Wrocław - Madonna pod jodłami cz. 1

in #pl-artykuly7 years ago

Część pierwsza czyli o tym co na obrazie

To jest ten moment. Stoję na bulwarze Piotra Własta i patrzę w stronę Ołbina. Mam wrażenie, że Ostrów Tumski właśnie się wypiętrza, a ja karleję. Wieże katedry, ciemne mury kościoła na Piasku, strzelista kolegiata, stare, pełne powagi kamienice przyglądają mi się z wysokości wieków. Delikatny podmuch wiatru zaczyna się zmieniać, wzbiera na sile, tężeje. “Wieczne średniowiecze” przemawia do mnie z mocą, a ja chłonę to piękno całym sobą wzruszony, zaskoczony, niezdolny zebrać myśli. Jest poranek pierwszego marca anno domini 2015 i przypominam sobie dlaczego Wrocław to jedno z najpiękniejszych miast w Polsce. Nie spędzę tu jednak dużo czasu. Nie mogę. Ona czeka…

Zawsze interesowali mnie ci twórcy, których życie i działalność były odbiciem czasów i miejsc w jakich żyli. Cenię i szanuję wszystkich ponadczasowych czy ponadnarodowych, ale sympatię mam tylko dla tych zakorzenionych. Wrośniętych żywotami w państwa czy dziejowe niepokoje. Może właśnie dlatego przedkładam Flamandów nad Włochów? Z Cranachami sprawa jest nieco bardziej skomplikowana. Obaj to dzieci swoich czasów - bogaci stateczni mieszczanie, co choć porwani wiatrem reformacji nie wahali się namalować czegoś dla papistów. Pieniądz nie wyznaje przecież żadnej religii. Można więc było „machnąć” Madonnę dla katolików, można było „Diabła srającego mnichami” dla kacerzy. Takie czasy, taki kraj. Dlaczego jednak Cranachowie a nie Holbeinowie? Wystarczy spojrzeć na ich obrazy. Chociaż zachwyca mnie „Portret Henryka VIII” czy „Ambasadorowie” to jednak nie znajduję w nich żadnej tajemnicy. Nawet ta rozciągnięta czaszka zestawiona aurą jaka emanuje z obrazów Cranachów, zdaje się jakimś kuglarskim żarcikiem. Popatrzmy. Korowód nagich, wyprężonych, poskręcanych w dziwaczne pozy kobiet. Nieforemne głowy, wydęte usta, główki dziecięce z wysokimi czołami, wściekle rude włosy, skośne prawie mongolskie oczy. Egretki, berety, kapelusze, sztylety, pierścienie, pieczęcie, naszyjniki, diademy, wisiory, łańcuchy, szarfy, pióra, miecze, obcięte głowy. I te maski-archetypy: Salome, Lukrecje, Judyty, Ewy, święte i dziwki. Z całego tego sztafażu wygląda ku nam jedna, zapadająca w pamięć twarz rudowłosej piękności o azjatyckich oczach.

Jest rok 1510. Łukasz Cranach Starszy maluje w darze dla wrocławskiej katedry „Madonnę pod jodłami”. To dopiero początek jego drogi. Malarz jest katolikiem, nikt nie słyszał jeszcze o Lutrze, a Madonna nie ma tego zagadkowego oblicza z późniejszych portretów. Jeśli jednak spojrzymy na starszą o sześć lat „Ucieczkę do Egiptu” porazi nas postęp jaki dokonał się w twórczości Mistrza z Wittenbergi. Uciekająca Maryja techniczne tkwi jeszcze w poprzedniej epoce, ta „spod jodeł” jest na wskroś nowoczesna. Ta starsza jest zalęknioną, niepewną swego losu kobietą. Zdaje się przygryzać wargę ze zdenerwowania podczas gdy jej Syn (tłusty niczym putta do których wyciąga rączki) wyrywa się matce i za chwilę pewnie zacznie płakać. Jakże inna jest Maryja z Wrocławia! Jej twarz emanuje spokojem i pewnością siebie. Ona już się nie boi, całą swą uwagę skupia na Dzieciątku. Spojrzenie jakie mu posyła jest pełne miłości i zaufania, ale i stanowczości. Ręka pewnie chwyta niemowlaka pod pachą (w „Ucieczce do Egiptu” Dzieciątko prawie wysuwa się z rąk przerażonej kobiety). Usta układają się do śmiechu, ale w wyrazie twarzy jest też troska – czy Madonna spodziewa się tego co nastąpi? A może to samo spojrzenie pośle swemu Synowi już za kilkadziesiąt lat w Kanie? Mały Jezus jest spokojny, patrzy w oczy Matki i uśmiecha się niewinnie – tak jak to tylko niemowlęta potrafią.

Nie byłby jednak Łukasz Cranach sobą, gdyby nie zechciał zagrać z nami w zagadki i symbole. Zwróćmy uwagę na szczegóły. W tle, na fantazyjnym krajobrazie przywodzących na myśl Bawarię, widzimy trzy duże drzewa. Z lewej strony na wysokości niewielkiego zameczku rozpościera się korona brzozy. To drzewo symbolizujące czystość, rodzinę i miłość czyli wypisz wymaluj pierwszy plan obrazu. Ale jest też inne znaczenie – starożytni Rzymianie z brzozowych witek czynili facis czyli rózgi liktorskie. Nim przedmiot ten splugawiony został przez faszystów był oznaką władzy. Tej ziemskiej, uosobionej przez człowieka przed którym fascis było noszone. Brzoza z dzieła Cranacha w niczym jednak nie przypomina dumnego drzewa. Przeciwnie, pochyla się przed stojącymi po lewej stronie obrazu jodłami. Jeśli już przy Rzymianach jesteśmy to zwróćmy uwagę na fakt, że jodła poświęcona była Artemidzie, a z jej gałęzi wróżono. Byłaby więc przeciwieństwem zanurzonej w doczesności brzozy. Nas jednak nie interesuje pogańska symbolika, obracamy się już bowiem w zupełnie innym kręgu kulturowym. Ten dendrologiczny przekaz stanie się jasny jeśli popatrzymy na jodłę z punktu widzenia judeo-chrześcijaństwa. Żydzi użyli drewna jodłowego do budowy świątyni Salomona, zaś w księdze Izajasza przeczytać możemy: „Góry i pagórki śpiewać będą waszą chwałę, a wszystkie drzewa polne klaskać będą. Zamiast głogu wyrośnie jodła”. Głóg symbolizował śmierć, jodła więc będzie życiem. Nie tym doczesnym, a tym wiecznym, przyszłym. Jest więc jodła “udrzewnioną” nieśmiertelnością (to przecież drzewo wiecznie zielone). Księga Izajasza przynosi jednak jeszcze inne bardziej frapujące znaczenie tego pięknego drzewa. „Chwała Libanu przyjdzie do ciebie: razem cyprysy, wiązy i bukszpan, aby upiększyć moje miejsce święte. I wsławię miejsce, gdzie stoją me nogi” - pisze prorok, jednak badacze nie są zgodni, jakie drzewa miał on na myśli opisując narzędzie męki Mesjasza (tradycja wiązała ten cytat z zapowiedzią ukrzyżowania). Niektórzy z biblistów twierdzą, że zamiast wiązu w tłumaczeniu powinna pojawić się właśnie jodła. Mamy zatem mistycyzm, miłosierdzie i Krzyż. Co jeszcze? Odpowiedź przynosi kultura ludowa. Na początku XVI wieku Ślązak Melchior Franck zapisał tekst jednej z lokalnych przyśpiewek. Proste słowa i wpadająca w ucho melodia zapewniły jej nieśmiertelność. Mowa oczywiście o jednej z najpopularniejszej z niemieckich kolęd czyli o „O Tannenbaum” (dosł. „O jodełko”). Jednak pierwotna wersja piosenki była inna niż ta śpiewana dziś. Jodła symbolizowała w niej miłość i wierność, trwała bowiem zielona pośród śniegów.

Tyle drzewa. Popatrzmy na obraz raz jeszcze. Jeśli korony drzew połączymy linią prostą, a następnie uczynimy ją podstawą trójkąta to jego ramiona zbiegną się rękach Dzieciątka. A konkretniej na kiści winogron którą mały Jezus trzyma w dłoniach. Co w chrześcijaństwie symbolizują te owoce tłumaczyć chyba nie trzeba. U Cranacha to w nich skupia się sens symboliki obrazu. Jezus i Maryja są jednak skoncentrowani na sobie, jakby nieświadomi tego jak wielkie sprawy krąży wokół nich. Na razie to tylko matka i dziecko – zapatrzeni w siebie, pełni miłości. Na razie.

Część druga tekstu jutro...

Coin Marketplace

STEEM 0.19
TRX 0.15
JST 0.029
BTC 63188.04
ETH 2570.49
USDT 1.00
SBD 2.79