GB WREXHAM (WRESCAM). The Chinese Buffet. Czas wrzucić coś na ruszt.

Podczas mojej wizyty we Wrexham w dniu dzisiejszym miałem okazję po raz pierwszy odwiedzić The Chinese Buffet gdzie serwowane są dania kuchni Chińskiej i za wejście płaci się za dorosłą osobę 13 funtów.
Taka wejściówka daje nam pełen dostęp do wszelkich dań bez ograniczeń czasowych jak i ilości jadła jakie można skonsumować.
Jedynie za napoje trzeba dodatkowo dopłacić.

Wczoraj mieliśmy grilla , który zakończył się po godzinie pierwszej w nocy, a zaczął się o czternastej w południe. Rano po pobudce o godzinie dziewiątej byłem jeszcze najedzony. Śniadanie odpuściłem sobie wiedząc, że trzeba troszkę miejsca zostawić na odwiedziny baru. Mała kawka z sernikiem na zimno sporządzonym przez ze mnie dnia poprzedniego była wystarczającą porcją śniadaniową.
Do baru trafiliśmy około godziny trzynastej. Minut czekania w holu i zjawił się pan, który zaprowadził nas do naszego stolika.

Wybór dań dość obszerny, więc powolutku zacząłem wybierać wśród wielu ciekawych potraw opisanych po angielsku i co ważne, dania ostre dodatkowo oznaczone były papryczką, co dawało możliwość szybkiego wyboru ostro przyprawionych, które uwielbiam.
Spacerując ze swoim talerzem szybko napełniłem go różnymi dobrami, na które od rana oczekiwał mój żołądek jak i ja.

Dodatkowo znajdowało się także stoisko z sushi oraz słodkimi przekąskami na deser.

W lokalu spędziliśmy dwie godziny, powolutku delektując się pysznym posiłkiem.

To jest mój pierwszy zestaw, który sprawił mi miłą niespodziankę dla mojego podniebienia. Dania ostre przeważały w tym zestawie.

To już jest drugi zestaw, który wybrałem już delikatniej dorzucając sushi.

Trzeci zestaw był już ostatnim, ponieważ trochę mój brzuch już przybrał i byłem nasycony ale mimo to chciałem spróbować jak najwięcej dobrych potraw.
Może zauważyliście, że za każdym razem obowiązkowo na moim talerzu lądowały krewetki - jest to mój numer jeden. Uwielbiam krewetki pod wszelką postacią.
To co znalazło się na moich talerzach było tylko małą częścią dań, które miałem do wyboru.
Byłem zadowolony z posiłku i smaku potraw, które tutaj zaserwowano.

Ostatni posiłek skazanego na obżarstwo. Zjem, co ja nie zjem.

Oczywiście wnuki spisały się jak zwykle. Wszędzie było ich pełno. Została zbita jedna szklanka. Przynosili nam widelce z innych stolików, rzucali czapkami. Mało brakło i przewrócili by duży parawan, który oddzielał inną salę, a na dodatek najstarsza swoją białą sukienkę poplamiła płynną czekoladą.

Z lokalu wyszliśmy po piętnastej i powolnym spacerkiem wśród pustych uliczek śródmieścia ruszyliśmy do domu na zimne piwko oraz zimnego zamrożonego slushiego - lodowy sorbet.
Pogoda dopisała, bezchmurne niebo i brak wiatru sprawił, że dzisiejszy dzień był gorący i piękny.