“Fullmetal Alchemist: Brotherhood”, po latach część I
Witajcie. W ciągu najbliższych 2,3 dni (może jutro wrzucę całość, jeszcze zobaczymy) wrzucę swoje 3 częściowe podsumowanie jednego z najlepszych anime, jakie powstały. Chcecie zobaczyć serię, jak DBZ, ale autorstwa kobiety? To koniecznie dajcie szansę tej bajce - Hiromu Arakawa to Mistrzyni :)!
a przy okazji, trailery 2 anime. "Dorohedoro" będę oglądał, bo studio Mappa, bo koledzy BARDZO chwalą komiks. No i ten Krokodylek jest uroczy <3. Trafi na Netflixa! ;) "Goblin Slayera" już nie, bo niemal umarłem przy serii TV. Definicja bylejakości i esencja średniości.
"Stalowy Alchemik" w zasadzie nigdy nie należał do moich ulubionych tytułów. W sensie takich, którymi bym się podniecał tak często, jak HxH, DB, NGE, albo “Kaijim”. Przez jakiś czas trochę się nim jarałem, lecz zakończenie rozbiło większość mojej miłości, którą darzyłem ten tytuł. Nie zmienia to jednak faktu, że cała reszta, jest po prostu świetna. Rzeczy, które nie przypadły mi do gustu, można policzyć na palcach 1 ręki bez 2 palców. Nijak się mają do potężnych zalet tego szonena. Wiem, że mało kto się zgadza z moim porównaniem, ale dla mnie FMA niespecjalnie różni się od np. HxH, który też jest takim nietypowym bitewniakiem, postaram się tę tezę rozwinąć w kolejnym tekście.
Arakawa jest zajebiście konsekwentna i dokładna w swoim fachu. Każda z wykreowanych przez nią postaci ma swój unikalny styl walki, który został bardzo skrupulatnie dostosowany do charakteru i osobowości danego bohatera. Ba! Mamy tu wiele świetnych pomysłów (wykorzystywanie mózgu, sprytu przez postacie, wady i zalety poszczególnych sposobów walki), które możemy kojarzyć z innych bitewniaków. Tak jak przy większości “tasiemcach” (przy OP również, ale mniej) czułem, że ich autorzy nie przykładali się do wszystkich pojedynków i wyciągali z nich jak najwięcej się tylko da, tak oglądając FMA, czy w mniejszym stopniu, HxH, to uczucie jest mi kompletnie obce. Jak już kiedyś wspominałem, jak w mandze Togashiego, jakaś postać deklaruje, że chce kogoś zabić, to czyni ku temu kroki lub po prostu to robi. W FMA jest podobnie, nie ma tu nadmiernie ugrzecznionego, naciąganego i lekko znienawidzonego przez część fanów nakama-power. Jeżeli ktoś jest osłabiony lub straci za dużo krwi, to nie ma cudów we wsi... postać traci swoją moc, a nie wyciąga kolejne jej zapasy z tyłka. W zasadzie większość zalet "Hunter x Hunter", mogę swobodnie przepisać Alchemikowi w myśl zasady kopiuj-wklej, zmieniając jedynie pewne detale, wynikające z różnic pomiędzy tytułami. Tak, wiem, w tym momencie niektórzy ludzie złorzeczą na mnie przed monitorami, hehe. Ale zacznijmy od początku, bo jeszcze za bardzo się wciągnę w rozpisywanie się o zaletach Hiromu Arakawy i znowu reszta wyjdzie pewnie nieco chaotycznie.
Moja przygoda z FMA: B zaczęła się na studiach, prawdopodobnie dzięki Karolowi i Hyrule'owi (byłemu adminowi strony op.com.pl), którzy często mnie nakręcali na to anime. Oglądanie przygód braci Elric zbiegło się z największą tragedią w moim życiu, jak na ironię, dość podobną, przez co lepiej mogłem się wczuć w skórę Eda lub Alphonse'a. Za pierwszym razem niesamowicie się jarałem. Była to seria, na jaką czekałem przez wiele lat. Bitewniak, w którym postacie nie są głupie, źli nie są "po prostu źli", walk jest dużo i są konkretnie poprowadzone. Tak jak pierwsza seria FMA w ogóle mnie nie wciągnęła po prawie 2 odcinkach, tak Brotherhoodowi przyszło to bez większych trudów. Teraz, gdy oglądam anime po raz drugi i nieco wydoroślałem, to łatwiej mi dostrzec jeszcze więcej zalet tej opowieści i niezwykłej dbałości o nią.
Początek historii nie jest szczególnie odkrywczy, ot historia jakich pełno. Dwóch braci po życiowej tragedii chce osiągnąć swój cel, więc wędrują po świecie, aby odkryć sposób na uzdrowienie. Piękno "Stalowego Alchemika" tkwi prawdopodobnie w tym, że za tą opowieścią stoi kobieta. Kilkukrotnie już pisałem, że męskie i kobiece mózgi różnią się od siebie. Pisząc w dużym skrócie - faceci mają je bardziej nastawione na logiczne, chłodne myślenie, a kobiety lepiej postrzegają otoczenie, dostrzegają różne rzeczy przed mężczyznami, łatwiej im je zrozumieć, poznać otoczenie. Tak jak faceci dominują nad kobietami w większościach prac, sportach, zawodach/zajęciach wymagających logicznego myślenia (nie mówię że takich kobiet tam nie ma!!! Po prostu jest ich mniej), tak kobiety w moim mniemaniu dominują nad facetami, jeśli idzie o kulturę, sztukę i psychologię. Nieliczni autorzy umieją tak dobrze przedstawić emocje, mimikę, emocje jakie odczuwa nada postać, co kobiecym rysowniczkom przychodzi zdecydowanie łatwiej. O ile Togashiemu czy Odzie, to czasem wyjdzie, o tyle Arakawa narysowała o wiele więcej takich scen. Gdy ktoś cierpi, smuci się, to widać to po odruchach bezwarunkowych, ogólnej postawie, mowie ciała, nas widzów ogarniają nas smutne emocje. Jeżeli widzimy kogoś złego, to czuć ten ogień w oczach, czystą furię, czujemy że dana postać odczuwa żądzę krwi i chęć zniszczenia wszystkiego na swojej drodze (Wrath jest po prostu kapitalny w tej roli!). Kiedy Hiromu Arakawa przedstawia eksterminację obywateli Ishvalu, to miałem odruchowe skojarzenia z działalnością Rzeszy pewnego austriackiego akwarelisty. "Znakomicie" przedstawiła holocaust Ishvalczyków, pokazując że wojna to istny raj dla morderców i piekło dla zwykłych ludzi. Pani Hiromu nie boi się dokładnie pokazywać brutalnych momentów. Ujrzenie Prawdy przez braci, utrata kończyn i ciała Ala, scena z wiadomą Chimerą, jak i ich późniejszym “żywotem”, w połączeniu z rewelacyjną ścieżką dźwiękową daje porażający efekt. Gdy oglądałem scenę z Chimerą po raz trzeci (obejrzałem z siostrą połowę anime swego czasu), to efekt nadal był ten sam, ledwo się powstrzymywałem od płaczu.
Skoro już o tym mowa, to autorka w wyraźny sposób inspirowała się geopolityką, historią i Eurazją. Może nie jest to coś na miarę "Legend of Galactic Heroes", ale widać też, że nie były to bezsensowne nawiązania, jak w niejednym japońskim tworze. Mamy tu Niemcy z czasy 2 WŚ (Amestris), Rosję (Drachmę), czy Xing (Chiny). Każdy z tych krajów zawiera charakterystyczne dla siebie elementy, Amestris to typowe państwo wojskowe, gdzie administracja państwowa to większości wojsko, a sam władca to Król Furer. Nie wszyscy obywatele popierają ich działania, okazując im mniejszą lub większą pogardę, tudzież niepochlebnie się wypowiadając. O Drachmie wiemy stosunkowo niewiele, ale momentalnie przywodzi na myśl Rosję z początku lat '40 (potężne, mroźne imperium). Z kolei stosunki dyplomatyczne pomiędzy nimi (Amestris i Drachmą) kojarzą się relacjami na linii Berlin-Moskwa (pakt o nieagresji, obydwa kraje się nie lubiły). Xing, jak i jego przedstawiciele, udają słabych pacyfistów tak długo, jak jest to konieczne. W krytycznym momencie, gdy nie pozostanie nic innego, rzucają się do gardła przeciwnikowi i pokazują swoje możliwości. Jak np. Ling Yao w kraju braci Elric. Jego potyczka z Envym, a wcześniej Wrathem, były po prostu świetne! Zapomniałem przez tyle lat, że Ling Yao tak dobrze ogarniał, jak się pojedynkować i wykorzystywać elementy otoczenia na swoją korzyść).
Generalnie mamy tu wszystkie najlepsze rzeczy, znane nam z innych shounenów-bitewniaków, ale podane w b. dobrej lub doskonałej formie, a przy tym nie posiadające błędów. Wszystko jest tu logiczne, nie ma nagłych skoków w poziomach mocy ani transformacji z przysłowiowej “dupy”. Póki co, a kończę już akcję na północy, w żadnym miejscu nie spotkałem się z jakimś błędem lub niekonsekwencją ze strony Arakawy, jeśli chodzi o wyniki pojedynków lub scenariusz. Nie jest to bynajmniej standard wśród podobnych serii z Shounen Jumpa). Rozwój postaci również jest perfekcyjny i nadspodziewanie logiczny. Widać, że każda z postaci ma swój unikalny styl walki i stara się jak najlepiej wykorzystać swoje fizyczne predyspozycje. Szczególnie uwielbiam walki w zwarciu/na krótki dystans, gdzie liczą się przede wszystkim fizyczne aspekty wojowników (refleks, spryt, umiejętne wykorzystanie agresji <wiem, że to truizm, ale chodzi mi o to, że jak człowiek jest podkurwiony, to jego zmysły lepiej pracują>, czysta siła), które nie są tak częste w wielu szonenach. Na całe szczęście Arakawa umieściła w swojej mandze nadspodziewaną reprezentację damage-dealerów i dała im odpowiednio dużo czasu antenowego. Niemniej fajnie wypadają alchemicy atakujący na dystans.
Roy Mustang to, moim zdaniem, jeden z najbardziej męskich charakterów w anime w ogóle. Gdy trzeba, to potrafi być śmiertelnie poważny, nigdy nie zostawia sojuszników na placu boju. No i ma ten charakterystyczny "błysk" w oku. Kimblee z kolei, to jeden z moich ulubionych typów charakterów. Totalny psychol, który łaknie ryzyka i "oddycha pełną piersią" głównie w trakcie ryzykownych walk, gdy nie musi się ograniczać i może walczyć na całego. Generalnie rzecz biorąc, jeśli chodzi o wykonanie i przemyślenie walk, to Arakawa nie odstaje nawet na milimetr od najlepszych twórców. Ba! Niejednokrotnie jest od nich lepsza. Często nie traktuje pewnych wątków po łebkach (jak niektórzy mangacy), a przedstawia to możliwie, jak najszerzej. W sposób szczególny to uwielbiam, gdy pokazuje nam jakąś akcję z drugiej strony, przedstawiając całą sytuację w innym kontekście. Np. akcja ze Scarem w Briggs albo ostatnie spotkanie Trishii i dzieci z Hohenheimem. To rzadko spotykany zabieg w tasiemcach, a znacząco ubogaca historię.
Pomysł na Homunculusy, jest po prostu świetny, a co najważniejsze, autorka po prostu perfekcyjnie oddała uniwersalne (w sensie takie zrozumiałe dla większości ludzkości, niezależnie od miejsca zamieszkania) archetypy "siedmiu grzechów głównych". Sloth jest ociężały , nic mu się nie chce (typ jest tak leniwy, że zasypia podczas walki!), a przy tym na wszystko narzeka, nawet na swoją egzystencję. Glutonny jest takim stereotypowym grubaskiem, który dużo żre, a mało myśli (aczkolwiek jest przez to śmiertelnie niebezpieczny, głupota i duża siła to niebezpieczna mieszanka). Jego "opiekunka", Lust, wprost emanuje seksem i jest zmysłową femme fatal. Dobrze wie, czego pragną faceci i często uwydatnia swoje fizyczne walory, jak i kusi swoją mową ciała, powabnym wzrokiem, kuszącym głosem. Envy niestety nie odsłoniła jeszcze swoich kart, ale można odczuć jej zazdrość, jak i to, że łatwo wpada w złość. Greed to po prostu ucieleśnienie wszelako rozumianej chciwości. Facet chce mieć dla siebie wszystko: kobiety, ludzi, pieniądze, władzę, niewolników, ziemię, przedmioty... wszystko, bo taki ma kaprys. Pride, jak jego imię wskazuje, jest dumny, jak również, co często idzie ze sobą w parze, nadmiernie pewny siebie i arogancki. Gdy poczuje, że ma przewagę nad jakąś osobą, to może powiedzieć o parę słów za dużo. Nie można tego powiedzieć o Wrathu, który jest spokojny, lecz w ciągu sekundy jest w stanie przeistoczyć się w tornado, w istny, niekontrolowany żywioł czystego zniszczenia, który zdemoluje wszystkich na swojej drodze. Kiedy zobaczy przeszkodę na swojej drodze, to ona ma się pokornie odsunąć, albo Gniew ją po prostu rozbije niczym taran. Masakrowanie Greeda w jego wykonaniu, to po prostu poezja.
Co do reszty postaci, pomijając wszystkich w/w, to chyba nie ma takiej, która by mi się nie spodobała. Poważnie, nawet te drugo, a nawet trzeciorzędne były, jak najbardziej w porządku. Nawet Chinka z Xing i jej mała pandzia mi przypadły do gustu (a jak niektórzy z Was mogli przeczytać, to z początku nie byłem ich wielkim fanem... wręcz przewijałem fragmenty z ich udziałem na początku anime. Wszyscy bohaterowie "Stalowego Alchemika", podobnie jak jego fabuła, są porządnie wykreowani. Ich charaktery, jak również postawy życiowe są sensownie umotywowane i trzymają się przysłowiowej kupy. Doskonale wpisują się w znane nam archetypy postaci z innych bajek tego typu. W przeciwieństwie do nich jednak, są one dokładnie przemyślane, nie ma tu miejsca na zachowania nie pasujące do danego charakteru, wymyślania czegoś na szybko, niekiedy na siłę. Nie czujemy ani przez chwilę, że coś zostało tu dodane w post-produkcji, że się tak wyrażę.
Początkowo ten tekst miał wyglądać trochę inaczej, ale cóż... nie wyszło. Potraktujcie to jako taki swoisty, dłuższy wstęp, którego rozwinięcie pojawi się w drugiej części tekstu. Chcę przy okazji podziękować Karolowi, dzięki któremu tekst jest bardziej dopracowany, a ja uniknąłem paru głupich tez, gdy nieco nadinterpretowałem niektóre sceny w FMA.
Pragnę zwrócić Ci uwagę, że nie odbierasz nagród. To co masz pod postami trzeba odebrać w zakładce portfel. Masz tam około 96 Steem do odebrania. Pozwoli Ci to komentować częściej etc.
Hej, dziękuję :). Chcę je sprzedać, ale czekam aż brat przyjedzie na święta i mi pokaże, jak się wypłaca stąd hajs. Nie ogarniam takich tematów do końca, a on jest obeznany i jak raz mi pokaże, to dalej będę robił to samo. Ile gdzieś tak jest to warte w PLNach, wiesz może? Byłbym wdzięczny za odpowiedź :). Jeśli chodzi o wykorzystywanie Steem do częstszego komentowania i pisania, to póki co nie potrzebuję. Nie chcę uprawiać zbytniego shit-postingu, więc ograniczam się do 2, czasem 3 wpisów dziennie, jak jest dużo kontentu. Mam jeszcze kilkanaście tekstów na blogu i nie chcę ich za szybko wrzucić, bo potem będę miał więcej pracy.
Zyczę miłej nocy, pozdrawiam.
Congratulations @herosik! You have completed the following achievement on the Steem blockchain and have been rewarded with new badge(s) :
You can view your badges on your Steem Board and compare to others on the Steem Ranking
If you no longer want to receive notifications, reply to this comment with the word
STOP
To support your work, I also upvoted your post!
Vote for @Steemitboard as a witness to get one more award and increased upvotes!