Fiodor Dostojewski – Bracia Karamazow. Minirecenzja.

in #polish6 years ago (edited)

karamazow.jpg

Ponoć Freud i Einstein zachwycali się tą książką. I co z tego, skoro to żadne autorytety w dziedzinie sztuki, czy filozofii? Czym mamy się zachwycać? Zbędnymi bohaterami, czy scenami? A może kiepskim układem tekstu, czyniącym bohaterów oczywistymi od samego początku oraz kastrującym zupełnie rzekomy emocjonalny motor – mający dać czytelnikowi wytchnienie od myślenia – w postaci wątku kryminalnego, którego rozwiązanie jest oczywiste od momentu jego zaistnienia? Kryminały mnie ziębią, więc można przymknąć oko, ale serio – streszczanie na samym początku biografii każdej postaci to to słynne „mistrzowskie pióro”? Przecież to zabija całą ciekawość, skoro z góry wiadomo z kim będziemy mieli do czynienia. Zachowania i przemyślenia postaci będą aż nazbyt oczywiste.

Coś innego? Niedorzeczna scena hulanki Dymitra męczyła tak niewyobrażalnie, że modliłem się o koniec. W ogóle jakoś na te rejony książki przypada największe natężenie zbędnych słów, przedłużających wszystko i spalających cenny czas czytelnika. Szeroka natura karamazowska – dość oczywiste, więc po co to wyłuszczać? Człowiek jest zdolny do przebywania duchem i w piekle i w królestwie niebieskim; może czynić dobro i zło, przy czym tych czynów nie musi dzielić jakaś duża porcja czasu. I co z tego? Po co mi o tym mówisz, Fiodorze? Skojarzyło mi się to z książkami Ayn Rand, przy czym łopatologiczne wstawki pani Alicji mają tę wartość, że komunikują faktycznie jakąś ciekawą filozofię i oryginalne myśli. Jaką filozofię nam oferuje Dostojewski? Np. próbuje nas przekonać, że należy poddawać się nierozsądnym namiętnościom „płynącym z wielkiej miłości”. Jest to oczywista bzdura, bo ostatecznie doświadczenie zawsze pokazuje, że rozsądek opłaca się bardziej i zapewnia mniej cierpienia. Szczęście towarzyszy tylko osiąganiu rozumnie wyznaczonych celów, jak nas przekonywał Stagiryta, zaś nieodłącznym elementem celów wyznaczonych bezrozumnie jest cierpienie. Upoetycznianie irracjonalnych zrywów, wpychanie ich apologii w usta diabła czy samego Dionizosa, nie zmieni ich istoty. Jeśli założymy, że Dostojewski mówiąc o miłości miał na myśli agape, boską siłę stwórczą, to postępowanie w zgodzie z obiektywnym źródłem praw wszelakich nie będzie czymś nierozsądnym, a jedyną słuszną ścieżką. Wybór czy Dostojewski nie umie wyrażać swoich myśli, czy umie i po prostu bredzi, pozostawię Wam.

moscow-1937273_640.jpg

To może dla odmiany teraz coś pozytywnego. Szanuję tę powieść za krytykę bezmyślnego umierania za sprawę, a także za krytykę: nihilizmu, socjalizmu i odczłowieczania człowieka poprzez zdejmowanie z niego odpowiedzialności jakimiś biednymi filozofiami czy teoriami socjologicznymi. Fiodorowi udało się, jeśli nie przedstawić w pełnej krasie, to chociaż zarysować z grubsza fakt, że cała ta ateistyczna pasza służy zastąpieniu Boga i że ma opłakane skutki. Można nazwać „Braci Karamazow” całkiem przyzwoitą apologetyką, bo wielu osobom pokazała jak ważnym oparciem dla człowieka jest bezwarunkowa miłość Boga, stanowiąca wyspę czystości, na której dusza może się zregenerować.

Mimo tych wszystkich dłużyzn, dostarczających raczej negatywnego odczucia irytacji i zmęczenia, były takie momenty, które potrafiły mnie poruszyć i wypełnić swoje podniosłe zadanie dzieła sztuki. Minimalnie, więc nie polecam lektury, ale jakby w zaświatach austriacki akwarelista palił idee książek, czego konsekwencją byłaby dezintegracja całych nakładów danych tytułów, to tej pozycji bym mu nie dał spalić.

Dobra, to jak w przeciwieństwie do Dostojewskiego przestałem udawać, że trzymam was w niepewności co do werdyktu, to mogę spokojnie dokończyć listę zalet. Ładnie opisane było chociażby uczucie oddalenia od Boga, z podświadomą wiedzą, że on tam jest i czeka, a grzesznik się wygłupia:
„- Pan nie wierzy? Co panu jest? - cicho i z trwogą zapytała Lise. Lecz Alosza nie odpowiedział. W tych nieoczekiwanych słowach było coś zbyt tajemniczego i zbyt subiektywnego, czego może sam nie rozumiał, ale co go już niewątpliwie dręczyło.”

Żeby nie przesadzać z cytatami, dam jeszcze jeden, ostatni, będący słowami starca Zosimy:
„Z ludźmi trzeba się obchodzić jak z dziećmi, a z niektórymi to nawet jak z chorymi w szpitalu.”

Co pocytowane to moje, to teraz problem cierpienia. Gdy jest on oderwany od taplania się w duszy-bajorze jakiegoś słabego bohatera, to jest problemem, dla którego akurat w literaturze widzę miejsce. Warto to zaznaczyć, bo często jestem źle rozumiany w tej kwestii i przypisuje mi się jakieś skrajne oderwanie od rzeczywistości. Dostojewski podjął problematykę kosztu „zerwania jabłka przez Ewę” i odpowiedział na nią w tymże samym miejscu książki jednym wersem, ale tenże ma znaczenie tylko dla chrześcijanina pełnego łaski – każdy inny nie dostrzeże tego, że rozwiązanie ma pod nosem i nie odczuje jego potęgi, przez co zamiast skonfrontować się z problemem, podda się rozpaczy albo spróbuje go zepchnąć do poziomu nieświadomości, by zachować równowagę emocjonalną.

Ostatnie trzy zalety to rozróżnienie miłości od zakochania, ładne zarysowanie skrajnego łaknienia sprawiedliwości, nawet za cenę autodestrukcji oraz ujawnienie przepisu na uchwycenie istoty życia: zaleca się kochanie go przed logiką. Gdy pokochasz życie, dopiero pomyśl o jego istocie, a będziesz zbawiony.

Zbliżam się do wystawienia oceny, więc warto jeszcze uwzględnić ahistoryczne wstawki antykatolickie i błędną teologię, sugerującą mniejszy niż w rzeczywistości związek Starego i Nowego Testamentu. No i przygasić musimy przebłyski entuzjazmu, gdy uwzględnimy mnogość postaci, postępujących wbrew sobie i obdarzonych niskim poczuciem własnej wartości. Jeden Alosza powieści dla arystokraty ducha nie czyni.

5,5/10

Publikowane wcześniej tu: http://lubimyczytac.pl/ksiazka/53781/bracia-karamazow/opinia/20477422#opinia20477422

Sort:  

Bardzo chciałbym sie wypowiedzieć, ale niestety książki nie czytałem :(

Coin Marketplace

STEEM 0.35
TRX 0.12
JST 0.040
BTC 70797.92
ETH 3553.00
USDT 1.00
SBD 4.76