Moje starocie #1 - Frankenstein (1931) (open in new window)

in #undefined6 years ago (edited)

Nie samą polityką człowiek żyje, ale również filmami. Filmami, które w tak piękny sposób odrywają nas od rzeczywistości i przenoszą w bajkowy świat, pozwalają się rozerwać albo wzbudzają huragan emocji i refleksji.

A tak się składa, że kocham kino. Ale nie tylko te współczesne, intensywnie bodźcujące widza doznaniami audio-wizualnymi, ale też to nieco dawniejsze, w którym brak możliwości cyfrowej obróbki wymagał od twórców większego zaangażowania na innych polach.

Dlatego rozpoczynam cykl regularnych postów, w których będę dzielił się moimi spostrzeżeniami, przemyśleniami na temat tych staroci (tj. filmów powstałych w XX wieku), które w ostatnim czasie miałem okazję obejrzeć, a które zrobiły na mnie na tyle duże wrażenie, żeby je skomentować i ocenić. A niektóre z nich są naprawdę stare. Tak stare, że pewnie mało kto je oglądał. Inne są nieco nowsze i bardzo znane, ale i tak je opiszę. Liczę na jakąś wymianę zdań. Być może dowiem się, czego nie widzę.

Raczej nie będą to moje ulubione filmy (nie będzie Tarkovskiego ani Felliniego – za wysoka poprzeczka, żebym recenzował), a jedynie te, które w ostatnim czasie oglądałem (lub obejrzę).

No niby ma być bez polityki, ale ciężko mi patrzeć na obraz zamykając jednocześnie moje ideowe oko, dlatego przy niektórych wpisach może pojawić moralizowanie. Np. już w tym (ale chyba nie we wszystkich). Wszak fabryka snów ma na tyle wyraźne barwy, że czasem ciężko ich nie zauważyć.

Docelowe wpisy mają pojawiać się raz w tygodniu we wtorek lub środę. Jedynym wyjątkiem będzie najprawdopodobniej ten tydzień. W tym tygodniu pojawią się 2 teksty.

Poster_-_Frankenstein_02.jpg

I tak na pierwszy ogień leci klasyka science-fiction.

Frankenstein (1931) - miło czasem obejrzeć film w formacie akademii 4:3 (nb. to ciekawe, że format charakterystyczny dla telewizji nazywa się formatem akademii).

Wtedy nie było Oscara za najlepsze efekty specjalne ani charakteryzację. Jack Pierce się ostro napracował tworząc niezapomnianą twarz potwora (chociaż znalazłem też informację, że za wygląd monstrum odpowiadał Maxymilian Factor z Polski, ale to nie jest potwierdzone). Mimo że film ma już prawie 90 lat i nikt dziś nie ogląda takich kinematograficznych emerytów, to wszyscy doskonale kojarzą kanciastą twarz Borisa Karloffa z charakterystycznymi opadniętymi powiekami i wystającymi z szyi elektrodami. Widok niezapomniany, który skutecznie wpisał się do współczesnej popkultury i tkwi w niej do dzisiaj, będąc powielanym w kolejnym produkcjach aktorskich, rysunkowych czy komputerowych.

800px-Frankenstein's_monster_(Boris_Karloff).jpg

Co się zaś tyczy efektów specjalnych, tutaj również twórcy pokazali klasę. Mamy wybuchy, pożary oraz wyładowania elektryczne. Ogólnie wszystko to, z czego dziś słynie hollywood.
O dziwo film nie otarł się nawet o nominację za najlepszą scenografię. Ale może to z powodu narysowanego na wielkim płótnie nieruchomego, zachmurzonego nieba, które zwraca na siebie uwagę (chociaż foliowe morze w Casanovie Felliniego wygląda jeszcze dziwniej, a jest to film wybitny). Poza tym scenografia robi zdecydowanie pozytywne wrażenie. Stary młyn, cmentarz, eleganckie pałace, tajne laboratorium, surowe więzienie, XIX-wieczne uliczki – wszystko to wygląda bardzo sympatycznie i niewątpliwie wymagało ciężkiej pracy. A jakoś zostało pominięte przy rozdawani statuetek (może faktycznie chodzi o ten materiałowy nieboskłon).

Gra aktorska bez zarzutu, ale i bez rewelacji. Oczywiście rola potwora nadała Borisowi Karloffowi status gwiazdy, ale tu chyba jednak więcej zrobił makijaż niż talent (nie deprecjonując aktora).

Całość też jest ok. Reżyser się postarał. Nie dostrzegam jakichś poważnych wpadek. Może poza tym, że nie mam pojęcia, jak poszukiwany potwór w biały dzień zakradł się do największego domu w mieście. I nikt go nie zauważył. Takie nieścisłości jeśli się pojawiają, to bardzo rzadko i zwykle znacznie subtelniej niż w przytoczonym przykładzie.

Jeśli zaś chodzi o samą historię, to jestem trochę... hmm... przerażony(?).
Oczywiście nie potworami, cmentarzami czy zabawą w Boga (przedwojennemu filmowi grozy ciężko kogoś dziś przestraszyć, chociaż wtedy pewnie ludzie robili w kinie po gaciach), ale przesłaniem. Dobrze wiedzieć, że już przed wojną Hollywood lubiło raczyć widza afirmacją zbrodni, relatywizmem moralnym i promocją ateizmu. Wszak czego, tak ogólnie, dziś dowiadujemy się z fabryki snów? Że czarownica chce ubić księżniczkę nie dlatego, że jest zła (czarownica), ale dlatego, że przeżyła zawód miłosny i została skrzywdzona; że zorganizowana przestępczość to tak naprawdę fajna, tradycyjna rodzina z zasadami; że para kochanków napadająca na banki to taka romantyczna przygoda etc. etc.

I również tutaj widzimy biednego, wrażliwego potwora, który musi uciekać przed rozszalałym tłumem, na czele którego stoi najgorszy ze wszystkich, czyli stwórca – dr Frankenstein (w domyśle: sam Bóg). No i biedny, nierozumiany przez nikogo stwór musi się ukrywać niczym zwierze. A to, że ów biedny, skrzywdzony stwór DLA ZABAWY morduje dziewczynkę - jakie to ma znaczenie? Wszak wcale tego nie chciał. Nie było to jego intencją. Chciał dobrze, ale nie wiedział, że nie wolno.

Chyba nie ma to związku z faktem, że autorka oryginalnej historii była córka feministki i oświeceniowego anarchisty. Zwłaszcza że generalnie Hollywoodzka adaptacja powieści Mary Shelley tylko luźno nawiązuje do oryginału.

Ale trzeba przyznać, że bohaterowie przedwojennego filmu zawsze zachowywali elegancję. Nawet pozszywane z ludzkich zwłok monstrum, które straszy i zabija, zawsze pojawia się na ekranie w marynarce ;-)

Jak na tamte czasy film robi wrażenie, ale nie zachwyca. Przesłanie trochę mnie drażni (czy przesadzam?), ale ogólnie ogląda się całkiem przyjaźnie. Ciężko ocenić, bo kiedyś inaczej się grało, inaczej się kręciło, inne były oczekiwania i potrzeby widzów.

Na pierwszy rzut: Frankenstein 6/10

Sort:  

Świetny tekst!
Ja z jednej strony chciałbym obejrzeć takie kultowe i stare dzieła, ale z racji ograniczonego czasu wybieram raczej takie filmy, przy których jest większa szansa, że mnie zachwycą.

Congratulations @kylu12488! You have completed the following achievement on the Steem blockchain and have been rewarded with new badge(s) :

You published more than 60 posts. Your next target is to reach 70 posts.
You made more than 200 upvotes. Your next target is to reach 300 upvotes.

Click here to view your Board
If you no longer want to receive notifications, reply to this comment with the word STOP

To support your work, I also upvoted your post!

Support SteemitBoard's project! Vote for its witness and get one more award!

Zdaje się, że znowu coś popsułem.
Doszły mnie słuchy, że wpis się nie otwiera po zwykłym kilknięciu w link i żeby go przeczytać, trzeba go otworzyć w nowym oknie.
Dziwne.
Może ktoś wie, jak to naprawić?

Ja czytam na steemit.com i jest ok.

Ooo. Dobrze wiedzieć. Na steemit otwiera mi się link bez części "...polish/@kylu12488/..." i dostaję errora:
"Sorry! This page doesn't exist.
Not to worry. You can head back to our homepage, or check out some great posts."
Chyba czas pomyśleć nad zmianą nawyków.
Thx, pzdr.

Coin Marketplace

STEEM 0.20
TRX 0.19
JST 0.034
BTC 91222.02
ETH 3113.00
USDT 1.00
SBD 2.90