Helena Jedlińska - wielka bohaterka spod Auschwitz. Zupełnie zapomniana

  Mieszkam w Oświęcimiu. Każdy zna to miejsce w sumie z jednej prostej przyczyny – były niemiecki obóz zagłady Auschwitz – Birkenau. Mało kto jednak zna historię bohaterskiej postawy mieszkańców ziemi oświęcimskiej, która niosła pomoc więźniom obozu. To co najmniej 1200 nazwisk (ustalonych przez ekspertów). Kilka historii  robią na mnie niezwykłe wrażenie. Jedną z nich jest historia zapomnianej niezwykłej bohaterki Heleny Jedlińskiej i jej rodziny. To właśnie w jej stodole ukrywali się więźniowie po ucieczce z obozu. Było to miejsce nieprawdopodobne. Bo wszyscy, którzy się w nim schronili mieli szczęście przeżyć. Często słyszymy tym, że nie potrafimy budować świetnych opowieści na bazie historycznej. Nieznajomość takich postaci to niestety potwierdza. Ale przejdźmy do sprawy głównej.

    
Mieszkańcy obserwowali terror wobec więźniów KL Auschwitz – Birkenau, ale niejako musieli z nimi także współpracować (wspólne prace itp). To budziło niezwykłe odruchy. Pomoc dla więźniów KL Auschwitz przebiegała na dwóch płaszczyznach. Z jednej strony były to akcje spontaniczne, bardzo indywidualne lub w niewielkich grupach (często rodzinnych). Z drugiej strony organizowane przez zgrupowania konspiracyjne wchodzące w skład krajowych struktur ruchu oporu. Te dwie płaszczyzny pomocy wzajemnie się przenikały. 

Zaangażowanie polegało na dostarczaniu pożywienia, środków opatrunkowych, lekarstw, komunikatów, naczyń liturgicznych, ciepłej odzieży. Pośredniczono także w przekazywaniu grypsów, korespondencji do rodzin. Zalążki konspiracji zaczęły się tworzyć już w 1939 roku, na wiosnę 1940 powstał Obwód Oświęcimski Związku Walki Zbrojnej (od 1942 Armia Krajowa). W jej ramach powstał Komitet Niesienia Pomocy Więźniom Politycznym Obozu Oświęcimskiego. Kiedy komendant Obwodu, Alojzy Banaś ps. Zorza został aresztowany i rozstrzelany w KL Auschwitz, jego miejsce zajął Jan Wawrzyczek ps. „Danuta”. W ten sposób na szersze wody wypłynął oddział Armii Krajowej „Sosienki” pod jego dowództwem. Osoby, które znalazły się w tym oddziale trafiały do niego głównie z polecenia, a także z przypadku. Z racji omawianego terenu na którym przyszło im walczyć należy podkreślić, że działalność w nim była mniej oficjalna, niż w wielu innych polskich jednostkach oporu przed Niemcami – „…nie mogła to być działalność partyzancka taka jak oddziału Hubala czy Brygady Świętokrzyskiej. Tutaj musiał być ktoś stąd, który nie tylko rozumie realia okupacyjne, ale także potrafi  wciągnąć w działalność bardzo zaufanych ludzi” – zaznaczył znawca tematyki „Sosienek” Marcin Dziubek. Niektórzy zaangażowali się  w działalność „Sosienek” bardzo rodzinnie.  Jak rodzina Jedlińskich, która zamieszkiwała znajdującą się w pobliżu wieś Bielany.  

Matka Helena, ojciec Jan i ich siedmiu synów w nurt partyzancki zaangażowali się bardzo aktywnie. Wszyscy byli członkami oddziału partyzanckiego „Sosienki”. Jak ironiczne wspomina Marcin Dziubek, w czasie II wojny światowej „…nawet pies w tym domu miał patriotyczne nastawienie, bo szczekał tylko na Niemców”. Punkt ten w żargonie partyzanckim nazwano „Orle Gniazdo”. Jak wspomina Wawrzyczek „…nie ma prawie więźnia któryby bezpośrednio lub pośrednio nie skorzystał z tej meliny”. „Orle Gniazdo" pełniło wielorakie funkcje, począwszy od miejsca lotnego sztabu dowództwa obwodu oświęcimskiego AK, dowództwa oddziału „Sosienki" do głównego punktu przejmowania więźniów obozu Auschwitz i bazy przerzutowej do Generalnej Guberni czy oddziału partyzanckiego „Garbnik". Potwierdzają to liczne relacje, między innymi członkini „Sosienek” Zofii Gabryś, która zdała oświadczenie do Muzeum KL Auschwitz  na temat swojej działalności opisała jedną z typowych akcji, mających na celu uwolnienie więźniów obozu. Akcja rozpoczynała się od odgwizdania umówionej z więźniami wcześniej melodii (najczęściej jedna z popularnych kolęd), następnie więźniowie odchodząc od wykonywanej pracy wchodzili w głąb lasu, gdzie byli przejmowani i przetransportowywali do domu Jedlińskich. Stąd czekali na następnych łączników, którzy przemycali ich w dalsze miejsca.    

Jan Wawrzyczek mówiąc o Helenie wspomina, że była to „… wybitnie dobra i szlachetna kobieta, gorąca patriotka, orędowniczka pomocy więźniom”. Prezentując listę „najbardziej zasłużonych dla akcji „Pomocy Więźniom Oświęcimia” wymienia ją na pierwszym miejscu. Przez więźniów, którym pomogła i żołnierzy Armii Krajowej, nazywana była „mamą”. Brało się to być może stąd, że po ucieczce i przetransportowaniu ich do domu Jedlińskich zazwyczaj byli już więźniowie obozu koncentracyjnego byli witani przez nią niemal zawsze tak samo. Na początek dostawali jedzenie. Było to coś ciepłego (z namiastką tłuszczu) plus ciepła kawa lub mleko. Zainteresowanych po przejściu z domu do stodoły częstowała papierosem. Dzięki stanowczości i łagodności charakteru Jedlińskiej udawało się wytworzyć wśród uwolnionych atmosferę spokoju i bezpieczeństwa. Była ona niezwykle potrzebna, bo dom Jedlińskich w czasie okupacji znajdował się w centrum wsi i to, że prężnie działał w nim ruch oporu było jedną z pilnie strzeżonych tajemnic. Tajemnica była potrzeba, gdyż niemal cały czas przebywali w okolicach Niemcy. W okolicy znajdowała się karczma (choć właściciel był członkiem „Sosienek”), która mogła ściągnąć uwagę wielu ciekawskich, którzy mogliby wykorzystać swą wiedzę do zdekonspirowania „Orlego gniazda”.    Jej mąż, należący do organizacji trzy lata, uchodził za osobę, znającą się na zdobyczach ówczesnej techniki. Naprawiał między innymi stację radiowo-nadawczą, która służyła oddziałowi do przekazywania Londynowi informacji o działalności obozu oświęcimskiego. Przez pewien okres czasu stacja znajdowała się na terenie domu Jedlińskich. Wykonał aranżację stodoły, tak by w miarę bezpiecznie ukryć uciekających więźniów. Przekształcił znajdujący się na jej terenie piec chlebowy w taki sposób, by uciekinierzy mogli w miarę swobodnie ukrywać się przed potencjalnym. Synowie Jedlińskich zajmowali się głównie łącznością. Urodzeni w latach 1919 – 1931. Stanisław przekazywał informację od „Sosienek” do Komendy Głównej AK. Augustyn, poprzez pracę w lokalnej kopani Brzeszcze przekazywał meldunki od więźniów. Eugeniusz uczestniczył w odbiorze uciekających więźniów. Jan (najmłodszy, członek „Szarych Szeregów”) i Mieczysław brali udział w akcjach „Sosinek.     (okres powojenny, Helena Jedlińska przy gospodzie "u Dusika", tam kwitła pomoc więźniom) Zastanawia co kieruje rodzinami, które w tak skrajnych sytuacjach podejmują ryzyko i ruszają z pomocą innym. Przez pierwszy okres II wojny światowej mieszkańcy Oświęcimia i okolic zostali sterroryzowani, odebrano im niemal wszystko.  Wytworzono także zupełnie nowe dla nich poczucie strachu, bo ta wojna miała opierać się nie tylko na działalności wojskowej, ale także skupić się na  cywilach. Starły się one zatem w jakiś sposób przygotować do akcji przeciwko niemieckiemu najeźdźcy. 

 Oświęcimianie w czasie wojny żyli w pewnego rodzaju zawieszeniu. Z jednej strony za pogwałcenie ich praw nikt nie odpowiadał, z drugiej jakiekolwiek naruszenie powinności wobec „strażników” Auschwitz rodziło konkretne konsekwencje. Jednak mimo, że obozy koncentracyjne uchodziły za miniatury państw totalitarnych, to jednak ich więźniowie, osoby całkowicie podporządkowane miały kontakt z okoliczną ludnością. Ona żyła pośród nich i obserwowała ich dramat więzienny, który rozgrywał się na ich oczach. To wytwarzało poczucie z jednej strony współczucia, z drugiej winy, że nic nie można z tym zrobić. Te przenikające się myśli popychały miejscową ludność do działania.     

Innym elementem kształtującym chęć pomocy więźniom obozu było istnienie mocnego poczucia przynależności narodowej, a co za tym idzie silnego poczucia przywiązania do ziemi, na której się przebywało od pokoleń. Wykształciła ona u mieszkańców pewne zwyczaje (kultywowanie tradycji narodowych), które podczas wojny zostały poddane próbie. Dowodem na to może być to, że podczas rozbudowy obozu i jego funkcjonowania na terenie obozu i okolicach stacjonowało wiele narodowości, jednak nie ma żadnych dowodów na to, by włączyli się w nurt pomocy więźniom.    

 Wielu mieszkańców, którzy pomagali w czasie wojny więźniom była głęboko wierząca. Mimo, że w swych wspomnieniach często podkreślają wymuszoną neutralność Kościoła, jednocześnie zaznaczają, że to, co sprawiało im szczególną motywację do działania to chęć niesienia pomocy drugiej osobie, którą w młodości zaszczepił w ich procesie wychowawczym Kościół.     Należy także pamiętać o tym, że Oświęcim i okolice przed rozpoczęciem II wojny światowej uchodził za miasto niezwykle tolerancyjne i otwarte. 

Większość mieszkańców miasta stanowili Żydzi, jednak doskonale układali sobie relacje z katolikami. Podczas okupacji, gdy nagle zaczęli znikać sprzed oczu Polakom ich żydowscy sąsiedzi, a w zamian pojawił się obóz, który za główny cel postawił sobie zniszczenie pewnego oczywistego dla mieszkańców stanu zrozumienia i dobrych sąsiedzkich relacji nie mogli tego zaakceptować.    Niechęć do niemieckiego najeźdźcy potęgowały także tradycje II Rzeczpospolitej. Tuż po odzyskaniu niepodległości w 1918 roku państwo polskie musiało na nowo stworzyć sobie podstawy dla budowy przyszłych elit. Jednym z nich były działania na rzecz wychowania patriotycznego. Jak wspomina Mieczysław Dadak, walczący wraz z oddziałem „Sosienki” (choć niezaprzysiężony) „… mentalność tych młodych ludzi była inna niż teraz”. Wanda Sarna, łączniczka w oddziale także zaznacza, że wśród młodych ludzi byli wówczas tacy „… którzy nie chcieli dać Polsce zginąć”. Tego typu wypowiedzi to konsekwencja działalności w sferze edukacyjnej państwa polskiego w II RP – promowanie wartości patriotycznych, umacnianie poczucia więzi społecznych, budowanie wspólnoty, która w chwili zagrożenie jest w stanie odeprzeć atak nieprzyjaciela.  

Po wojnie rodzina państwa Jedlińskich miała tylko jeden kłopot – nowa władza komunistyczna. Jako członkowie „Sosienek” byli często nachodzeni przez członków Służby Bezpieczeństwa i NKWD. Zapamiętał to jeden z uratowanych więźniów Edward Padkowski. Po wojnie, chcąc podziękować za pomoc rodzinie Jedlińskich został w połowie drogi zawrócony przez Helenę, gdyż w okolicach szukało byłych członków oddziału NKWD.  Nie chciano ich także przyjąć do Związku Bojowników o Wolność i Demokrację. Prześladowania dopadły także innych członków oddziału – tuż po wojnie podjęto działania mające na celu wyeliminowanie ich zasług z życia publicznego. W pewien sposób przyczyniło się do tego nowopowstałe Muzeum Oświęcim – Brzezinka, które w 1948 roku zorganizowało objazdową wystawę na temat przyobozowego ruchu oporu, w której przedstawiono oddział jako „będący na usługach Londynu”. Poświęcono mu zaledwie małą tablicę podpisaną „Danuta” (ps. Wawrzyczka). Resztę (dwie duże ściany) zajęły zasługi partii związanych z ruchami socjalistycznymi, które wówczas zaczęły coraz głośniej pokazywać swoje prawdziwe lub wymyślone zasługi. Jednak rodzina Jedlińskich nigdy z tego powodu nie miała nikomu nic za złe. Jak wspomina Halina Jedlińska, synowa Heleny (mąż, syn Jan) po wojnie wszyscy starali się rozpocząć w rodzinie nowe życie, a co za tym idzie odciąć się od wydarzeń z przeszłości. Mimo, że byli bardzo ofiarnymi ludźmi, postanowili powrócić do swoich przedwojennych przyzwyczajeń. Z czasem jednak coraz częściej osoby z zewnątrz przybywały, by skonfrontować swoją wiedzę na temat niezwykłych ludzi spod drutów Auschwitz.

W latach siedemdziesiątych oddział zaczął wychodzić z cienia „Ruchu oporu dowodzonego przez Kostka Jagiełłę”. Nad pamięcią czuwał jednak cały czas Jan Wawrzyczek, człowiek niepokornej odwagi, który po wojnie został aresztowany i spędził znaczny czas na przesłuchaniach w Urzędzie Bezpieczeństwa1. Nie potrafił pogodzić się z tym, że o jego oddziale mówi się bardzo źle. W 1959 roku zgłosił się do Muzeum, by złożyć relację na temat działalności. Wówczas w długim spisie opowiada o działalności „Sosienek”, jednak o rodzinie Jedlińskich wspomina tylko wzmiankowo. Znacznie szerzej rozwija swoje wspomnienia rozwija w latach 70-tych i 80-tych, gdy zauważa, że prawda o działalności Armii Krajowej jest już możliwa do pokazania, bez wielkich konsekwencji. Wówczas pojawiły się pierwsze publikacje na temat działalności Armii Krajowej wokół Auschwitz.    Helena Jedlińska zmarła 20 grudnia 1979 roku. Wówczas to wielu byłych więźniów, którzy skorzystali z jej pomocy w czasie wojny chciało się z nią po raz ostatni pożegnać. Nie było to łatwe. W obawie przed mocnym wystąpieniem antypaństwowym służby bezpieczeństwa jak mogły próbowały ograniczyć im udział w uroczystościach. Ci jednak, znając różne zakamarki i skróty dotarli na bielański cmentarz. Można powiedzieć, że dotarcie na pogrzeb to symbolicznie ostatnia akcja byłych członków ruchu oporu związanego z Armią Krajową. Podczas pogrzebu Jan Wawrzyczek nad trumną Jedlińskiej przez 20 minut przypominał jej piękne cechy charakteru, które pozwoliły włączyć się w działalność Armii Krajowej przy obozie zagłady KL Auschwitz – Birkenau. Wspomina wielu więźniów, którym pomogła. Po latach synowa Halina Jedlińska stwierdzi, że dopiero podczas tej uroczystości szerzej o jej działalności dowiedzieli się jej sąsiedzi.    

Bibliografia 

L. Filip, Żydzi w Oświęcimiu 1918-1939, Oświęcim 2003 

E. Hałoń, W cieniu Auschwitz, Oświęcim 2003 

F. Piper, Ilu ludzi zginęło w KL Auschwitz. Liczba ofiar w świetle źródeł i badań 1945-1990, Oświęcim 1992 H. Świebocki (red.), Ludzie dobrej woli Księga pamięci mieszkańców ziemi oświęcimskiej niosących pomoc więźniom KL Auschwitz, Oświęcim 2005 

J. Parcer, B. Wasztyl (red.), Po wyzwoleniu, Oświęcim 2000 Niezłomni. Pod drutami Auschwitz, reż. B. Wasztyl, M. Krzyszkowski, Oświęcim 2013 

Z.Klima, B. Wasztyl,  W cieniu Auschwitz [w:] Z. Klima, B. Wasztyl, Świadkowie W cieniu Auschwitz, Oświęcim 2011, s. 6-28

 Z. Klima, B. Wasztyl, Świadkowie W cieniu Auschwitz, Oświęcim 2011 

Działa audiowizualne 

Niezłomni. Pod drugami Auschwitz, reż. M. Krzyszkowski, B. Wasztyl, Oświęcim 2013 Oszpicin ocalić od zapomnienia, W. Świderski, L. Świderska Oświęcim 2008 

1
 

Coin Marketplace

STEEM 0.19
TRX 0.15
JST 0.029
BTC 63470.48
ETH 2544.22
USDT 1.00
SBD 2.72