Józef Maria Bocheński – Ku filozoficznemu myśleniu. Streszczenie

in #polish6 years ago (edited)

Przygotowywałem to streszczenie na własne potrzeby, a nie do publikacji, ale dzielę się nim, bo w sumie może kogoś zaciekawić filozofią. Dużo wątków na bardzo małej przestrzeni jest raczej atutem i nie mam już na myśli mojej piguły, a oryginalne dzieło – cała książka jest napisana trochę w duchu takiego wykładania obszernych podstaw w bardzo krótkim czasie. Tytuły rozdziałów to nazwy osobnych wykładów, które autor wygłosił w Szwajcarii. Czyta się go świetnie, więc zachęcam do sięgnięcia po niego i do potraktowania mojego tekstu jako zwyczajnej powtórki. Wyjątkowo ocena na początku, a nie końcu: 9/10
i-ku-filozoficznemu-mysleniu[1].jpg

Prawa
Praw nie można reifikować, bo jako oparcie dla każdego rozumnego działania, muszą być niezmienne, nie mogą być ujednostkowione oraz nie znajdują się miejscu i czasie. Przeniesienie ich w sferę myśli nie rozwiązuje problemu, ponieważ dusza też ma charakter rzeczy – gdzieś się znajduje, trwa itp. Muszą więc znajdować się gdzieś indziej i być niezależne od nas. Tu rodzi się konieczność podzielenia bytów na realne i idealne, do których należeć muszą prawa. Dla Platona idee istnieją niezależnie od świata „realnego” (dla Platona realne są idee, a nie nasz świat, stąd cudzysłów), zaś dla Arystotelesa mieszczą się one w bycie realnym. Umysł sczytuje istoty rzeczy. Trzeci rodzaj odpowiedzi daje Kant, dla którego byt idealny istnieje tylko w umyśle.

Filozofia
Według Rusella i wielu pozytywistów filozofia to wszystko to, czego nie można jeszcze poddać badaniu naukowemu, ale przecież mamy dziś więcej filozofii, niż kiedykolwiek, a nie mniej, mimo rozwoju nauki! Gdy jakoś nauka usamodzielnia względem filozofii, zaraz powstaje odpowiadająca jej dyscyplina filozoficzna. W USA więcej się pisze o filozofii logiki, niż o czysto logicznych sprawach, co decyduje wg Bocheńskiego o przodowaniu USA w logice.
Innym podejściem do filozofii jest uważanie, że jej dziedzina leży poza tym, co racjonalne. Wpisują się w to stanowisko między innymi egzystencjaliści. Hersch uważa, że filozofia to coś z pogranicza nauki i muzyki, zaś dla Wahla to poezja. Za tą ostatnią opinią stoi kilka racji:

  1. Przy pytaniach granicznych – a te często są pytaniami filozoficznymi – człowiek musi się posługiwać wszystkimi siłami – uczuciem, wolą, wyobraźnią.
  2. Podstawowe dane filozofii (zapewne chodzi o istoty) nie są dostępne rozumowi. Trzeba je uchwycić – o ile to w ogóle możliwe – innymi środkami.
  3. Wszystko, co dotyczy rozumu, w jakiś sposób należy już do tej czy innej nauki, więc filozofii zostaje poetyckie rozumowanie na granicy rozumu.
    „O czym nie można mówić, o tym należy milczeć." – Wittgenstein

Mimo tego, co filozofowie twierdzą, zawsze uciekali się do rozumowych wyjaśnień i filozofia była dla nich nauką, bo są tylko dwie drogi poznania czegoś: bezpośredni ogląd albo wywnioskowanie – chociaż obie są po prostu aktem rozumu. Co więc jest jej dziedziną? Jest kilka odpowiedzi:

  1. Teoria poznania
  2. Wartości.
  3. Człowiek (Przedstawiciele tego poglądu uważają, że wszystko odnosi się jakoś do człowieka, a z tego poglądu rezygnują przecież nawet humaniści)
  4. Język.
    Dla Bocheńskiego filozofia jest po prostu nauką o podstawach.

philosophy-2603284_640.jpg

Poznanie
O poznaniu są dwa wykłady. Jest tu mnogość wątków, ale bardzo luźno powiązanych ze sobą. Jest więc o wewnętrznej sprzeczności sceptycyzmu epistemologicznego, który już jest formą poznania wraz z przedstawieniem trzech słynnych twierdzeń Gorgiasza. Jest Kartezjusz mówiący, że zmysły nas zwodzą i przykład bólów fantomowych jako zobrazowanie niepewności czucia oraz przywołanie krytyków Kartezjusza mówiących, że pomieszał on treść myślenia z samym myślącym. Cogito dowodzi, że istnieje jakieś myślenie, ale nie mówi nic o istnieniu myślącego. "Coś istnieje" poprzedza „ja istnieję". Potem jest Dilthey, nawiązujący do Williama Jamesa i idący śladami Dunsa Szkota, uważający, że dopiero jakieś poważne przeżycie upewnia nas, że świat istnieje np. wybuch wulkanu u Jamesa. Ale po co nam te wrażenia, skoro rzekomo zmysły nas zwodzą? Albo przez poznanie coś wiemy, albo nigdy się nie dowiemy.
W drugiej części mamy koncepcje prawdy: logiczną (myśl odpowiada rzeczy), ontologiczną (rzecz odpowiada myśli), pragmatyczną (prawdziwe jest to, co jest przydatne). Ta ostatnia jest zbędna, bo nawet pragmatysta musi uznawać prawdę w znaczeniu zgodności. Następnie jest przywołany Kant, dla którego prawdy istnieją tylko w myśleniu – poznanie jest twórcze. Przecież jednak jeśli promień światła pada na rzecz ciemnościach, to ta rzecz jest w świetle, ale nie wewnątrz samego źródła świetlnego.

Myślenie
Myślenie to ruch wyobrażeń i pojęć, a myślenie naukowe to myślenie zdyscyplinowane, ukierunkowane na wiedzę. Samo spojrzenie na przedmiot nie wystarczy, by wiedzieć o nim wszystko. Rzeczy mają wiele ciemnych stron, aspektów. Chcąc dobrze rzecz poznać, trzeba myśleć. Np. czerwona plama ma co najmniej siedem elementów: podłożę, barwę, rozciągłość, kształt, tonację, intensywność i nośnik. Taka analiza przedmiotu w celu uchwycenia jego istoty to u Husserla fenomenologia, ale raczej nie korzysta się z niej w naukach szczegółowych – tam króluje wnioskowanie, na które składają się przesłanki i reguły wnioskowania. I tutaj pada ciekawa uwaga: nauki przyrodnicze mówią o prawdopodobieństwie, a nie o prawach! Skąd wiem, że jutro wstanie Słońce? „Kot babci też zawsze siedział na parapecie, a już nie siada.” Trzeba zachować zawsze rezerwę poznawczą i być gotowym na uwzględnienie nowych danych. Zdaniem filozofii jest ochrona takiego autentycznego myślenia przed nonsensem, ideologią i urojeniami.

Wartość
Autor uważa, że wartości są czymś idealnym jak prawa matematyczne, ale że nie istnieją one w żadnym platońskim niebie, a w duchu. Są one zmienne, o ile człowiek jest zmienny i są stałe, o ile człowiek wykazuje jakąś stałą konstytucję. Faktycznie dzieją się obie te rzeczy i morderstwo matki będzie zawsze złe, a niesłuchanie się rodziców już niekoniecznie.
Dla empirystów wartości są względne i zmienne. Ludzie przyzwyczajają się do swoich ocen ze względów użytecznościowych. Pozytywiści tez mówią o użyteczności (nie wolno zabić matki, bo może mieć kolejne dzieci). Wartości są dla nich realne, ale tożsame z postawami; być może nie słusznie i trzeba rozróżnić: nośnik wartości, samą wartość i postawę człowieka wobec wartości. Oceny mogą być zmienne, ale same wartości nie. Powoływanie się na różnice kulturowe przez relatywistów, idealiści miażdżą stwierdzeniem, że Egipcjanie mieli fałszywy wzór na pole powierzchni trójkąta, co nie znaczy, że prawdziwy wzór nie istnieje.
Istotny w tym wykładzie jest jeszcze podział wartości na trzy rodzaje: 1.moralne (mówią o powinności czynności, a nie tylko o istnieniu), 2.estetyczne (tylko powinność istnienia) i 3.religijne (z których dokładniejszego opisu Bocheński rezygnuje).

ethics-2991600_640.jpg

Człowiek
Jest to zwierzę wyróżniające się rozumem – nie wyróżniają go z pewnością emocje, bo często i krowy wykazują się bogatszymi uczuciami, niż niektórzy ludzie. Człowiek nie tylko ma więcej inteligencji, ale inny jej rodzaj. Ma ona pięć głównych przejawów:

  1. Technika - wytwarzanie złożonych narzędzi (kij małpy się nie liczy)
  2. Tradycja - człowiek w nią wrasta, a nie ona wyrasta z niego. Może się jej uczyć dzięki złożonemu językowi.
  3. Postęp - zwierzęta przekazują wiedzę kolejnym pokoleniom, ale wiedzę stałą. Ludzie zaś przekazują innym ludziom nową wiedzę.
  4. Abstrakcyjność i ogólność. Człowiek ma poznanie dla samego poznania.
  5. Refleksja - człowiek jako jedyny wie, że ma umrzeć i jako jedyny pyta o sens życia.
    Czyli można powiedzieć, że człowiek istnieje w świecie, ale nie należy do świata. W tym miejscu Bocheński oznajmia czytelnikowi, że znaleźliśmy się na terenie antropologii, czyli filozoficznej nauki o człowieku. Jej centralnym pytaniem jest: jak pogodzić zwierzęce ciało z duszą? Leibniz powie tak: wyobraź sobie mózg w wielkim powiększeniu tak, by można w nim było się poruszać, jak w młynie. Zobaczysz ruchy różnych ciał, natomiast nie zobaczysz czegoś takiego jak myśl. Z kolei dla umiarkowanego materializmu świadomość istnieje, ale jest ona jedynie funkcją ciała. Arystoteles powie, że człowiek jest całością i ma różne funkcje, w tym i duchowe (czyli świadomość to funkcja człowieka, a nie ciała!). Ostatnią znaczącą grupą są skrajni Platonicy, Kartezjusz i współcześni egzystencjaliści, którzy uważają, że człowiek jest jedynie duchem/egzystencją. Wszystkie te rozważania rodzą dwa pytania: 1. Czy człowiek różni się czymś istotnie od zwierząt? 2. Jaki jest stosunek tego czegoś do innych składników jego istoty?
    Pod koniec autor zwraca uwagę, że człowiek wyróżnia się też tym, że jest niedokończony, niespokojny, nieszczęśliwy. Ciągle jest nastawiony na jakiś nowy postęp. Tak jakby mogła go zadowolić tylko nieskończoność. No i na ten problem istnieje oczywiście kilka prób odpowiedzi:
  6. Człowiek musi utożsamić się z czymś szerszym już tutaj, zwłaszcza ze społeczeństwem (bardzo popularne po XIX wieku).
  7. Człowiek w ogóle nie ma sensu (egzystencjalizm).
  8. Osiągnięcie nieskończoności osiągalne poza doczesnością (podejście popularne już od Platona).

Byt
W języku polskim ma dwa znaczenia: 1. konkretne: byt to wszystko, co jakoś jest 2. oderwane: byt to abstrakt z tego, co istnieje. Bocheński deklaruje mówienie o bycie w pierwszym znaczeniu, ale zanim będzie to miało miejsce, trzeba wykazać istnienie i sensowność ontologi, którym pozytywizm i idealizm teoriopoznawczy przeczą. Ten ostatni na przykład uważa, że o bycie już wszystko powiedziały nauki szczegółowe; filozofia ma tylko wyjaśnić, skąd się bierze poznanie, a byt należy sprowadzić do myślenia. Ontolodzy odpowiadają, że nauki szczegółowe nigdy nie zajmowały się problemem możności, czy kategorii i że myślenie JEST BYTEM, więc uwaga idealistów ma co najwyżej takie znaczenie, że postuluje istnienie co najmniej dwóch rodzajów bytów. Określanie ich wzajemnych stosunków to już ontologia, także tego…
Co do pozytywistów, to dla nich zdanie „pies jest zwierzęciem" jest nauką, a zdanie „pies jest substancją" już nie. Nie mówimy wtedy niby o psie, a o słowie „pies". Czemu jednak bardziej ogólne ujęcie, niż „zwierzę" albo „ssak" miałoby być nienaukowe? Ta argumentacja zaczęła trafiać do ludzi i najsłynniejszym przykładem nawróconego pozytywisty, uprawiającego ontologię jest Quine.
No dobra, to mamy ontologię, ale co ona może powiedzieć więcej, niż „byt jest bytem”? Autor zachęca nas do przyjrzenia się pojęciu „nicości”. Egzystencjaliści mówią, że nicość istnieje, inni uważają, że to istniejąca nicość to sprzeczność. Bocheński uważa, że istnieje ona idealnie jako brak w bycie realnym, co wyjaśnia, czemu w ogóle możemy o niej mówić. Stwierdza nawet, że brak jest czymś realnym i ciąży na wszystkich znanych nam bytach.
Potem na warsztat jest wzięta „możliwość” i wynikający z niej podział na realnie możliwe i realnie rzeczywiste. Za podziałem byłby Arystoteles, przeciwko: Parmenides, megaryjczycy, Nicolai Hartmann i Sartre. Z rozmów o możności wypływa problem kategorii, które autor podzielił na trzy główne: substancje, cechy i relacje/stosunki. Ciężko wyobrazić sobie myślenie bez nich, między innymi dlatego Whitehead i Rusell założyli je w swoim systemie matematyczno-logicznym, choć istnieją oczywiście filozofowie obchodzący się bez nich, np. Leibniz stworzył system, w którym nie ma żadnych realnych stosunków, zaś u Hegla są same stosunki.
Tu pojawią się kolejne dwa problemy ontologiczne: wszystko, co istnieje to nagromadzenie stosunków i cech, a może jednak istota bytu to jakaś jego cecha podstawowa? Dla wspomnianego przed chwilą Hegla wszystkie stosunki rzeczy są „wewnętrzne” i konieczne; razem tworzą istotę. Ale przecież nie wszystkie stosunki są konieczne. Dla istoty człowieka nie ma znaczenia czy stoi, czy siedzi.

color-3207345_640.jpg

Społeczeństwo
Podstawowym zagadnieniem filozofii społecznej jest pytanie: co w społeczeństwie jest realne i w jakim stopniu? Dla większości ludzi potęga państwa jest czymś najoczywistszym w świecie. John Stuart Mill powiedział, że nie wolno nam się zachowywać jak chcemy, nawet w najbardziej liberalnym społeczeństwie. Coś w tym jest, społeczeństwo zdecydowanie wpływa na nasze myślenie, uczucia i duchowość. Po takim wstępie Bocheński zaczyna omawiać indywidualizm, rzekomo według którego społeczeństwo nie istnieje realnie, a jest sumą jednostek; państwo zaś to tylko osoby sprawujące władzę. Autor twierdzi, że indywidualizm powinien wyjaśnić fakt nacisku społeczeństwa na jednostkę, albo traktować go jako coś nierealnego, bo jednostki+nacisk to coś innego, niż same jednostki. Trochę nie wiem skąd pomysł nieistnienia u indywidualistów relacji i rzekome uznawanie przez nich za realnie istniejące wyłącznie substancji, to brzmi jak jakiś Leibniz i nigdy nie słyszałem, by jakiś filozof polityki powoływał się na niego.
Po tym następuje poprawne stwierdzenie z fałszywych przesłanek, że prowadzi to do społeczno-etycznego indywidualizmu i jako przykład podaje oczywiście Stirnera i odrzucenie „obowiązków społecznych"; w międzyczasie Bocheński bredzi też coś o jakichś „prawach społeczeństwa”.
Następnie przeciwstawia indywidualizmowi dwa warianty uznawania społeczeństwa za coś realnego: uważanie, że istnieje w społeczeństwie tylko jedna substancja i że ludzie to tylko części całości o raz uważanie, że istnieją tylko relacje (Hegel). Wszystko to autor traktuje jak skrajności i proponuje umiarkowane podejście Arystotelesa, wg którego istnieją i substancje i relacje. Czyli pełną realnością są ludzie, a społeczeństwo to coś więcej, niż suma ludzi. Z Tego Bocheński wyciąga dziwny wniosek, że „obowiązki wobec społeczeństwa są obowiązkami autentycznymi — mają tę samą wiążącą siłę moralną, co obowiązki wobec jednostek”, ale nie mamy obowiązków wobec ludzi tylko i wyłącznie z natury albo wymaga to dodatkowego dowodu. Dobrze tylko napisał tutaj, że ludzi wiąże dobro ogółu, osiągalne tylko w grupie i nierozerwalne wobec dobra jednostki.

Absolut
Są dwie drogi do Boga: religia i filozofia, ale ta pierwsza cieszy się większą popularnością.Whitehead uważał, że wśród czołowych metafizyków naszego kręgu kulturowego tylko Arystoteles myślał o Bogu niezależnie od wiary i że nie da się o nim powiedzieć więcej, niż zrobił to Stagiryta, co Bocheński z kolei uważa za przesadę, bo mało który wielki myśliciel wypierał się Absolutu. Dla autora pytanie nie brzmi czy Bóg istnieje, a czy jest on Osobą, Duchem, bo jak ktoś odrzuca chrześcijaństwo, to i tak zazwyczaj wierzy w jakąś wieczną materię i nieskończony wszechświat. Autorytet i „zazwyczaj” nie są jednak dowodami, więc po tym następuje omówienie sposobów ustalenia istnienia Boga. Pierwszy sposób to intuicjonizm, którego zwolennicy uważają, że Bóg jest dany wprost (należą do tej grupy między innymi materialiści, którzy nigdy nie przedstawili dowodu, że istnieje jakaś nieskończona, wieczna materia, więc pewnie mają w to bezpośredni wgląd). Znanym i bardziej jawnym przedstawicielem jest np. Bergson, który, żeby było śmieszniej, nie mówił o sobie, ale o mistykach i zbudował nawet na tym swój dowód na istnienie Boga. Od czystych intuicjonistów należy odróżnić np. Maxa Schelera i Karla Jaspersa, którzy twierdzili, że istnieje doświadczenie Boga, ale nie w nim samym, a w jakimś bycie skończonym. Dla Jaspersa egzystencja człowieka ustosunkowuje się do siebie samej. Ten rodzaj wglądu w skończoną egzystencję pozwala uchwycić Nieskończoność na zasadzie przeciwieństwa.
Drugie stanowisko zajmują illacjoniści, dzielący się na dwie grupy. Pierwszą zasilają Anzelm z Canterbury, Kartezjusz, Spinoza i Hegel, uważający, że istnienie Boga można wywnioskować a priori, jak definicję trójkąta, co odparli to św. Tomasz i Kant. Drugiej grupy najbardziej znaczącym przedstawicielem jest Whitehead. Według niego w świecie można stwierdzić ciągły proces stawania się. Stoi za nią „creativity", pewna siła stwórcza. Są też prawa przyrody, określające czemu jabłko będzie czerwone, a nie niebieskie. Ale czemu właśnie takie? Tego nie wiemy. Whitehead uważał, że zadaniem filozofa jest racjonalne pojmowanie. Musi zakładać, że w świecie panuje rozum (jest to też podstawowe założenie nauki, ale filozofia w przeciwieństwie do niej stosuje racjonalizm bez ograniczeń). Filozofia ma nie tylko prawo, ale i obowiązek pytać: dlaczego? I wówczas stwierdza, że Bóg musi istnieć jako „zasada konkretyzacji" – racja dlaczego rzeczy są takie, a nie inne. Czemu istnieje świat i czemu ten? Nie ma on w sobie żadnej racji istnienia, a jak ma, to jest absolutem. Kto to odrzuca, jest irracjonalistą. W świetle tego wywodu są nimi idealiści, pozytywiści i najbardziej szczery z nich wszystkich Sartre, który dość jasno formułuje dylemat: Bóg albo absurd. I wybiera absurd. Dla Bocheńskiego "To nie tylko egzystencjalista, ale i metafizyk wysokiej klasy".
Zaczyna się w tym miejscu zastanawiać: czemu niektórzy filozofowie mają problem z przyjęciem Boga? Zwraca uwagę, że Bóg albo jest jak inne byty (co jest nieprawdą) albo jest niepoznawalny, co też jest nieprawdą, bo wiemy, że istnieje. „Filozofia" Jaspersa ma być dla autora drogą pośrednią, jak również teoria analogii św. Tomasza, ale ich niestety nie omawia.
Kolejną trudnością jest stosunek Boga do świata. Panteizm jest wewnętrznie sprzeczny, a Bóg-stawanie się oznaczałoby twardy determinizm. Rozwiązaniem tych problemów jest istnienie Boga ponad światem/obok niego.
Na końcu jest krótkie różnicowanie podejścia filozofa i wierzącego w kwestii Boga.

Sort:  

Btw, notka biograficzna prof. Bartyzela ;)

http://myslkonserwatywna.pl/jozef-maria-bochenski/

Kilka miesięcy temu nabyłem "Wspomnienia" ojca Bocheńskiego, ale jeszcze czeka na swój czas. Być może ten czas właśnie nadszedł :) Dzięki!

Congratulations @okcydentalista! You have completed some achievement on Steemit and have been rewarded with new badge(s) :

Award for the number of upvotes

Click on any badge to view your Board of Honor.
For more information about SteemitBoard, click here

If you no longer want to receive notifications, reply to this comment with the word STOP

Do you like SteemitBoard's project? Vote for its witness and get one more award!

Coin Marketplace

STEEM 0.29
TRX 0.12
JST 0.033
BTC 63464.16
ETH 3111.33
USDT 1.00
SBD 3.98