechęci. Jednocześnie, podczas licznych retrospekcji, przenosimy się do dramatycznych wydarzeń mających miejsce 18 lat wcześniej.

Wtedy Dolores miała jeszcze męża o imieniu Joe. Wrednego, zapijaczonego dupka. Mistrzostwo świata w tym filmie polega na tym, że w jedynej scenie przemocy fizycznej zawarto wstrząsające spectrum relacji z psychopatą.

Wspólne żarciki i śmiech, w tej samej sekundzie brutalne uderzenie ogromnym kawałkiem drewna, po czym oprawca spokojnie oddala się mówiąc: dlaczego mnie do tego zmuszasz? i zasiada w fotelu przed telewizorem.

To wszystko w czasie, gdy nastoletnia córka bawi się w swoim pokoju. Gdy schodzi na obiad, matka skamieniała z bólu obserwuje, jak mąż przekomarza się wesoło z dzieckiem...

W kolejnych scenach Dolores udowadnia, że nie jest typową ofiarą. Owszem - wiele znosi, ale potrafi się odgryźć jak wściekła lwica. Gdy oglądałam ten film po raz pierwszy byłam olśniona. Niejasne wcześniej przeczucie, że przecież kobieta może się chyba "jakoś" bronić zostało zobrazowane i potwierdzone. Ma prawo, wręcz obowiązek, bronić się w KAŻDY dostępny sposób.

Można by uznać, że to jest właśnie ten moment, gdy mojej bohaterce pękła ostatnia żyłka. Okazało się, że nie!

Wiedząc, że może liczyć tylko na siebie podejmuje pracę u snobistycznej i wymagającej Very. Odkłada do banku każdy grosz na edukację córki, pragnie dla niej lepszego losu niż ona sama doświadcza. W międzyczasie ze stoickim spokojem znosi męża, który od pamiętnej sceny ogranicza się „tylko” do przemocy słownej. Ma swój cel, do którego dąży niezależnie od okoliczności.

Przychodzi jednak dzień, gdy okoliczności zaskakują i miażdżą twardą jak skała Dolores - przypadkiem dowiaduje się, że być może jej mąż molestuje Selenę. To tylko podejrzenie, ale jej wystarczy – tego samego dnia idzie do banku po oszczędności, by wraz z córką rozpocząć nowe życie. Tam okazuje się, że mąż bezprawnie wybrał pieniądze z książeczki Seleny.

Bez pieniędzy, bez perspektyw, w świecie, gdzie słowo jej męża jest więcej warte niż prawo... wydaje się, że właśnie nadszedł kres jej wytrzymałości.

Niespodziewaną sojuszniczką okazuje się Vera, pracodawczyni bohaterki. O nie, nie daje Dolores pieniędzy, nie wspiera w walce z systemem. Sama wiele przeszła i potrafi dbać o własne interesy, doskonale wie, jak to robić.

„Wypadek, to najlepszy przyjaciel nieszczęśliwej kobiety, Dolores”

Dolores jeszcze się waha, wątpi, lecz w głębi duszy wie, że nie ma wyjścia.

„Czasem... czasem trzeba być bezwzględną suką, żeby przetrwać” mówi jej Vera i daje nadprogramowe wolne, by mogła „spędzić czas” z mężem podczas oczekiwanego zaćmienia słońca. Wręcza jej na tę okazję torby wypchane alkoholem. Choć żadna z nich nie podejmuje tematu wprost, wszystko jest jasne.

Dolores jest wojowniczką. Upada, lecz zaraz się podnosi. Jest uczciwa i pracowita. Potafi być uległa i kochająca, lecz gdy trzeba - rzuca się do gardła. Bierze na siebie ciężar dla wielu nie do udźwignięcia, by ochronić córkę. Ostatecznie, po wyjaśnieniu niedomówień z Seleną i wierząc, że córka poradzi sobie w życiu, decyduje się ponieść konsekwencje popełnionego przed laty czynu.

A co na to William "D-Fens" Foster?

Jakże inne okoliczności. Rozwiedziony mężczyzna mieszkający z matką. Tęskni za żoną i córką, niedawno zwolniono go z pracy. Oto bohater filmu Upadek (reż. Joel Schumacher) - świetna rola Michaela Douglasa.

Film uwypukla nie tylko problemy jednostki, ale i zachodniej cywilizacji wogóle. William podróżując przez miasto konfrontuje się z wieloma trudnymi aspektami życia w wielkim mieście: korki, hałas, bezdomni i chorzy na ulicach, bandyci, powszechna głupota i absurd, wyśrubowane ceny, bezczelni żebracy, brak pieniędzy sprowadzający człowieka do parteru, świry i w końcu dzieciaki znające się na obsłudze bazuki...

"Chcesz zobaczyć chorobę? To przejdź się po mieście!" - mówi główny bohater do swego rozmócy.

Jednak to na nim, a nie na problemach społecznych skupiła się moja uwaga. Bohater - człowiek można by rzec doprowadzony do ostateczności, ofiara okoliczności. O ile na początku historii miałam jeszcze trochę współczucia dla tej postaci, to wraz z postępem akcji moja sympatia szybko topniała.

Tak - przeszedł swoje. Stracił rodzinę i pracę. Pragnie zobaczyć się z córką w dniu jej urodzin, a świat jak na złość rzuca mu kłody pod nogi.

Ale jakoś tego nie kupuję.

Po pierwsze - to nie jest zwykły, miły facet. Z rozwoju sytuacji wynika, że była żona się go obawia. William ma zakaz zbliżania się do niej i córki, ponieważ nie respektował wcześniejszych ustaleń co do spotkań z dzieckiem. Nachodził je i nękał. Wprawdzie nigdy nie posunął się do przemocy, ale bywał porywczy. Nawet matka bohatera nie czuła się w jego towarzystwie komfortowo.

Po drugie - z całego filmu nie wyłapałam ani jednej sensownej autorefleksji głównego bohatera. Gdy akurat czegoś nie rozwala, to narzeka. Ględzi, jak ten świat jest beznadziejnie urządzony, albo użala się nad sobą przerzucając całą odpowiedzialność za swe niepowodzenia na innych. Od miesiąca nie ma pracy, lecz słyszymy jedynie wyrzekanie na tych, którzy go zwolnili. Jest oburzony, że chirurg plastyczny zarabia bajońskie sumy. Demoluje sklep, bo mu się nie podoba cena za puszkę coli...
Owszem, świat mu nie pomaga w tej wędrówce... ale i on ewidentnie dąży do konfrontacji, wręcz często ją prowokuje.

Mówi: "przekroczyłem punkt, od którego nie ma odwrotu". Tak słaba wymówka, że aż mnie zemdliło. Zero odpowiedzialności za siebie - swoje czyny i życie. Facet umościł się wygodnie w roli ofiary... Myśli tylko o sobie. W jego miejskiej odysei nie chodzi o córkę, o jej uczucia czy dobro. Liczy się tylko to, że ON CHCE zobaczyć dziecko, bez względu na konsekwencje dla obojga.

Terroryzuje byłą żonę przez telefon napawając się jej przerażeniem.

Wyładowuje na oślep nagromadzoną frustrację.

Swoim zachowaniem wywołuje przerażenie u córeczki.

Na końcu popełnia pośrednie samobójstwo - swoim zachowaniem prowokuje policjanta do oddania strzału.

Pewnie, najlepiej zasrać życie sobie, paru innym osobom i uciec. Niech inni sprzątają!

Główny bohater w mojej opinii ma bardzo silny rys psychopatyczny, w związku z tym zastanawiałam się przez chwilę, czy on miał wybór. Czy mógł zareagować inaczej na pękniętą żyłkę?
Wydaje mi się, że tak. On dobrze wiedział co robi. Psychopaci nie są osobami niepoczytalnymi i jako takie ponoszą odpowiedzialność za swe czyny.


Dolores i William - oboje pod presją dopuszczają się zbrodni.
Dolores wychodzi z tego zwycięsko, William zalicza prawdziwy upadek. Tak ja to widzę.


Zgłaszam post do konkursu #temaTYgodnia #28, temat 1


Kadry i cytaty filmów wykorzystane na prawie cytatu






Sort:  

Uderzyła mnie ta parabola z oprogramowaniem. Obłędnie prawdziwe. Nie oglądałem żadnego z tych filmów, choć wydaje mi się, że widziałem Dolores Claiborne gdzieś przechodnio, mimochodem.

Mózg jest trochę jak komputer... nie potrafię z marszu przytoczyć odpowiednich źródeł, ale czytałam sporo na ten temat - że mózg dzieci do siódmego roku chłonie jak gąbka, tworzy się w tym czasie jakby matryca, według której człowiek potem myśli, działa i odczuwa. Matrix może być więc wielowymiarowy, jak widać :)

Co do analogii z oprogramowaniem Ja kiedyś miałem taką teorie że są ludzie z wgranym Windowsem i ludzie z Linuxem. Ci pierwsi nie zrobią dla nas niczego za darmo bo przecież ich życie jest ciezkie i muszą za coś żyć, ciągle maja blue screeny, są niestabilni, łapią wirusy byle gdzie i coś im się pierniczy ale są bardziej popularni i przez to mają więcej możliwości których jednak często nie potrafią wykorzystać.

Ci drudzy są odporni na wirusy, stabilni i otwarci ale mało popularni więc życie ciągle daje im w kość. ale mimo tego nie poddają się i wciąż tak jak linux rozwijają się dążąc do perfekcji. Potrafią też nieść pomoc bliźnim za darmo mimo własnych problemów i bez żadnych zobowiązań.

Po przeczytaniu tego artykułu doszedłem do wniosku że ta analogia jednak doskonale oddaje to o czym piszesz ;)

No coś w tym jest :D Mam nadzieję, że tylko mój komputer ma windowsa!

Dolores Claiborne nie oglądałem, ale oglądałem Upadek... Doskonale opisałaś postać głównego bohatera (a może antybohatera ? ) Film ten wywarł na mnie ogromne wrażenie (kiedyś) i może najwyższy czas, żeby też sobie go przypomnieć i sprawdzić, jak będzie teraz ?

Zachęcam... można dojść do ciekawych wniosków :) Choć jednocześnie pojawia się tyle nowych, ciekawych tytułów... czasem nie wiadomo, za co się brać

Świetny wpis!

Pierwszego filmu nie znam (ale już jest na mojej liście zainteresowań :) ), za to "Upadek" bardzo mi się spodobał. Główny bohater to na pewno nie jest typ dobrego faceta, który w pewnym momencie po prostu się mocno wkurzył. Widać, że w nim ta złość na cały świat rosła od dawna, aż w końcu "żyłka pękła", jak to trafnie określiłaś.

Dziękuję!

Upadek jest bardzo dobry, wielowymiarowy... wyjątkowo tym razem skupiłam się tylko na głównym bohaterze... zaszedł mi za skórę :)

a Dolores bardzo polecam, jest bardzo mroczna, choć to nie horror... tam czuć namacalne zło przebrane w przeciętną ludzką skórę. Podobno sam King chciał, by to właśnie Kathy Bates ponownie zagrała w ekranizacji jego powieści... i się nie pomylił :)

Jeśli chodzi o porównanie ludzkiego umysłu do oprogramowania to znam to i sam używam.
Od razu przypomniała mi się książka Anthony'ego Robbins'a pod tytułem "Obudź w sobie olbrzyma" bardzo polecam.

Coin Marketplace

STEEM 0.30
TRX 0.12
JST 0.033
BTC 63898.89
ETH 3129.16
USDT 1.00
SBD 3.90