Ah ta przewrotna satysfakcja...

in #polish6 years ago (edited)

Wczoraj gdy wracałam z Wielkiej Wyprawy, która bardziej dała mi kopa w tyłek niż spodziewaną satysfakcję poczułam coś niespodziewanego. Jeszcze dzień wcześniej, będąc na Śnieżce wcale nie czułam ani dumy ani satysfakcji. Kurcze! Zdobyłam zimą najwyższy szczyt Sudetów, ba! Moich kochanych Karkonoszy i... i nic... Nie miało to nic wspólnego z błogostanem, satysfakcją czy dumą. 

Za to środowym przedpołudniem zaparzyłam herbatkę do termosu, spakowałam się, zrobiłam mały spacer do sklepu i zahaczyłam o ładną panoramę gór, a potem zjadłam obiad i wsiadłam do pociągu. Nic szczególnego? Możliwe, ale... idąc tak samotnie na peron zaczęłam układać sobie w głowie pomysł, który tkwił we mnie od ponad pół roku. Jakoś nie było czasu się tym zająć, a jak chwyciłam się za pomysł to go spaprałam w 2 czy 3 stronach i wpadając w stan "zostawię, może jeszcze się ułoży". Ułożyło, ale zupełnie inaczej. Tamto w zasadzie jest do kosza, ale ale!

Do domu wracałam z taktycznym bananem na twarzy. W słuchawkach miałam zapętloną piosenkę, która obudziła we mnie pomysły. Słuchałam, nuciłam i uczyłam się tekstu ponad 7 czy 8 godzin. Tak, ja tak mam. Dziś też zapętlona króluje w moim domu na słuchawkach lub głośniku.

Jak tylko wsiadłam do pociągu przez długą chwilę szacowałam wady i zalety wypakowania z plecaka laptopa. Porzuciłam tę idee ze względu na konieczność wypakowania połowy plecaka, a później zapakowania ją przy chowaniu laptopa z powrotem. No cóż, ledwo dopchnęłam dwa swetry do środka więc nie miałam ochoty publicznie dopychać jakiś drobnostek z plecaka. Sięgnęłam za to po telefon! Gdzieś na komunikatorze zagadnęłam @mazelin chwaląc się entuzjazmem i śmiejąc się, że pierwszą książkę napiszę chyba na telefonie.

Faktycznie wczoraj na telefonie napisałam zaledwie 5 stron A4 korzystając z dysku Google. Śmiać mi się chciało, że Harrego Pottera napisano na serwetkach w knajpce, a ja piszę na telefonie kolejne rozdzialiki.

Dziś napisałam kolejnych 5 stron już na komputerze, ale temat przecież jest inny jak i to do czego dziś zmierzam.

Zbliżając się do Wałbrzycha nalałam sobie zaparzoną herbatkę. Kupiłam ją tego dnia rano w Biedronce. Kiedyś już ją piłam, a teraz zadowolona sięgnęłam po różany napar. Odetchnęłam z ulgą i poczuciem dobrej roboty i głową dudniącą od muzyki i pomysłów. Spojrzałam za okno i znów ukazały mi się góry. Wiecie co? Dopiero wtedy poczułam prawdziwą satysfakcję.

Dzień wcześniej poskromiłam złośnicę! Wlazłam na "księżniczkę" i nawet nie witając się z nią zeszłam ze szczytu strząsając śnieg z butów. Wtedy nie czułam tego czego chyba najbardziej mi brakowało. Chwili refleksji, szału twórczego i... eh...

Czułam się pełna. Oczy widziały coś niezwykłego. Miałam świadomość, że byłam tego częścią. Uszy słyszały (i nadal słyszą) rytmy przy których trudno wysiedzieć mi na miejscu i od których czuję się piękniejsza. A głowa? Ta pracowała jak szalona dając szkielet tego co miało powstać i się wydarzyć na łamach skromnej książeczki. 

Nie wiem, czy ten tekst, który mam otwarty w drugiej zakładce kiedyś ujrzą oczy inne niż moich najbliższych przyjaciół i rodziny. Może opublikuję je tutaj... może nie? Jeszcze nie zdecydowałam. Póki co wiem, że wymaga szlifów oraz znacznie większej ilości literek bym uznała je za dokończone.

Czasem szukamy satysfakcji zupełnie gdzieś indziej. Czasem mamy nadzieję poczuć ją na przedostatnim schodku nie zdając sobie sprawy, że czai się tuż za rogiem. 

Życzę Wam, czytelnicy tego postu, byście poczuli to co ja wczoraj pijąc różaną herbatę i zbierając myśli by przelać je na "papier".

Sort:  

Taktycznym bananem :)

A widzisz! Zapomniałam wspomnieć, że zachowywałam się jak totalny debil lub osoba chora psychicznie!
Śmiałam się do siebie, bezgłośnie śpiewałam, wyglądałam przez okno i non stop klepałam na telefonie robiąc przerwy na niskokaloryczne przegryzki i herbatkę.

Coin Marketplace

STEEM 0.31
TRX 0.11
JST 0.033
BTC 64550.89
ETH 3156.32
USDT 1.00
SBD 4.30