Frytki na smalcu - dzieciństwa smakiem. #pl-kuchniakonkurs

in #polish6 years ago

Oglądając te budę z fotografii w połowie czerwca 2018 roku trudno odczytać, że w drugiej części lat 80-tych stał tutaj centralny fast food Oświęcimia. W ogóle to miejsce było dość ciekawe. „Bloki” i „mieszkania”, które znajdują się wokół niej w dużej mierze powstały w czasie II wojny światowej. Budowali je więźniowie KL Auschwitz, a służyć miały przedstawicielom firmy IG Farben i wojsku niemieckiemu. Po wojnie oczywiście sytuacja się zmieniła. Fabryka IG Farben zmieniła nazwę na Zakłady Chemiczne Oświęcim i z czasem wybudowane mieszkania przejęli napływający Polacy. A było ich całkiem sporo. Więc należało zaproponować jakieś fajne usługi. Troszczyła się o to głównie państwowa fabryka, jednak jak już pisałem pod koniec lat 80-tych pojawiła się „prywatna inicjatywa”.

I tak oto powstała knajpa oferująca frytki i zapiekanki. Na tych pierwszych się skupię (mimo, że ketchup był nieziemski). Wyrabiane ręcznie. Po prostu na etacie (?) był ktoś kto skrobał na bieżąco. Podobno były one robione na... smalcu. Ale smakowały doskonale, bijąc zapachem po całym osiedlu. I to na tyle dobrze pamiętam, że przypomina mi się w związku z tym anegdota. Otóż miałem 6 lat. Lubiłem te fryty jak cholera ;). Ale głupio mi było się nimi dzielić z chłopakiem, który przyjechał do babci i dziadka. No ale robiłem to, no bo przecież wypada. Tak się jakoś później złożyło, że okazało się, że dzieciak był bardzo pyskaty. Darł się w niebogłosy, co nawet mnie, małego łebka drażniło. I reakcja dziadków: albo się zamkniesz, albo nie dostaniesz frytek. A ten w swojej bezczelności – zamknę się, ale jak dostanę dwie porcje! Także można powiedzieć, że jest potwierdzenie frytki ze smalcem robiły furorę i były bardzo smaczne. 

Wystrój lokalu to typowy PRL, sposób podania również. Ale pamiętam, że babki w lokalu były bardzo ok, jak na ówczesny poziom obsługi. Do dziś łapię się również za głowę: mieliśmy po sześć lat i bum... Wychodzimy z domu i wracamy po 2 godzinach. Dziś to chyba by nam za to prawa rodzicielskie odebrali :). 

Wówczas zarządzał tym biznesem pan Janusz. Pan Janusz już wkrótce miał zostać... prezydentem miasta. Ale po kolei. Biznes oczywiście zakończył swój żywot gdzieś na początku lat 90-tych. Ale wokół obecnego Muzeum stały wolne przestrzenie. Wymyślił, że to byłby świetny pomysł na biznes – nakarmić turystów. Już bez smalcu, ale za to z ludzką twarzą. Wybuchła afera, bo jak to można robić „supermarket Auschwitz”. Ten się postawił, poszedł do sądu i wygrał. Do dnia dzisiejszego możecie zjeść hamburgera wychodząc za ogrodzenia Muzeum Auschwitz – Birkenau (choć biznes już dawno sprzedał). Mieszkańcy docenili jego determinację. I mimo, że podczas kampanii pojawiały się hasła „frytkosz mi tu będzie prezydentem?” to wygrał zdecydowanie. Niestety okazał się być lepszym biznesmenem, niż zarządcą miasta. W 2010 roku, po dwóch kadencjach przegrał z kretesem.  

Sam lokal stoi do dziś i przeżył już wiele pomysłów na działalność gospodarczą. 

Sort:  

Pamiętam budki z frytkami :) Na ladzie stały dwa słoiki z podziurkowanymi zakrętkami, a w nich sól i pieprz. Raz mi się cała sól na frytki wysypała, bo jakiś żartowniś nie dokręcił słoika.

Otóż to : słoiki były kultowe :) :) :)

Może kucharz że mnie marny, ale historia i smaki jak najbardziej autentyczne :)

Ten post został zgłoszony do kuratorstwa :)

Do końca nie wiem co to znaczy, ale bardzo się cieszę i dziękuję :)

Parę dni temu wybrałam Twój post do kuratorstwa, czyli do podbicia przez wpływowe osoby z polskiej społeczności (polskich kuratorów i nie tylko) ale też z zagranicy (dostałeś głos od @planter).

Jako opiekun tagu #pl-kuchnia wybieram codziennie jeden post i wysyłam link do dalszego kuratorstwa międzynarodowego ;)

A to tym bardziej dziękuję :)

Coin Marketplace

STEEM 0.29
TRX 0.11
JST 0.033
BTC 63945.57
ETH 3135.76
USDT 1.00
SBD 4.00