"Nie potrafiłam wychować męża, nie potrafiłam wychować dzieci... nie potrafię wychować psa!"

in #polish5 years ago (edited)

Widziałam już wiele filmów, które lepiej lub gorzej radziły sobie ze stereotypami wżartymi w nasze życie. W zależności od tego, w które stereotypy ostrze krytyki było wymierzone, pewne grupy społeczne czy też jedna z płci mogły czuć się urażone, zniesmaczone lub oburzone. To fakt, trudno jest pokazać pewne schematy myślowe i dynamikę w relacjach tak, by nikomu nie nadepnąć na odcisk. A może właśnie trzeba deptać? Żeby zabolało?

Być może. Dzisiaj jednak nie będzie bolało. Będę deptać delikatnie, ze sporą dozą humoru i wyrozumiałości dla wszystkich aktorów tańca zwanego życiem rodzinnym, a to za pomocą pewnej komedii polskiej, którą bardzo cenię i lubię. Wracam do tego filmu regularnie i serdecznie ją wszystkim polecam. Szczególnie tym, którzy utknęli niepostrzeżenie w domowej rutynie i być może odczuwają z tego powodu gorzki posmak frustracji.

Nie będzie bolało, chociaż film najeżony jest prostymi i stereotypowymi postaciami, oklepanymi tekstami, a cała historia jest wręcz sztampowa. Całość okraszona jest jednak taką dawką humoru, ciepła i życzliwości dla każdego z bohaterów, że ta prostota i szablonowość staje się wręcz sympatyczna i pożądana.

I tak, słuchając męża głównej bohaterki wygłaszającego typową tyradę:

Człowiek haruje ciężko jak wół, marzy o tym, żeby wrócić do cichego i spokojnego domu, ukoić skołatane nerwy, odpocząć i co? (...) Ja rozumiem, że dzieci krzyczą, to są tylko dzieci, ale tobie się dziwię! Żebyś ty wiedziała jak ja ci zazdroszczę! Cały dzień w domu, żadnych kłopotów (...)

czy podpatrując ciotkę Wandę, pastwiącą się nad tymże mężem przyjaciółki:

Tak! I tacy właśnie jesteście! Zdeptać, zmiażdżyć, wbić w ziemię i sprowadzić do roli kury domowej! A potem rzucić nędzny ochłap, pensję! Jak się chce być panem i władcą, to trzeba mój drogi na to zarobić.

mamy świadomość, że owe teksty i sytuacje nie są wymierzone w żadną grupę społeczną czy płeć, nie mają nas buntować czy oburzać, a jedynie rozbawić i być może odrobinę skłonić do refleksji.

Film został nakręcony w 1993 roku, a więc kawałek czasu temu. Realia życia i mentalność społeczna się zmienia, ale nie tak szybko, jak nam się wydaje. Problematyka pokazana w filmie wciąż pozostaje mniej lub bardziej aktualna.

Proszę Państwa, z przyjemnością przedstawiam Komedię małżeńską. W rolach głównych piękna (zawsze) Ewa Kasprzyk i zabójczo przystojny Jan Englert, choć w scenerii życia małżeńskiego z osiemnastoletnim stażem ich urok osobisty jest dość mocno przykurzony i pokryty patyną codzienności. Czy uda im się złamać rutynę i przezwyciężyć kryzys? Zobaczmy ;)

Uwaga! Będą spojlery!

Oto ona, Marysia, pani domu. Chociaż skończyła studia filologiczne i zna biegle trzy języki obce, to zrezygnowała z własnej drogi zawodowej by zająć się rodziną. Być może miał to być stan przejściowy, jednak po osiemnastu latach wciąż tkwi w domu próbując dzień w dzień ogarnąć cyrk na kółkach złożony z trójki dzieci i utyskującego na swój ciężki żywot męża.

A nie jest to łatwe. Dzieci - syn Marek, na oko siedemnastoletni, cierpiący na ból istnienia i trądzik; Kasia, nastolatka z problemami sercowymi i huśtawką nastrojów i wiecznie głodny Rafałek stanowią nieustannie wrzący tygiel kłótni i przepychanek. Wiktor, mąż i ojciec, nie stanowi elementu stabilizującego atmosferę domową, wręcz dorzuca swoje trzy grosze do panującego chaosu. Nie zapominajmy o Baszy, źle wychowanym psie. Oglądając poranną scenę wyprawiania całej czwórki z domu - do szkoły i do pracy, sami czujemy zmęczenie i oszołomienie głównej bohaterki. A to dopiero ranek! Nic dziwnego, że u progu nowego dnia zrezygnowana bohaterka tak komentuje swoje życie:

Nie potrafiłam wychować męża, nie potrafiłam wychować dzieci... nie potrafię wychować psa!

Po takim początku możemy się domyślić, że każdy dzień w rodzinie Kozłowskich wygląda podobnie. Jednak zdarza się coś, co sprawia, że Maria zrywa z rutyną - Wiktor wrabia ją w niezaplanowane przyjęcie dla kolegów z pracy, które ona ma przygotować w ciągu jednego popołudnia. Bombardowana telefonami z coraz to nowszymi wymaganiami ze strony Wiktora ("i postaraj się ładnie wyglądać, może byś poszła do fryzjera?") staje na skraju załamania nerwowego.

Gdy dzieci po powrocie ze szkoły rozpoczynają swój jazgot, salaterka z sałatką idzie w drzazgi a Wiktor staje w drzwiach i stwierdza: "niedobrze wyglądasz Mario, myślałem że pójdziesz do fryzjera, czy kosmetyczki. Dlaczego nie poszłaś? Nie rozumiem. Dzieci idą do szkoły, ja idę do pracy a ty masz cały dzień wolny!" Maria pęka. A gdy na dodatek odkrywa w kieszeni męża niedwuznaczne selfie z dwoma panienkami cyknięte polaroidem po cichu pakuje się i wychodzi. Do "fryzjera".

Od tego miejsca akcja biegnie dwoma torami - obserwujemy poczynania Marii, która wsiada w pociąg do Warszawy oraz resztę rodziny Kozłowskich, która pogrąża się w chaosie.

Oba wątki są równie zabawne i wciągające. Marysia zostaje okradziona w pociągu a na dworcu poznaje kloszarda-filozofa Remka (w tej roli Zdzisław Wardejn), która to znajomość rozkwitnie stając się źródłem świetnych dialogów i tekstów:

– Ty jesteś przykładna żona i matka
– Przykładne żony nie uciekają z domu bez słowa
– Potulne nie uciekają. Przykładnym się czasem zdarza

Szaleństwem jest wymagać od filozofa, by żył według swoich maksym!

Pomimo początkowych niepowodzeń znajduje pracę we włoskim biurze handlowym i po raz pierwszy od wielu lat może zadbać tylko o siebie i zaznać odrobiny luksusu. Przy okazji okazuje się, że ta wymiętolona kura domowa piękną kobietą jest. Nie ona jedna o tym zapomniała.

Równolegle obserwujemy zmagania Wiktora i trójki dzieci z rzeczywistością domową. Do Wiktora zaczyna docierać, że "siedzenie w domu", którego tak żonie zazdrościł, ma się nijak do jego wyobrażeń. Miota się pomiędzy stanowczością, złością na żonę i bezradnością, by w końcu, w obliczu choroby dzieci, zadzwonić do ciotki Wandy.

Jest to akt ostatecznej desperacji, gdyż Wanda (w tej roli świetna Ewa Dałkowska), przyjaciółka Marii jest zagorzałą feministką i członkinią Ligi Wyzwolenia Kobiet. Wprowadza się do opuszczonej rodziny i rozpoczyna twarde rządy nie szczędząc Wiktorowi wykładów na temat jego nikczemności. Pomimo feministycznego zacięcia i nieustępliwych deklaracji okazuje się nader chętna do zajęcia miejsca Marii u boku Wiktora. Także jej postać jest stereotypowa do bólu.

Koniec końców - Wiktor tęskni za Marią, choć się do tego nie przyznaje, dzieci tęsknią i mają dość ciotki Wandy ("zadzwonić po policję, czy przynieść pistolet gazowy?") a Maria... Maria tęskni i płacze za domem otwarcie. I tak, wraca do domu i do rodziny, ale przywozi nowe porządki. Wiktor próbuje na wstępie wepchnąć ich relację na stare tory, lecz mu się to nie udaje.

I nawet jeśli na początku wydaje się być niezadowolony i pokonany, to my wiemy, że w tej całej historii nie ma przegranych. Ona odzyskuje sporo ze swej oddawanej po kawałku przestrzeni, co zaowocuje w przyszłości zadowoleniem i spełnieniem, a on patrzy na swą wieloletnią towarzyszkę świeżym okiem i widzi kobietę piękną, mądrą i zaradną, strzegącą swych granic i świadomą swej wartości. Być może nigdy jeszcze tak na nią nie patrzył? Czyż to nie piękny początek całkiem nowej historii miłosnej?

Film jest prosty, ale tak zabawny i inteligentny, że za każdym razem bawię się świetnie oglądając go. Na uwagę zasługują bardzo dobre, skrzące się dowcipem dialogi napisane przez Romana Załuskiego i Ilonę Łepkowską. Ogromne pokłady komizmu tkwią właśnie w prostocie i stereotypach - każdy z nas choć raz słyszał niektóre teksty (od dzieci, małżonka, od skarżącej się koleżanki lub kolegi) lub je wypowiedział, nie ma w tym absolutnie nic odkrywczego. A jednak zebrane razem pozostaje świeże i lekkie. Lubię filmy, po zakończeniu których uśmiech długo nie schodzi mi z twarzy.

Serdecznie polecam!


Cytowane dialogi oraz screeny pochodzą z filmu "Komedia małżeńska", reż. Roman Załuski

Sort:  

Zapisuje, będzie co oglądać :)

Genialny film! Stawiam go na tym samym poziomie co "Kogel-mogel". Można wielokrotnie go oglądać, śmiać się i zastanawiać nad tym co w filmie zostało pokazane. I odnosić to do własnego życia.

Świetny tekst!

Dzięki :) To prawda, daje wiele do myślenia! Ten szok, że i my często reagujemy w podobny, sztampowy sposób... albo słyszymy takie same kazania co dzień ;)

Bardzo lubię Komedię małżeńską. To taki trochę Kopciuszek 20 lat później. Książę nadal przystojny - księciuje, Kopciuszek - dał się wtłoczyć na powrót w okolice popielnika, pojawiły się urocze pociechy. Postaci narysowane grubą, ale wdzięczną i serdeczną kreską, absolutnie cudne dialogi.

Urocze, równie stereotypwe dzieci - najstarszy z bólem istnienia, średnia - "bo ja mogę dostać okresu" i "co powie Eliza", najmłodszy - chodzący przewód pokarmowy. Najmłodszy to w ogóle fantastyczna postać - ma piękne riposty i zapytania.

Dodam jeszcze, że bardzo lubię muzykę z tego filmu.

Tak! Od kilku dni chodzi za mną refren z czołówki :)

Zaskakująco mądry film. A kreacje dzieciaków - niespotykane!

Chyba wrócę do tego filmu. Świetnie go opisałaś.

dzięki :)

Oglądałem go jakiś miesiąc temu i też przypadł mi do gustu. Teraz trafiłem na Twój artykuł i już od pierwszego cytatu wiedziałem o czym będzie mowa.

Coin Marketplace

STEEM 0.36
TRX 0.12
JST 0.039
BTC 69965.85
ETH 3540.49
USDT 1.00
SBD 4.71