10.04.2004 - The day poetry died

in #polish5 years ago (edited)

Ten tekst powinien pójść wczoraj, ale:

  1. Wczoraj poszedł vlog o polskim systemie edukacji.
  2. Jestem antydatystą, więc mi nie wypadało.

Wczoraj minęło 15 lat od śmierci najwybitniejszego polskiego poety od czasów romantyków.

Postać niezwykła, genialna ale i kontrowersyjna. Jacek Kaczmarski urodził się w 1957 roku i ciężko było wróżyć mu karierę inną niż karierę artysty. A i nie jeden artysta mógłby mu zazdrościć bogatej biografii. Chociaż napisał z 600 a może i 900 wierszy, najbardziej znany jest z piosenki Mury (która nb. tylko częściowo jest jego, bo muzyka jest wzięta od Luisa Llacha).

Przyszedł na świat w artystycznej rodzinie pełną gębą. Matka malarka. Ojciec też malarz. Chociaż relacje z rodzicami były dziwne. Jacek wychowywany był przez dziadków. Czemu? Ciężko powiedzieć. Chyba starzy nie mieli czasu. W młodości Jacek pisał wiersze dedykowane rodzicom, co było jego sposobem komunikacji z mamą i tatą. Później po w wywiadach niby wszystko było ok., ale z zewnątrz wyglądało to dziwnie.

Działalność na dobre rozpoczął w latach 70. W 1977 słynną Obławą rozwalił system na Studenckim Festiwalu Piosenki w Krakowie. W 1979 roku pojawiła się pierwsza płyta (niezapomnianego trio Kaczmarski, Gintrowski, Łapiński), słynne Mury. Oczywiście w międzyczasie koncerty, festiwale, przeglądy. Potem jeszcze Raj i Muzeum (z których po latach powstały Mury w muzeum raju) oraz Krzyk i nagle totalna zmiana sytuacji.

W 1981 roku Jacek, wraz z Przemysławem Gintrowskim i Zbigniewem Łapińskim wyjechali na torunée do Francji. Zainteresowanie było spore i trasa koncertowa miała się przedłużyć. A przecież w Polsce też były pewne zobowiązania. Więc Przemek i Zbyszek wrócili do kraju, aby pozałatwiać sprawy krajowe, a Jacek – jako francuskojęzyczny – został nad Loarą. Ale nagle koledzy ze sceny nie dostali już paszportu, a kilka dni później wybuchł stan wojenny. I co dalej?

Poeta na wygnaniu stanął w obliczu nowej rzeczywistości. Skończyło się szwędanie po studenckich klubach. Zaczęło się prawdziwe życie. Będąc poza Polską, Kaczmarski koncertował po całym świecie. W 1984 roku dołączył redakcji Radia Wolna Europa. Nb. z tamtego okresu pochodzą utwory Jacka w bardzo nietypowej (jak dla niego) aranżacji. Nieograniczające się tylko do gitary i czasem klawiszów.

W tym czasie w kraju utwory Jacka krążyły w drugim obiegu. Przegrywane chałupniczymi metodami, często niezrozumiane, nadinterpretowane zagrzewały naród do walki. Warto tu zwrócić uwagę na jego najsłynniejszy utwór – wspomniane już Mury. Ot niepozorny walczyk stał się hymnem Solidarności. Jest to turbo-paradoks, bo gdy spojrzeć wyraźnie na tekst, to widać, że patetyczny refren Wyrwij murom zęby krat(...), jest w cudzysłowie. Piosenka została napisane pod wpływem innej piosenki katalońskiego barda (słyszanej w wersji koncertowej), który stawiał opór ówczesnej dyktaturze w Hiszpanii. Tekst Jacka Kaczmarskiego opowiada właśnie o śpiewającym poecie, który staje naprzeciw rozemocjonowanego tłumu

On natchniony i młody był,
Ich nie policzył by nikt
.

Słuchacze przywłaszczają sobie twórczość artysty i z nią na ustach idą siać zniszczenie

Aż zobaczyli ilu ich. Poczuli siłę i czas.
I z pieśnią, że już blisko świt, szli ulicami miast.

I nagle artysta, mimo obecności wiernego tłumu, okazuje się być totalnie osamotniony.
Zwalali pomniki i rwali bruk.
„Ten z nami! Ten przeciw nam!
Kto sam – ten nasz najgorszy wróg!”
A śpiewak także był sam.

Piosenka podwójnie paradoksalna. Po pierwsze, mimo że napisana jako wyraz nieufności do ruchów masowych, stała się hymnem ruchu masowego. Po drugie, wywróżyła samą siebie. Bo i ona została odebrana autorowi i przywłaszczona przez tłum. I podobno zdarzało się, że rozentuzjazmowane tłumy nie śpiewały ostatniej zwrotki

Patrzył na równy tłumów marsz.
Milczał wsłuchany w kroków szum.
A mury rosły. Rosły, rosły.
Łańcuch kołysał się u nóg.
,

pozostając przy pięknym, budującym refrenie Wyrwij murom zęby krat.

Niestety okres emigracji to nie tylko okres bogatej twórczości, ale i moralnych wpadek. Okres pijaństwa i rozpusty. Okres pierwszego, a (nieostatniego) zakończonego rozwodem małżeństwa. Okres bójek, przypadkowych stosunków i innych niefajnych rzeczy. Znana jest anegdotka, jak Jacek Kaczmarski zaproszony był na serię występów w Anglii. Ostatni koncert był bardzo ważny. Na widowni różni oficjele, rząd na uchodźstwie itp. Niestety koncert nie poszedł najlepiej i Jacek dostał szlaban na koncertowanie na wyspach.

I w końcu upadek paskudnego systemu. W 1990 roku Jacek Kaczmarski wraca do kraju. I przed nim pierwsze spotkania z ludźmi, pierwsze koncerty, pierwsze płyty. Jak to wyjdzie? Czy ktoś go jeszcze pamięta? Czy ktoś chce go słuchać? A jednak sukces. Na koncerty przychodzą tłumy. I to tłumy młodych ludzi, którzy nie patrzą na niego przez kontekst polityczny, bo i piosenki wcale nie były polityczne, ale przez kontekst egzystencjonalny. Bo aspekt polityczny to tylko drobny wycinek twórczości Jacka Kaczmarskiego. Ale gros jego poezji to wiersze uniwersalne. Genialne pastisze, interpretacje obrazów czy wybitnych filmów lub ogólny przekrój duszy ludzkiej. Jedna z pierwszych tras koncertowych (ze Zbyszkiem Łapińskim) w odnowionej Rzeczypospolitej kończy się się złotą płytą za album Live.

Mimo jako tako prosperującej kariery, w 1995 roku Jacek Kaczmarski, wraz z (drugą) żoną i córką Patrycją (obecnie międzynarodową aktorką) wyjeżdża do Australii. Na nowym kontynencie Jacek wiedzie specyficzne życie. Dzięki systemowi socjalnemu może nie zaprzątać sobie głowy takimi błahostkami, jak codzienna praca, ale tworzyć, od czasu do czasu wpadając do Polski. W tym czasie powstają różne, mocno zdystansowane do Polski, czasem nieco eksperymentalne programy, jak np. Między nami.

Jacek w Australii nie jest najlepszym ojcem i mężem. Po latach można dowiedzieć się, że w domu była przemoc i dużo alkoholu. Chociaż i tego Jacek nigdy nie ukrywał w swojej twórczości. W swoim Testamencie 95’ wspomina

Pierwszej małżonce mojej Ince,
nim się wyrazi o mnie szpetnie,
zostawiam nasze wspólne sińce –
Pamiątki z wojny wieloletniej
.

Z resztą w licznych wywiadach Jacek często wspomina różne swoje grzechy.

Zdaje się, że ok. 1998 roku Jacek Kaczmarski poznał Alicję Delgas, z którą związał się już do końca swoich dni. Nowy związek nieco zmienił twórczość słynnego niegdyś „barda Solidarności”. W repertuarze Jacka zaczęły pojawiać się (w końcu) utwory nieco bardziej osobiste. O ile do tej pory czerpał inspiracje głównie z otaczającej go rzeczywistości, o tyle teraz zaczął opowiadać o tym, co siedzi u niego w środku.

I nagle, na przełomie 2001 i 2002 roku coś zaczęło nie grać w samym organizmie. Jakieś bóle w gardle, jakieś chrypki, jakieś problemy ze śpiewaniem. Straszliwa diagnoza: rak przełyku. Człowiek, który spędził pół życia na scenie, nagle stanął wobec straszliwej perspektywy milczenia. Może i wiecznego. W 2003 zabieg tracheotomii.

W międzyczasie rezygnacja z operacji (ze względu złe rokowania pooperacyjne oraz pewność niemożności śpiewania) i alternatywne terapie. Pełne nadziej chwytanie się każdej brzytwy. Hipertermia, homeopatia i spotkania ze znachorem. 10 kwietnia 2004 utrata przytomności, a kilka godzin później – śmierć. W międzyczasie zdążył jeszcze wykpić się ze wszystkich grzechów i (prawdopodobnie już na nieświadomce) przyjąć chrzest w obrządku katolickim.

Ale źródło wciąż bije. Utwory Kaczmarskiego wciąż są śpiewane przy różnych okazjach. Wciąż powstają nowe wykonania, różne covery i interpretacje. Niestety w telewizji w zazwyczaj kompletnie popapranej aranżacji. Ale bywa i całkiem nieźle. Wiem, że Kaczmarski był śpiewany po angielsku, (w nieco bardziej profesjonalnych wersjach) po norwesku czy nawet hebrajsku. Czy były jeszcze jakieś próby językowe? Nie mam pojęcia. To nie jest takie hop-siup przełożyć na obcy język coś z jednej strony tak polskiego (chociaż kosmopolitycznego), a z drugiej – tak doskonałego. Aczkolwiek sam Jacek nie miał problemu, żeby tłumaczyć Dylana, Brassensa, Wysockiego i innych. Sam chciałem wrzucić tu na koniec jakieś moje pienia, ale są lepsi.

Photo: By Paweł Plenzner, CC BY 3.0, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=11092764

Sort:  

"Mury" Kaczmarskiego to chyba najbardziej niezrozumiany tekst poetycki, jaki znam. A szkoda, bo Kaczmarskiego bardzo lubię!

Posted using Partiko Android

Absolutnie się zgadzam.
To trochę jak z piosenką Big Cyca "Facet to świnia". Refren jest często wykrzykiwany na całe gardło, a nikt nie zauważa, że ten refren jest w cudzysłowie. (Nie żebym jakoś próbował zrównać poziom, ale podobna sytuacja.)

!tipuvote 0.5 hide

Congratulations @kylu12488! You have completed the following achievement on the Steem blockchain and have been rewarded with new badge(s) :

You made more than 400 upvotes. Your next target is to reach 500 upvotes.

You can view your badges on your Steem Board and compare to others on the Steem Ranking
If you no longer want to receive notifications, reply to this comment with the word STOP

To support your work, I also upvoted your post!

Vote for @Steemitboard as a witness to get one more award and increased upvotes!

Coin Marketplace

STEEM 0.26
TRX 0.11
JST 0.033
BTC 64961.60
ETH 3103.64
USDT 1.00
SBD 3.86