Zygmunt Wasilewski - Myśl Przebudowy - Linia wytyczna ideału

in #polish5 years ago (edited)

Zygmunt Wasilewski - Myśl Przebudowy -  Linia wytyczna ideału

Każdy człowiek ma swoją gwiazdę, ma ją też naród. Jest to przenośnia astronomiczna faktu prawdziwego, zachodzącego w duszy. Przedmiot dążeń najodleglejszych, osobiście nie zawsze dosięgalny, zawsze leżący poza sferą użycia doraźnego a samolubnego, ideał świeci jak gwiazda nad kolebką wymarzonego odrodzenia.

Oto co jest najbardziej ludzkiego w człowieku. Przyrodniczo biorąc, przecież i człowiek jest dziełem rozwoju tylko, może jego kwiatem, ale zawsze wynikiem przyczyn, produktem mimowolnym tego, co było przed nim w stworzeniu. A jednak zaczyna się w nim nowy cykl świata. Nic w tamtym świecie wspólnym nie ma ideału, tylko on. Jeżeli dar świadomości uznamy za dywidendę rozwoju, to dar rzutowania ideału możemy nazwać superdywidendą ewolucji świata. Człowiek posiadł celowość - wywiązują mu się w duszy cele, które jak gwiazdy zapala na swoim niebie, dąży do nich całe życie i zostawia je pokoleniom. Człowiek zbiorowy - naród - idzie też za swoją gwiazdą.

Naród polski z natury rzeczy musi żywiej niż inne, wolne narody, wzniecać w sobie zdolność wyraźnego widzenia ideału, żeby się nie zabłąkać i zbliżać się do jego realizacji. Gdzie indziej nastawiony jest kierunek rozwoju w karbach narodowej państwowości, więc ludzie swobodniej odwracają od swej gwiazdy uwagę na rzeczy przyziemne. Nas wszyscy wszędzie pragną zbłąkać w kierunku; ogół niema jeszcze dostatecznie utrwalonego w instynktach poczucia tego dążenia; stąd więc pochodzi, że tyle się u nas myśli i mówi o najogólniejszych ideałach narodu, tak elementarnych, jak niepodległość. Uczymy się, nieco zapóźnieni w rozwoju duszy narodowej, tego, co powinno już być w instynktach i w podstawie świadomości, jako rzecz, której się już nie spostrzega, bo jest stała - jak powietrze i światło dzienne, jak ciepło słońca, lub zieleń drzew.


Ten brak nałogu i wprawy w noszeniu gwiazdy nad czołem daje naszej duchowości charakterystyczną cechę romantyczną, z której także zdawać sobie trzeba sprawę.

Na czym ta właściwość romantyczna polega? Właśnie na tym, że nas świadomość ideału kosztuje wysiłku, gdy normalnie powinna leżeć w nałogu. Normalnie człowiek cywilizowany pracuje i tworzy na terenie, jaki mu przypadł, w ten sposób, że mechanicznie podporządkowuje wszystkie ruchy pod jeden kierunek pożytku i odległego ideału narodowego. U nas samo życie jeszcze się tak nie układa. Trzeba ciągłego nakładu teorii i podniet, aby ten kierunek uprzytomniać. Oczywiście dzieje się to wskutek niskiego wyrobienia duszy zbiorowej, więc ta praca nad świadomością i uwagą ogółu w sprawach elementarnych ideału będzie jeszcze długo trwała.

Ale na tym tle dopiero rodzą się zjawiska znamienne dla naszego życia duchowego. Wytworzył się proceder umysłowy traktowania ideału narodowego jako osobnego fachu, jako czegoś, co istnieje poza życiem realnym. Za tym poszło, że w ogóle cała sprawa narodowa wydaje się pewnym umysłom rzeczą świąteczną, czymś, czego się nie dokonywa przez inne zajęcia, ale czymś, co samo w oderwaniu jest twórczym, jako fach zbawiania. Wydawało się już, że można zbawić naród przez poezję. A jednak życie przekonało, że ten naród, który nasi wielcy poeci traktowali, jako wielkość wiadomą, w której niema już nic do zmienienia - tylko go z zewnątrz porwać jakąś siłą i wyprowadzić na drogę - że ten naród, jest dopiero polem, które należy uprawić; że trzeba go stworzyć na typ nowożytny, przerobiwszy go od góry do dołu, aby jednym był ciałem i jedną miał świadomość. Pomimo to pozostało u nas dotąd wiele poetyckiej skłonności odrywania sprawy narodowej i jej ideału od prawdy życia, od ciała i nadawania idealistycznej pracy duchowej narodu samoistnego znaczenia, jako fachu, spełniającego się poza życiem realnym.

Jednym słowem, pracując nad świadomością narodową, mamy skłonność wyodrębniać ją z zakresu życia ogólnego. Jest to tendencja ta sama, którą pogrzebano już szczęśliwie w psychologii — tworzenia antytezy między duchem i ciałem.


Wracając do astronomicznej przenośni, powiem, że z ideałem jest istotnie tak, jak z gwiazdą. Ta przecież jest nam dostępna tylko dzięki powietrzu, które doprowadza promienie. Powietrzem zaś ideału jest życie; po za nim jego istnienie jest metafizyczne.

Nieraz, przyjrzawszy się naszym ludziom, goręcej uświadamiającym sobie sprawę polską i jej ideał, spostrzegamy, że skłonni są do przeciwstawiania się rzecznikom spraw realnych i konkretnych, jakie życie przynosi do załatwienia, dlatego, że ci nie wygłaszają przy tern teorii najodleglejszego ideału, albo nie zajmują się nią wyłącznie. To jest tło antagonizmu psychicznego, do którego dorabiane są zależnie od okoliczności doktryny socjologiczno-polityczne.

O ile umysły czynne i w stwarzaniu teorii twórcze tak się wyodrębniają, jest jeszcze pół biedy. Gorzej, gdy ten system wchodzi w obyczaj myślenia ogólnego i gdy przez to stwarza się taki schemat życia duchowego: życie realne i powszednie jest dziełem mechanicznej przypadkowości i oportunizmu, sprawa zaś narodowa z gwiazdą ideału, jako specjalny fach, jest sprawą patriotyzmu; życie realne podlega prawu przyczynowości i dzieje się samo, celowość - przyświeca tylko uczuciom, marzeniom i myślom o ideale politycznym narodu, lub czynnościom bezpośrednio do osiągnięcia tego ideału skierowanym.

Tendencja ta na najniższym a najpowszechniejszym szczeblu uświadomienia przedstawia się konsekwentnie jako zupełny rozbrat patriotyzmu z życiem, jako zanik czynnego pierwiastka w tym uczuciu społecznym, jako ściągnięcie sprawy narodowej do poziomu parady świątecznej.


W ten sposób można, siedząc w kraju, wyemigrować z życia narodowego. Przypatrzmy się pod tym kątem naszemu społeczeństwu: czy nie robi czasem wrażenia, jakby psychicznie wyemigrowało ze swej skóry, ze swego ciała, z ciała swoich spraw żywych? Zachowuje się nieraz tak, jakby myślało i mówiło o sobie w trzeciej osobie. Najżywotniejsza sprawa kultury, bytu ekonomicznego zdaje się nie dotykać nas samych, tylko jakiejś drugiej osoby, której na imię: kraj, społeczeństwo, lub jakieś mistyczne pojęcie „przemysł krajowy” itp. To, co jest centrem świadomości, co się nazywa naszym „ja“ - formułujemy sobie na innym polu, obok - to „ja” przywykliśmy wywoływać z siebie na obchodzie narodowym, gdy mowa w oderwaniu o sprawie narodowej i jej ideale...

Ale w tych warunkach psychicznych nie może to „ja” narodowe być głębokie. To najczęściej wyraz, dźwięk; w najlepszym razie - sentyment poetycki, estetyczne, nie obowiązujące współczucie z teoretyczną ojczyzną. Duszy, niemającej swego ciała, niema nigdzie. W tych warunkach, pomimo najpiękniejszych obchodów narodowych i najwznioślejszych słów, sprawa narodowa nie znajdzie prawa obywatelstwa w życiu, jej rzecznicy realni, przelicytowani będą zawsze podczas obchodów i manifestacji, a na gruncie codziennej pracy politycznej uchodzić będą za frakcję utopistów, która przeszkadza swobodnemu wikłaniu się stosunków i biegowi mętnej wody.


W odosobnieniu idea narodowa więdnie, zamieniając się w frazes i gest, a sprawy społeczeństwa na złe schodzą tory. Te sprawy od ważnych do najdrobniejszych powinny być przesiąknięte ciepłem tej idei, prześwietlone jej światłem. Wszystko, co narodu tyczy, należy do sprawy narodowej. Nie masz granicy między ciałem i duchem. Działanie narodowe nie jest specjalnością, niczyim fachem - jest metodą obywatelską każdej pracy. Wszystko, co życie samo nastręcza, podnosić trzeba do znaczenia sprawy narodowej. I to nie dla sportu i nie z bohaterstwa jakiegoś, jeno z prostego nałogu, że inaczej być nie może, że człowiek musi być cały na co dzień i sprawę ogólną za całość organiczną musi uznawać.

Nie inaczej przecież żyje Anglik lub Niemiec nawet. Każde zboczenie od kierunku idealnego, jaki wytknęła świadomość narodowa, sygnalizują mu instynkty; on musi być sobą zawsze i w dzień powszedni i w święto, a z patriotyzmu nie robi sportu, ani fachu, chyba hakatysta[1]. My nie chcemy hakatyzmu, ale też otrząsnąć się musimy z marzycielskiego patriotyzmu, skłonnego do kierowania sił na użytek poetycki lub sportowy bez związku z pracą realną życia.
Życie realne, pozostawione sobie, pozbawione światła ideału, staje się już nie tylko szarym, ale wprost ciemnym. Jest to wada subiektywna wzroku naszej duszy. Jednostki gorętsze i z polotem, gardząc w głębi duszy zabiegami codziennymi narodu o byt materialny i wyższą kulturę, a szukając bezpośredniego ze sprawą narodową zetknięcia, oduczają ogół od ćwiczenia zmysłu rzeczywistości. Nasi poeci, literaci i ludzie uczeni zdają się mieć za punkt honoru nie wiedzieć o tym, co rzeczywiście dzieje się w społeczeństwie i co się staje jego tragedią. W tej mniej więcej mierze trzyma się umysłowość sfer oświeconych.

Sprzyja temu usposobieniu system szkolny, pozostawiający młodzież ślepą na zjawiska realne życia, po literacku oderwaną od świata. A potem kogo nie wykształci literatura na lunatyka, tego dokończy szkoła biurokratyzmu, robiąc z niego człowieka papierowego, szukającego prawdy w zgodności formalnej faktów pisanych.
W tym paralelizmie życia realnego i literackiego ideału zaginąć mogą bezowocnie najlepsze wysiłki, zmierzające do odrodzenia ducha narodowego. Odrodzić go można przez skierowanie ideału w nurt życia, jakie ono gdzie jest. To życie, prześwietlone na każdym stopniu ideą wielką, nabierze charakteru, stworzy powszechny typ obywatela kompletnego i ugruntuje sprawę narodową na realnych podstawach.

Od pewnego czasu zakorzeniła się w umysłowości polskiej niechęć do wszystkiego, co wiąże się z pojęciem pracy organicznej. Skompromitowało jakoby tę ideę poprzednie pokolenie za czasów pozytywizmu. Romantyzm - powiem na to - też się skompromitował, a pozytywizm także. Wszystkie idee i prądy kompromitują się w społeczeństwie niedojrzałym, które się uczy. Nie znaczy to jednak, aby zasady, w założeniu tych prądów tkwiące, byłe złe same przez się. Przeszliśmy szkołę romantyzmu, gdzieśmy gruntownie poznali prawo życia uczuciowego, potem coraz pobieżniej klasy pozytywizmu i organicznikostwa, gdzieśmy się uczyli praw myślenia ścisłego i pracy. Teraz przyszła kolej na syntezę tych kierunków. Idea pracy organicznej jest wieczna, a jeśli była źle wcielana u nas, to nie w niej leżała wina, lecz w tym, że pokolenie popowstaniowe przez reakcję przygasiło nad sobą gwiazdę ideału politycznego i straciło poczucie ogólnego spraw kierunku.

Bez światła tej gwiazdy wszelki najwznioślejszy program zejdzie na manowce, ale też z drugiej strony samo kontemplowanie jej światła życia nie stworzy. Twórcza rola ideału ziszcza się w pracy realnej, skierowanej do podźwignięcia wszystkich dziedzin życia narodowego. Zbudowany silnie od podstaw naród, z normalnie funkcjonującą świadomością - nie zejdzie z kierunku, jaki mu wyznacza gwiazda przewodnia. Bo ta gwiazda jest światłem dusz twórczych.


[1] Niemiecki Związek Kresów Wschodnich (Deutscher Ostmarkenverein), zwany potocznie Hakatą od pierwszych liter nazwisk założycieli – Ferdynanda von Hansemanna, Hermanna Kennemenna i Henryka von Tiedermanna. Niemiecka organizacja działająca na rzecz germanizacji ziem polskich. [red.]


Wcześniejszy rozdział:
Zagrożona budowa
Następny rozdział:
Dwa patriotyzmy



Spis treści i dokumenty do pobrania


Tekst opracowany na podstawie: Zygmunt Wasilewski, Myśl przebudowy. Rozmowy z młodym przyjacielem, Zakład Gebethnera i Wolffa, Warszawa-Lublin-Łódź-Kraków 1912


Tekst zdigitalizowany został w ramach projektu "Cyfrowa Biblioteka Myśli Narodowej", więcej o samym projekcie możecie przeczytać tutaj.


Tekst znajduje się w Domenie Publicznej i może być dowolnie rozpowszechniany i powielany. @myslnarodowa zrzeka się wszelkich praw autorskich związanych z digitalizacją i obróbka tekstu na zasadzie licencji Creative Commons Zero
Sort:  

Twój post został podbity głosem @sp-group. Kurator @julietlucy.

Coin Marketplace

STEEM 0.33
TRX 0.11
JST 0.034
BTC 66753.89
ETH 3256.47
USDT 1.00
SBD 4.34