David Gilmour czy Rogers Waters - kto tak naprawdę jest Pink Floyd?

in #muzyka6 years ago (edited)

Od lat toczą się zażarte dyskusje dotyczące tego kto miał większy wkład i odcisnął większe piękno na muzyce i stylu zespołu Pink Floyd – Roger Waters czy David Gilmour. Autor tekstów, basista, jednym słowem lider, który narzucał kierunek, który obierała grupa czy gitarzysta, który wizje tego pierwszego okraszał cudownymi dźwiękami budując przeróżne pejzaże?

Pytanie wydawałoby się trywialne, mając na uwadze słowa sprzed 30 lat samego Watersa tuż po tym jak trio – Gilmour, Wright i Mason reaktywowało rozwiązaną grupę bez głównego zainteresowanego. Roger Waters stwierdził wówczas, że On = Pink Floyd i Pink Floyd = On występując na drogę sądową z dawnymi kolegami.

Słowem wstępu, przed Gilmourem w Pink Floyd był On i nie chodzi tutaj o Watersa. Ten owy On nazywał się Roger Barrett, do którego z czasem przylgnął pseudonim Syd i tak oto został Sydem Barrettem. To jemu jeśli wierzyć można „kronikom” zawdzięczamy nazwę zespołu The Pink Floyd Sound, skróconą potem do dwóch wewnętrznych słów. To jemu zawdzięczamy psychodeliczny kierunek jaki zespół obrał do około marca/kwietnia 1968 roku, kiedy to opuścił grupę, a w jego miejsce dołączył syn nauczycieli akademickich, David John Gilmour. Z racji tego, że krótko trwał epizod Barretta w Pink Floyd postanowiłem odpowiedzieć sobie na to pytanie zostawić sobie tylko dwójkę Gilmour – Waters jako tych, którzy mogą aspirować do miana Pink Floyd.

Żeby ułatwić sobie i w pewien sposób uschematyzować moje rozważania, pozwolę rozdzielić sobie okres istnienia grupy, na dwie części:

1. Pink Floyd Rogera Watersa: 1968-1983

Na wstępie podaruje sobie długie rozwodzenie się nad tym jak powstała grupa, jak cementował się jej skład. Po odejściu Barretta do grupy dołącza David Gilmour, a dotychczasowe obowiązki Barretta jako tekściarza przejął Roger Waters. W tamtym czasie zespół pracował już nad drugim albumem zatytułowanym A Saucerful of Secrets na którym znalazły się 3 samodzielne kompozycje Watersa, dwie Wrighta, jedna Barretta oraz tytułowy utwór stworzony wspólnymi siłami. Kolejny studyjny krążek, czyli drugi albumy Ummagumma składał się z eksperymentalnych kompozycji każdego z członków grupy osobno. Następne albumy Atom Heart Mother i Meddle czy Obscured by Clouds zawierały kompozycje zarówno całego zespołu jak i poszczególnych jego członków samodzielnie lub w większych grupach. Co ciekawe jednak w przypadku tego ostatniego albumu. Utwór zatytułowany Childhood's End autorstwa Davida Gilmoura był ostatnim samodzielnym skomponowanym przez gitarzystę (z jego własnym tekstem) aż do płyty A Momentary Lapse of Reason z 1987 roku, a Obscured by Clouds została wydana w 1972 (!) roku.

1973 rok to Dark Side of the Moon, płyta dla miłośników rocka progresywnego absolutnie topowa. Charakterystyczna okładka z pryzmatem i album koncepcyjny poruszający problemu współczesnego świata. To tutaj, moim zdaniem, Roger Waters zaczynał powoli obejmować zespół żelaznym uściskiem. Jego zgorzkniałe teksty na tym albumie w porównaniu z mistrzowską muzyką tworzą spójną całość, która jest po prostu ponadczasowa. Idąc za ciosem zespół nie chcąc obniżyć lotów pracuje nad nowym materiałem, tym najbardziej melancholijnym z okresu panowania Watersa - Wish You Were Here. Mimo faktu, że Syd Barrett opuścił zespół 7 lat wcześniej to Waters z kolegami niejako tym albumem składają hołd jego krótkiej działalności w zespole. Pięć (właściwie to cztery, bo Shine On You Crazy Diamond został podzielony na dwie części) kompozycji, z których dwie napisał samodzielnie Waters (Have a Cigar i Welcome to the Machine), bo w tytułowej wspomógł go Gilmour. Waters zaciskał swój uścisk co raz mocniej.

Kulminacyjnymi punktami jeśli chodzi o despotyzm Watersa w Pink Floyd są lata 1977 - 1983. W 1977 ukazuje się album Animals, w całości właściwie skomponowany przez basistę. David Gilmour wspomógł go kompozytorsko w utworze Dogs, oprócz tego zaśpiewał kilka linijek tekstu do tego utworu... i to by było tyle. Pink Floyd stało się solowym projektem Rogera Watersa, gdzie jego kompani, do niedawna na równi z nim, byli dla niego muzykami sesyjnymi. Tak powstał The Wall, kolejny koncepcyjny album, opisujący historie Pinka, który odgradzał się od ludzi murem, w który Waters wplótł wątki autobiograficzne. 2 części, 26 utworów z których aż 22 (!) były w całości autorstwa właśnie Watersa. Do tego Richard Wright został wyrzucony przez niego z zespołu i wrócił dopiero po reaktywacji grupy przez Gilmoura i Masona. Członkowie zespołu nagrywali partie osobno, a wtedy konflikt na linii Gilmour - Waters osiągnął krytyczny punkt. Pink Floyd chyliło się powoli do spektakularnego upadku.

The Final Cut z 1983 roku to ostatnia płyta Pink Floyd z Watersem, a raczej Watersa pod szyldem Pink Floyd w zamyśle stanowiąca pożegnanie zespołu. W jej nagrywaniu nie wziął udziału wspomniany Wright. Nick Mason tracił chęć do kontynuowania kariery muzycznej, a Gilmour wspominał współpracę z apodyktycznym Watersem z dużą dozą niechęci. Po wydaniu płyty płyty Roger Waters rozwiązał zespół, co Panowie Gilmour, Mason i Wright przyjęli z niepohamowaną ulgą.

2. Pink Floyd Davida Gilmoura: 1987 - 1994 (2014)

Po The Final Cut członkowie ruszyli każdy w swoją stronę - Waters nagrał album The Pros and Cons of the Hitchhiking, na którym wsparł go sam Eric Clapton, a Gilmour płytę About Face. 3 lata po rozpadzie zespołu David Gilmour razem z Nickiem Masonem i Rickiem Wrightem ponownie rozpoczęli pracę w studiu nad albumem, który w zamyśle miał być grupy Pink Floyd bez Watersa. Sam zainteresowany, dowiedziawszy się o tym próbował storpedować plany dawnych kolegów za wszelką cenę i wystąpił na drogę sądową. Proces jednak przegrał i w ten sposób można powiedzieć rozpoczęła się era Davida Gilmoura. O pierwszym albumie nagranym w tym składzie A Momentary Lapse of Reason wspomniałem kilka artykułów wcześniej, drugim był The Division Bell, na którym znalazły się takiego znakomite kompozycje jak High Hopes czy What Do You Want From Me. Pink Floyd ponownie osiągnęło komercyjny sukces mimo braku tak charyzmatycznej i odciskającej piętno postaci jaką był Roger Waters. David Gilmour miał bowiem inną filozofię dotyczącą kierunku obranego przez grupę. Kompozycje Pink Floyd z tamtego okresu bowiem nie mają takiej mocy rażenia jak utwory z Watersowskiej epoki, a i teksty pomimo tego, że poruszały różne tematy nie były tak zgorzkniałe i zgryźliwe. O Endless River wspomnę tylko tyle, że została wydana przez Panów Gilmoura i Masona w 2014 roku i stanowi odrzuty z sesji do The Division Bell z częściowo rozwiniętymi wątkami. Album świetny jako ciekawostka, ale jako niby studyjne zwieńczenie tak pięknej kariery jaką pomimo wieli zakrętów miało Pink Floyd? Jestem na nie.

Podsumowanie

Moim zdaniem jednak Pink Floyd to tak naprawdę Roger Waters. Dlaczego? Ano dlatego, że pomimo faktu, iż grupa pod kierunkiem Gilmoura nagrała dwa świetne albumy to jednak bardzo mocno zauważalny jest brak właśnie Watersa. To, że Gilmoura można zastąpić zarówno w studiu jak i podczas koncertów pokazał Waters rozpoczynając solową karierę, ruszając w trasy gdzie wykonywane były kultowe albumy Pink Floyd - Dark Side of the Moon i The Wall. Co więcej gdy Waters wydał płytę Is This The Life We Really Want to również w solówkach gitarowych, mimo że z pewnością innych od tych które zaproponowałby mistrz Gilmour słychać bardzo wyraźne echa Pink Floyd. Może czasem do bólu Waters autoplagiatuje jak w Smell the Roses niemniej jednak moim zdaniem w 2017 roku pokazał on, że to jego charakter, jego teksty, jego koncepcja zbudowała i utrzymała legendę Pink Floyd. Myślę, że gdyby przez lata niewypracowana przez Watersa marka Pink Floyd to albumy nagrane bez jego udziału i bez tej nazwy nie odniosłyby aż takiego sukcesu jaki osiągnęły.

Szymon Pęczalski

Sort:  

Najbardziej lubię jednak pierwsze płyty, do The Wall. Po odejściu od Pink Floyd, również Waters oszałamiającej kariery chyba nie zrobił. Dwie koncertówki z Murem wglądają na odcinanie kuponów ;) Chociaż Radio K.A.O.S. wspominam jako dobrą płytę, ale gdzie jej do Atom Heart Mother!

Zgadzam się, Waters solowo poza The Pros and Cons i Radio K.A.O.S. aż do momentu wydania wspomnianej Is This The Life We Really Want właściwie wegetował na rynku muzycznym "tworząc" opery i odcinając kupony od Muru i Ciemnej Strony. Gilmour wydawałoby się zrobił bardziej zawrotną karierę solową, ale może patrzę na to od tej strony, że On An Island i Rattle That Lock ukazały się za mojego życia i znam je od nowości, czego o dokonaniach Watersa solowych aż do ostatniej płyty nie mogę powiedzieć. :)

Pamiętam koncertową wersję live The Wall z koszmarnie fałszującą Sinead O'Connor :)) Gilmurouwi trzeba też podziękować za odkrycie Kate Bush i poniekąd za Roya Harpera i jego Another day.

To prawda, Kate Bush cudowna i pomyśleć, że gdyby nie David to by niewielu o niej wiedziało. Tak samo można powiedzieć, że to Waters (tylko tutaj nie mam 100% pewności) odkrył Snowy'ego White'a jako koncertowego muzyka. A ten sam Snowy White potem inspirował samego Knopflera, co słychać wyraźnie w Brothers in Arms. ;)

Zresztą to dobry wątek, jak często muzycy sesyjni, albo koncertowi robią solową karierę, dzięki temu, że udaje im się trafić do znanego muzyka, tu i Waters, i Gilmour i Peter Gabriel - ciekawe w sumie co u tego pana słychać. Trzeba sprawdzić!

Taki Tony Levin przykładowo. Znakomity wirtuoz basu, a współpracował z takimi artystami, że CV imponujące ;)

Łysol Levin na doublebasie zawsze robi niezły show na koncertach. Bardzo pozytywna postać i genialny muzyk! O sporo tematów do opisania!

A zawdzięczamy mu m.in. tą epicką linię basu z Don't Give Up duetu Gabriel/Bush właśnie :D

Zarówno bez Watersa i Gilmoura, Pink Floyd nie byłbym taki sam. Być może nie byłby tak dobry. Uważam,że wkład obu Panów był tak samo ważny. Mi osobiście, podoba się całość twórczości Pink Floyd. Zarówno od początków, od czasów Syda, po wszystkie albumy solowe :)

Zgadzam się w 100% ze stwierdzeniem, że bez Watersa i Gilmoura zespół Pink Floyd nie byłby taki sam. Patrzę na to jednak z przekroju całej działalności, dzieląc na te dwie epoki wymienionych przeze mnie w tekście. Pink Floyd za czasów Gilmoura jest inne niż za Watersa. To oczywiste. Ale czasami mam wątpliwości czy gdyby jakimś cudem jednak sam Waters reaktywowałby w tym składzie grupę, w tym okresie (wiem, że raczej to było nierealne, ale hipotetycznie) czy zespół zaprezentowałby co najmniej taki poziom jaki zaprezentował na A Momentary Lapse of Reason czy The Division Bell, w co patrząc na poziom The Wall i The Final Cut szczerze wątpię.

Jeżeli o to chodzi, to tak. Wojenna monotematyka daje się szybko osłuchać i szybciej się nudzi. Mnie osobiście najbardziej podobają się album Dark Side of the Moon, ale zarówno Animals- które zostało skomponowane w większości przez Watersa. The Wall, nawet nie znalazłby się u mnie w pierwszej trójce a Final Cut jest jego koncepcyjną kontynuacją więc to mówi samo za siebie.

Zarówno Dark Side of the Moon jak i Animals bronią się znakomitymi koncepcjami i uniwersalną tematyką, bo jednak problemy współczesnego świata są nam wszystkim doskonale znane, podobnie jak i ten podział ludzi na psy, owce i świnie.

Ja nie moge zdzierzyc stylu Watersa. Wszystko co lubie w Pink Floyd to Gilmour i ew Barrett, a The Wall uwazam za najgorsza plyte xd

Patrząc na każdy kawałek z The Wall indywidualnie to płyta wypada blado w porównaniu z poprzednikami, więc prawdę powiedziawszy może za najgorszą płytę jej bym nie uznał, ale też nie jest moim zdaniem, aż takim topem w wykonaniu grupy. Dla mnie Ściana jest symbolem upadku zarówno samego zespołu Pink Floyd jak i Watersa - jak pokazała jednak historia i w jednym i drugim przypadku było odrodzenie się niczym Feniks z popiołów :)

Coin Marketplace

STEEM 0.19
TRX 0.15
JST 0.029
BTC 63004.58
ETH 2548.62
USDT 1.00
SBD 2.81